Artykuły

Duato, gówniarz i ja

Wieczór baletowy Companii Nacional de Danza z Madrytu na Festiwalu Krakowska Wiosna Baletowa. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Wiotczeją. Wiotczeją upały. Wiotczeją upały, wracają wody. Wiotczeją symfoniczne upały, krystaliczne wody wracają do źródeł, rzeki znów mają początki, środki i końce, pies na powrót szczeka na kota, wódka jest wódką, a ja ostatecznie przestaję się udzielać w felietonowej wymianie zdań z gówniarzem. Z gówniarzem i o niczym, bo jeśli ktoś publicznie oznajmia, że to ja, a nie Krystian Lupa, przerzuciłem subtelną kładeczkę między nogą Murzyna a myślą Zaratustry i tym samym stworzyłem debilizm typu "Tako rzecze czarne udo" - to niby kto to oznajmia? Mężczyzna?

Mniejsza o mnie. Pal też licho tego konkretnego gówniarza mego. Dziś nie tylko ja jestem szczęśliwy. Ile osób może zasiąść na widowni Teatru im. J. Słowackiego? Dla elegancji powiedzmy, że pół tysiąca. I właśnie tej połówce tysiąca mych rodaków wiotczeją dziś symfoniczne upały, mrze im gówniarz ich codzienności, bo w sobotę widzieli teatralną doskonałość Companii Nacionale de Danza z Madrytu. Trzy opowieści goście z Hiszpanii ciałami opowiedzieli. Pierwsza to "Arcangelo" do muzyki Corellego i Scarlattiego. Po niej - "Cautiva", taniec na motywach nut Alberta Iglesiasa. Wreszczcie epilog - finalny pląs "Por Vos Muero" do starohiszpańskiej muzyki XV i XVI wieku. Trzy zapętlenia, trzy rozciągnięte w czasie gesty iście barokowe, trzy taneczne seanse celebrowane wokół odwiecznego sedna sztuki naprawdę mądrej. Wokół czucia po prostu.

Doskonałość choreografa Nacho Duato dokładnie na tym polega, że słowo doskonałość - lodowaty i bezcielesny zestaw liter obojętnych - w bezpośredniej bliskości tanecznych światów Duato brzmi idiotycznie, kapitalnie idiotycznie. I nie w tym sprawa, że w maestrii Duato da się znaleźć jakieś fiaska - bo się nie da - dlatego też kategoria doskonałości nie pasuje. Nie. Tutaj zwyczajnie głupio gadać o doskonałości, tak jak głupio rzec: ta rzeka płynie doskonale! Czy widział kto rzekę płynącą niedoskonale? Czyli jak - od Bałtyku do Tatr? Co właściwie znaczą durnoty typu: wadliwy szum morza, niedoskonały zachód słońca albo - błędny zmierzch?

Gdy w "Arcangelo" niemożliwe dla mnie do fachowego nazwania odcienie żółci horyzontu i odcienie brązu kostiumów tworzą harmonię tak sensualną, iż niemożliwe się wydaje, że kiedyś mogło być tak, że tej sensualności w świecie nie było - to co i komu dać może ględzenie o scenograficznych fachowościach twórców? Jeśli odziani w te niepojęte brązy tancerze w finale wstępują w niebo za pomocą czarnej płachty jedwabiu i jest całkiem tak, jakby tamten świat swym delikatnym językiem jedwabnym wylizywał nas z tego świata - to po jaką cholerę nabzdyczać się nad stopniem profesjonalizmu Duato?

Takich przykładów mógłbym teraz wymienić milion albo i dwa. Ale po co? Po co recytować wam świat? O doskonałości bądź niedoskonałości planety tanecznej Duato w istocie nie ma sensu mówić tak samo, jak w istocie nie ma sensu mówić o doskonałości bądź niedoskonałości widoku, jaki cię kłuje, gdy o świcie patrzysz przez okno kuchni. Bywa, że brak takiego sensu sprowadza brak istotniejszy, brak bardzo ludzki - brak pretensji mianowicie. Nic potężniejszego nie da się o przedstawieniu Duato powiedzieć. Jako że on nie ma pretensji - tak do świata i Boga, jak i do ludzi - tancerze jego odtańcowują tylko to, co naprawdę istotne. Brak pretensji do świata bowiem pozwala nie zajmować się chorymi pierdołami świata. Można się zajmować - czuciem. I oni tego dotykają.

Duato nie zmienił ich w doskonały trybik sztuki. On ich zmienił w doskonale niedoskonały wiór świata. Zatańczyli więc czucie ciał, pokazali czucie wilgoci na cudzej skórze, obnażyli czucie nagości i czucie wszelkiej człowieczej maski - od tej najbanalniejszej, karnawałowej, poprzez maseczki gier naszych społecznych, aż po tę ostatnią, najpotworniej nieruchomą. Zatańczyli miłosne skoki serca, zatańczyli lęk przed nagłą pustką w palcach, zatańczyli to, o czym się zapomina - że każda maska jest w istocie maską trupią.

Nie powiem, o czym to było. Tutaj pytanie to jest zwyczajnie niemożliwe. O czym to było... A o czym jest upał, źródło albo gówniarz? Dla Duato tematem nie jest, jakby rzekł poeta, czarna piana najświeższych gazet. Dla niego tematem jest kropla ludzkiego ciała w pustce ogromnej i obojętnej. Jego fabuła to nie kalka lotu nogi Irakijczyka, w biały dzień w Bagdadzie dynamitem rozchlastanego przed wejściem do baru. Fabułą Duato są gesty, drobiny ruchów, piach życia niczym paciorki różańca nanizany na jedną z niewidzialnych, diabli wiedzą jak mocnych, nici powietrza.

Dlatego szczęśliwi ci, co widzieli wirującą planetę Duato. Dokąd będą pamiętać - świat będzie miał na powrót nastawione stawy. Woda wróci do źródeł, rzeki nie popłyną pod górę, pies zaszczeka na kota, wóda wódą zaiskrzy, prasowy skowyt gówniarza zaś - stosownie się przemilczy. Bo tak Pan Bóg przykazał. Przykazał, by raczej nie tracić życia na gmeranie w planktonie nicości. Tak, dokąd w pamięci mej widział będę, jak jedwabny, czarny język tamtego świata czule wylizuje mnie z tego świata - dotąd dookolne upały symfoniczne będą kojąco wiotkie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji