Walka ołowianych żołnierzyków z Królem Myszy
"Dziadek do orzechów i Król Myszy" w coreogr. Toera van Schayka i Wayne'a Eaglinga w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Dorota Szwarcman w Polityce.
Już zapowiadając sezon dyrektorzy Opery Narodowej anonsowali, że nowy "Dziadek do orzechów" będzie tradycyjny i baśniowy, w sam raz dla dzieci. I tak właśnie jest. Nie bez powodu na scenie pojawia się obraz warszawskiej Starówki i zamarzniętej Wisły. Choreografowie Toer van Schayk i Wayne Eagling (pierwszy z nich to również autor dekoracji i kostiumów), którzy pokazują ten spektakl po raz trzeci, zawsze przenoszą akcję do konkretnego miasta (wcześniej były to Amsterdam i Helsinki). Tym bardziej więc ucieszyło ich, gdy dowiedzieli się, że autor bajki E.T.A. Hoffmann w Warszawie spędził kilka lat, a w "Dziadku" sportretował swoich tamtejszych przyjaciół. Przywrócili więc
bohaterom nazwisko Hitzigów (choć nie imiona dzieci - zgodnie z naszymi przyzwyczajeniami to Klara i Jaś, a nie Maria i Fred), a do salonu na króciutką chwilę wprowadzony został sam Hoffmann ze słynną z innego dzieła postacią - Kotem Mruczysławem (ten pojawi się jeszcze później).
Efektowne pod względem plastycznym (przezabawne zwłaszcza kostiumy myszy) i choreograficznym, pod sprawną batutą Evgenya Volynskiego przedstawienie jest wdzięcznym teatrem familijnym, w sam raz na Gwiazdkę. A raczej na Mikołajki. W ten czas bowiem przenieśli je realizatorzy, by nie stawiać na scenie choinki.