Artykuły

Półtorej strony i 12 godzin

W maszynopisie ten tekst ma zajmować półtorej strony - w teatrze spędziłam dwanaście godzin...

W teatrze? Delikatnie zarysowana rama znaczyła jakby ekran albo obraz. Czasem zwężony jak w panoramicznym filmie, czasem przekraczający swoje ramy, zagarniający widza do wnętrza, osaczający go, przenoszący poza czas i przestrzeń. Tutaj nie dało się wejść prosto z ulicy, zachowując pamięć i świadomość tego, co na zewnątrz. Było się w środku teatru - bohatera - artysty - siebie... Penetracja odbywała się w głąb przestrzeni wspomnienia wypełniającego samotność.

Równolegle prowadziła droga ucieczki bohatera od miejsc oswojonych od dzieciństwa, bezpiecznych, znanych, własnych, ale już nie tożsamych z osobą młodego człowieka-artysty, który chce się od nich uwolnić. To długa droga przez ciemne rejony wielkiego obcego miasta-śmierci i marginesy świadomości młodego artysty, droga wtajemniczeń, inicjacji, snów i wspomnień, niespełnionych tęsknot i lęków, kolejnych ucieczek aż po przeobrażenie - w małym, brudnym pokoju wielkiego miasta, jak w klatce, wśród bezwstydnych oczodołów cudzych okien - osiągnięcia tej dojrzałości, która pozwoli wrócić.

Tryptyk o Synu Marnotrawnym ułożony z fragmentów prozy R. M. Rilkego ("Ewald Tragy", "Pamiętniki Malte-Lauridsa Brigge" i "Historia opowiedziana ciemności") i z dopisanych przez reżysera "apokryfów" składa się na przypowieść o kondycji artysty, dosyć nierówną, rażącą dziwnym pomieszaniem poetyk, od rodzajowości po metafizyczne wizje, która powoli staje się traktatem o niemożności skończenia. Jakby kolejnym, choć niezamierzonym, eksperymentem Krystiana Lupy - jak długo w czas slega percepcja widza?

Jest w przedstawieniu scena zmagania między Studentem - młodym człowiekiem wychowanym w mieszczańskim rygorze wśród powinności i przyzwoitości a Artystą, kimś nieuporządkowanym nie tylko wewnętrznie, nieprzewidywalnym dla samego siebie. Nie poddać się do końca magnetycznemu, drapieżnemu bałaganowi cudzej duszy. Takie samo napięcie powstało pod koniec przedstawienia między sceną a salą, która śmiechem odreagowywała długość i natężenie spektaklu. I choć całość przedsięwzięcia imponuje i przytłacza ogromem, pytanie, na jak długo można dać się uwieść tej specyficznej, egotycznej, dotkliwej formie teatru. Przestaje być otwarty, jeśli zaczyna dominować nad wszystkimi innymi treściami przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji