Artykuły

Tańczyć mogą wszyscy

- W pierwszej kolejności poszukiwaliśmy uczestników miejscach zagrożonych opiekujących się młodzieżą zagrożoną wykluczeniem społecznym, albo w tych miejscach, które same nigdy nie zapukały by do naszych drzwi - ośrodkach socjoterapii, monarach, ogniskach wychowawczych. Zachowując jednak równowagę między nimi i uczestnikami wyselekcjenowanymi np. w szkołach. Oczywiście - Tomasz Rodowicz, Robert Hayden, Jacek Owczarek oraz Mateusz Cieślak rozmawiają o "Oratorium Dance Project". Dziś finałowy spektakl.

Tomasz Rodowicz: To co najważniejsze w Oratorium Dance Project - to jego anglojęzyczna nazwa wybrana ze względu na fakt, iż jest to projekt międzynarodowy. Obok mie siedzi Robert Hyden, który układa choreografię - tak naprawdę jest to dużo więcej niż choreografia - można powiedzieć reżyseria całego spektaklu. Ja, jako reżyser służę pomocą, uwagami, między nami jest pełne partnerstwo. Spotkanie Roberta w tym projekcie jest dla mnie ogromnie ważnym momentem, przełomowym dla jego charakteru.

Inspiracją tego projektu, był film "Rytm to jest to" zrealizowany w Berlinie, który został zorganizowany z filharmonikami oraz choroegrafami Dance United z Wielkiej Brytanii. Nie wiedzielibyśmy o tym gdyby nie przyszedł do nas z tym pomysłem Mateusz Cieślak. Zadawaliśny sobie pytania: co można zrobić w pracy z młodzieżą, która nie jest zawodowo wykształcona artystycznie, ani muzycznie, ani tanecznie. Z czasem udało nam się nakłonić do współpracy Roberta, który miał pracować z nami w przyszłym roku nad spektaklem"Bahandki"i który cudem wygospodarował czas na pracę z nami. To on jako pierwszy zaznaczył, że nie chce stworzyć dwóch osobnych części, czyli gotowej choreografii do gotowej muzyki, ale wykorzystać to co było naszą częścią muzyczną - Oratorium pisane przez kompozytorów Tomasza Krzyżanowskiego i Macieja Maciaszka, że chce wpisać to działanie.. w tę muzykę. Drugą ważną decyzją była praca z młodzieżą i stworzenie absolutnie indywidualnej choreografii opartej na doświadczeniach wszystkich tych młodych ludzi. Jak powiedział - "Jeżeli oni maja się utożsamiać z tym projektem, to muszą go współtworzyć, czuć się się współodpowiedzialni - znać temat i muszą wspólnie, razem działać."

Trzecią ważną rzeczą dla tego projektu projektu i nową w stosunku do tego co robiliśmy wcześniej, jest ogromna grupa, już teraz przyjaciół. Grupa przyjaciół-artystów z Łodzi, którzy się wspomagają, współtworzą i współdziałają z Robertem. Mówię tu o grupie Jacka Owczarka z Pracowni Fizycznej oraz grupy tancerzy, niezależnych artystów zrzeszonych w Movin' Łódź . Dzięki tej współpracy udało się stworzyć projekt - niezwykle gęsty, nasycony ogromną energią i pracą.

Nawet wyszukane formy tańca współczesnego starają się raczej trzymać form od dziesięciu do dwudziestu minut pełnej choreografii - wiedząc, że taka jest wytrzymałość fizyczna w pełnej intensywności. My pokusiliśmy się na coś więcej - chcieliśmy stworzyć pełno godzinny spektakl z obecnością na scenie wszystkich tancerzy i muzyków. Team początkowo pracował oddzielnie pod okiem ośmiu instruktorów, następnie grupy te łączyliśmy robiąc wspólne próby. Warunki były mało sprzyjające - mało istnieje miejsc w Łodzi w których istnieje przestrzeń podobna ta do tej z Wytwórni. Zmuszeni byliśmy do kompromisów - posługiwać się wyobraźnią przestrzenną bardziej samą przestrzenią. To jest cecha i rodzaj metody zarówno w warstwie muzycznej jak i tanecznej. To co dla mnie osobiście jest najważniejsze, to jest to co stało się z tymi ludźmi podczas czterech miesięcy pracy. Prawdą jest, że różne grupy różnie pracowała, ale to w jaki sposób oni się zmienili, zmienili swoją postawę wobec tej pracy, a także sposób w jaki zmienili sosób swojego myślenia o pracy i sztuce. Wiem, że niektóre z tych zmian są stałe. To co się z nimi wydarzyło - na pewno z kilkunastoma osobami - to już jest najbardziej trwały efekt tego procesu, tego projektu, tego zadnia do wykonania.

Robert Hyden: Chciałbym dodać, że jednym z najważniejszych efektów tego projektu, będzie to co jego uczestnicy wezmą ze sobą po zakończeniu, i to jest coś czego w żaden sposób nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Możemy mieć tylko nadzieje, że ten projekt wywrze ogromny wpływ na ich życie, długotrwały wpływ.

Tomasz Rodowicz: Po za grupą przyjaciół, która zyskaliśmy mam nadzieję, iż zyskaliśmy trwałą wartość, która pozwoli nam robić kolejne projekty w innym wymiarze, przy innych pomysłach. Dla mnie osobiście samo miejsce w którym powstał Oratorium Dance Project jest ważne. Wylądowałem w Łodzi w 2007 roku. Wybraliśmy razem z zespołem to miejsce, potrosze dlatego, że było więcej wiadomych niż niewiadomych, ale nie bardzo chcieliśmy jechać do Wrocławia czy Warszawy, gdzie nas zapraszano, ponieważ tam już - jak nam się wydawało - wszystko. W Łodzi wyzwania czekają, szczególnie jeśli chodzi o pracę artystyczną. Tu są ludzie, którzy chcą się spotykać i rozmawiać, którzy chcą współtworzyć. Mieszkańcy tego miasta być może tego nie wiedzą, ale jeździłem na tyle dużo, by wiedzieć jak się rozmawia z twórcami, artystami z pogranicza biznezu i kultury. To w tym mieście kryje się potencjał. Otwartość tego środowiska tu jest ewidentna, nie spotkałem drugiego miasta gdzie można było tak spokojnie i otwarcie rozmawiać z artystami, ludźmi sztuki. Przy okazji tego projektu pojawili się ludzie, którzy nie mają nic wspólnego z kulturą, a którzy chcieli by ją wesprzeć. To miasto jest miejscem w którym pierwszym pytaniem nie są pieniądze ale "co chcecie robić?, dla kogo, i dlaczego?"

Podsumowaniem i dokumentacją Oratorium Dance Project będzie film, który powstawał i nadal powstaje w równolegle z rozwojem projektu. Będzie on - mam nadzieję- punktem wyjścia do rozmów dla wszystkich tych, którzy nie będą mogli być z nami w trakcie wielkiego finału - Oratoriuma Antyk/Trans/Orchestra. Bardzo chcielibyśmy, aby był on wstępem do możliwości pokazania go poza granicami Łodzi.

Dziennikarz: Dowiedziałam sie z materiałów, że część z tych dzieci i młodzieży pochodzi z rodzin biednych a nawet patologicznych. Jak Pan ocenia umiejętności tej młodzieży, która ma zgoła odmienne warunki życiowe od dzieci z tzw. bogatych domów? Czy to zdolna młodzież pod względem artystycznym?

Tomasz Rodowicz: Robiliśmy wszystko aby nie dzielić młodzieży ze względu na ich pochodzenie. Od początku trzymaliśmy się tych samych kryteriów wobec wszystkich grup. Z premedytacją nie kładę nacisku na komunikowanie środowisk z którego pochodzi każde z nich. Założeniem projektu, było to że chcemy znaleźć reprezentacje tego miasta w pełni. Pokazać na scenie taką małą Łódź, czyli pokazać wszystkie możliwe środowiska jakie w tym mieście sa i tak wybierac ludzi - nie ograniczając się, nie sprawdzać przychodu netto na członka rodziny, nie robić ankiet. W pierwszej kolejności poszukiwaliśmy uczestników miejscach zagrożonych opiekujących się młodzieżą zagrożoną wykluczeniem społecznym, albo w tych miejscach, które same nigdy nie zapukały by do naszych drzwi - ośrodkach socjoterapii, monarach, ogniskach wychowawczych. Zachowując jednak równowagę między nimi i uczestnikami wyselekcjenowanymi np. w szkołach. Oczywiście pamiętajmy o tym, że o tych ludzi, którzy przeszli przez nasze warsztaty było około pięciuset osób. Następnie wybraliśmy tych najlepszych, tych którzy mają jakieś predyspozycje. A ponadto posiadają - jak to nazływa Grotowski - "muskuł woli", determinację czy motywację, która pozwalała by im na regularność uczestniczenia w tym projekcie.

Jak oceniamy ich talenty, możliwości? Bardzo wysoko - zarówno mnie jak i kolegom ze Stowarzyszenia wydaje, że zarówno od strony muzycznej, jak i tanecznej, że są bardzo utalentowani. Mają gigantyczny potencjał. Cała trudność polegała na znalezieniu metody, sposobu otworzenia ich. Pamiętajmy, że oni byli niezwykle poblokowani - w głowach, w ciałach i w głosach. Te blokady wynikają z życiowych doświadczeń, ze środowiska, które jest bardzo bezwzględne - dużo mniej tolerancyjne niż w Pana dzieciństwie czy moim. Presja jest większa a weryfikowalnośc zachowań ostrzejsza.W związku z tym największym zadaniem zarówno w grupie muzycznej i ruchowej było znalezienie sposobu, aby wstydzili się siebie na wzajem, swoich ciał, swoich relacji. Oczywiście nie jest to łatwe, nie do końca to zawsze wychodzi, ale na szczęście i Robert Hyden i nasi przyjaciele są takimi ludźmi i potrafią przez rodzaj zabawy, intensywności ruchu, atrakcyjności różnych ćwiczeń, potrafą nagle ich odblokować, otworzyć.

Dziennikarz: Czy może się tak zdarzyć, że któryś z tych młodych wykonawców poświęci się sztuce w sensie zawodowym?

Tomasz Rodowicz: Wierzę, że się w paru przypadkach to się stanie. Mam nadzieję, że będziemy potrafili im pomóc. U niektórych - już teraz to wiemy- taki pomysł już się pojawił.

Dziennikarz: Czy to szansa na wielki awans życiowy?

Tomasz Rodowicz: Albo klęska życiowa. Niech pan zobaczy, czy ja jestem awansowany życiowo? Tułam się od projektu do projektu.(śmiech)

Dziennikarz: A czy jest pan pewien, iż Ci ludzie nabrali tej pewności siebie, otwartości.

Tomasz Rodowicz: To jest najważniejsze. Gdybyśmy ich tego nauczyli - z resztą dadzą sobie radę. To nie jest tak, że bardzo chcemy wychować młodych tancerzy czy śpiewaków. Bardziej nam zależy na tym, żeby oni uwierzyli w siebie. Jeden z uczestników chce iść do technikum gastronomicznego, inna dziewczyna pragnie zostać fryzjerką. Zależy mi na tym aby ona nie tylko chciała, ale też to zrobiła, ponieważ do tej pory myślała, że to nie możliwe, że zostanie wyśmiana. Musi wiedzieć, że podejmując decyzję jest władna to zrobić, bo ma wystarczająco siły i motywacji, żeby dokonać właściwego wyboru w swoim życiu. Nie musi być kierowana, manipulowana i stymulowana przez zewnętrzne siły, rodziców, szkołę i kolegów. To będzie jej decyzja.

Dziennikarz: Karol Szymanowski jest autorem słynnej rozprawy na temat wykonawczej roli sztuki. Tutaj mamy poniekąd personifikację tych tez, to też ma wielkie znaczenie, ci ludzie, którzy przeszli przez tą wspólną pracę, której efekt poznamy za kilka dni, zostali przez państwa w pewien sposób wychowani. Wobec tego - czy ci ludzie będą przygotowani w dobry sposób do różnych życiowych zadań?

Tomasz Rodowicz: Chyba tak. Oni nagle zobaczyli, że istnieje takie miejsce, gdzie ludzie pracują według noramalnych, zdrowych zasad, gdzie jest podawany komunikat, nie ma gry, nie ma presji, nie ma hierarchii stada. Wiadomo kto czym kieruje, ale odwołuje się to do bardzo prostych i czystych zasad. Być może część z nich w ogóle nie wiedziała, że takie miejsca istnieją, że mogą coś takiego próbować sami tworzyć, szukać takich miejsc.

Robert Hayden: Jedną z podstawowych przyczyn, dla której wszedłem w ten projekt było to, że ani Tomek, ani ja nigdy nie chcieliśmy ustawić przedstawienia i nakładać go na jego uczestników. Nigdy nie chcieliśmy ofiarowywać im ustalonej struktury. Właściwie nie wiedziałem z kim będę pracować do momentu pierwszego spotkania z dzieciakami. Ten projekt łączył się dla mnie z pewnego rodzaju niewiadomą. Nie miałem pomysłu na gotową choreografię, nie miałem też żadnej ramy dla tego spektaklu. I zrobiłem to celowo, ponieważ nigdy nie chciałem tworzyć z ludzi tancerzy, aktorów, muzyków, którzy będą odtwarzali materiał zaoferowany przeze mnie. Każdy z uczestników projektu ma swój własny, wewnętrzny dar, własny sposób na postrzeganie życia, sztuki i na tworzenie. Chciałem przede wszystkim tych ludzi otwierać i budzić w nich kreatywność oraz poczucie odpowiedzialności, które pozwoli im z nami współpracować. Nie mam tu na myśli wyłącznie uczestników, ale również cały zespół, z którym pracowałem. Nigdy nie chciałem dawać tym ludziom gotowej roli, odpowiedzi na to jak powinni się zachowywać i żyć. Chciałem wspierać ich i otwierać jako ludzi.Dlatego też każdy z uczestników projektu sam decydował o stopniu w jakim się w ten projekt zaangażuje. Podczas pierwszego spotkania, po kilku słowach Tomka, tłumaczących ideę projektu, przez chwilę nic nie mówiłem tylko patrzyłem na nich aby zorientować ilu spośród nich w rzeczywistości tam będzie. Chciałem się wtedy bezpośrednio z każdym z nich skontaktować, każdemu z nich spojrzałem prosto w oczy, żeby zorientować się czy każdy z nich jest gotowy. I od tamtego momentu do dziś przeszliśmy drogę, która pełna była sukcesów i porażek, tak jak każdy proces twórczy. Chciałem, żeby oni wszyscy zrozumieli i nauczyli się grać w grę, w która gramy w sposób bardzo poważny i zdyscyplinowany. Nawet na placu zabaw, na którym bawią się dzieci, każda gra, w którą grają ma pewne reguły. Jeżeli któreś z nich ich nie przestrzega, odpada. Dlatego bardzo ważne było, żeby uczestnicy tego projektu od początku poznali zasady, według których będziemy grać,bawić się. Chciałem, żeby każdy z nich twardo stał na ziemi jednocześnie będąc z głową w chmurach. Zwykle uczymy tego, czego sami się chcemy nauczyć i to dotyczy nie tylko instruktorów, ale także uczestników tego projektu, więc to nie jest jednokierunkowe działanie, cały czas zachodzi wymiana. Bardzo jestem wdzięczny za pomoc tancerzy Jacka Owczarka i całego zespołu prowadzącego tych wszystkich ludzi w procesie twórczym. Mam nadzieję, że korzyści płynące z tego projektu będą długofalowe nie tylko dla uczestników, ale również dla widzów.

Dziennikarz: Mnie nasuwa się skojarzenie z "Metrem" Józefowicza. On właściwie też zgarnął samorodne talenty. Życzę państwu żebyście odnieśli większy sukces niż Józefowicz, gdy pojedziecie z tym spektaklem na Broadway.

Mateusz Cieślak: Ja, ze swojego punktu wiedzenia bardzo się cieszę, że ten projekt wydarzy się właśnie w Łodzi, ponieważ nie jestem z tąd., przyjechałem tutaj na studia, które skończyłem niedawno. Gdy zacząłem się tym interesować, rozmawiać z ludźmi. Spotkałem na swojej drodze Richarda Berkeleya, który w wywiadzie dla Gazety Wyborczej opowiadał o projekcie berlińskim. Opowiedziałem mu o Łodzi jako o mieście, w którym są dwie kategorie młodych ludzi: taka, która raczej nic z swoim życiem nie robi oraz ta, która studiuje, zdobywa wykształcenie. Te dwie grupy się nie spotykają mimo, że chodzą tymi samymi ulicami. Zależało mi aby je połączyć w tym projekcie, aby tam młodzież była zauważona i doceniona, mogła wejść do filharmonii czy teatru nie tylko jako widownia ale jako artyści.

Jacek Owczarek: Pracowałem z tymi dzieciakami od samego początku i to jaką zauważam różnicę w umiejętności koncentrowania się, w wierze w swoje umiejętności to jest bardzo duży skok w stosunku do tego, jak zaczynali. Uważam to za duży sukces. Ten projekt jest osiągnięciem ze względu na rolę społeczną. Ta młodzież zaprzyjaźniła się ze sobą, spędzają razem dużo czasu. Myślę, że tą wiarę w ludzi i siebie samych będą nieść dalej. To właśnie jest podstawową miarą tego przedsięwzięcia i wydaje mi się, że ono się udało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji