Artykuły

Kraina uśmiechu

Premierę operetki Franciszka Lehara "Kraina uśmiechu" zapowiedziały błękitne plakaty, których najważniejszym elementem graficznym jest ośmiotaktowy fragment popularnej arii "Twoim jest serce me". Projektant popełnił w nim dwa błędy (kto zna nuty, niech sobie przy pierwszym napotkanym słupie ogłoszeniowym zaśpiewa to co tam napisano). O tej błahostce piszę - oczywiście - z przymrużeniem oka, ale w pierwszym momencie odebrałem ją jako zły omen, jako zapowiedź poważniejszych błędów. Siadłem na widowni pełen sceptycyzmu, zwłaszcza że mam jeszcze w pamięci fatalny ubiegły sezon. Jednak w miarę rozwoju akcji mój nastrój się zmieniał.

Podobno zespół Operetki Wrocławskiej przygotował "Krainę uśmiechu" w bardzo krótkim terminie. Do gorączkowej pracy zmusiła go twarda rzeczywistość; publiczność na niektóre operetki nie chciała kupować biletów, a znowu inne trzeba było zdjąć z afisza z powodu poważnych luk w obsadzie (teraz przyszło płacić za błędy poprzedniej dyrekcji). Na przykład w "Królu walca" lub "Polskiej krwi" zabrakło głównych solistów. Czym prędzej więc należało wprowadzić do uszczuplonego repertuaru coś nowego i atrakcyjnego.

Wybór padł na "Krainę uśmiechu", dzieło piękne, ale i trudne, bliższe operze niż operetce. Popularne arie ("Twoim jest serce me", "Uśmiech na ustach", "Wieniec kwiatów jabłoni", "Przy herbatce we dwoje") obok ciekawych linii melodycznych zawierają także sporo problemów technicznych, z którymi niejeden solista operetkowy nie może sobie poradzić. Nie spodziewałem się więc w tym względzie żadnych atrakcji. Jeśli na kogoś liczyłem, to tylko na Stanisława Stelmaszka, który ciągle jest w naszej operetce pierwszym tenorem. Stało się jednak inaczej, a to za sprawą dwóch debiutantek: Ewy Klanieckiej w roli Mi oraz Anny Dębskiej-Molendy w roli Lizy.

Ewa Klaniecka jest absolwentką wrocławskiej Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej (niestety, nie udało mi się dotychczas ustalić kto był jej pedagogiem i szkoda, że nie ujawniono tego w programie). Natomiast Anna Dębska-Molenda przybyła do Wrocławia z Zespołu Pieśni i Tańca "Śląsk". Zamierzała podobno zatrudnić się w chórze, lecz dyr. Leon Langer zaryzykował i powierzył jej jedną z ważniejszych partii solowych.

Świeże, czyste i ładne głosy obu pań wzbudziły szczery podziw; opanowały też one nie najgorzej warsztat aktorski, a Ewa Klaniecka potrafiła chwilami autentycznie wzruszyć. Najważniejsze, że obie śpiewaczki wystrzegają się owego taniego, typowo operetkowego sentymentalizmu, który dla wielu współczesnych widzów bywa wręcz irytujący.

Mocną stroną spektaklu jest także scenografia Mariana Stańczaka. Doprawdy - to rzadkość, aby w operetce publiczność nagradzała pracę scenografa brawami (w III akcie).

Spektakl wyreżyserował Leon Langer i jemu także należą się wyrazy uznania. Główny nacisk położył na stronę muzyczną; podporządkował jej dialogi i żarciki. "Kraina uśmiechu" jest operetką bez szczęśliwego zakończenia, o uczuciach mówi prosto i prawdziwie. Jeżeli więc obok ludzkich dramatów pojawia się dowcip, to utrzymuje się w granicach dobrego smaku; najczęściej jest dyskretny, niedopowiedziany do końca.

Ma "Kraina uśmiechu" swoje słabe strony, przede wszystkim w zespole baletowym. Niektórzy z jego członków, a zwłaszcza mężczyźni, nie potrafią ukryć, że taniec jest dla nich katorżniczą pracą. Na szczęście tych pląsów jest niewiele i nie zaciemniają one ogólnego dobrego wrażenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji