Artykuły

Gdybym był bogaty czyli "Skrzypek na dachu"

Bilet do Metropolitan Opera kosztuje ok. 100 dolarów. Na Broadwayu trzeba zapłacić od kilkunastu do kilkudziesięciu dolarów. Wrocławskie przedstawienie "Skrzypka na dachu" można obejrzeć za czterdzieści tysięcy złotych.

Najnowsza premiera wrocławskiej Operetki trwała trzy i pół godziny i zakończyła się siedmiominutową owacją na stojąco. Nowy dyrektor artystyczny, Jan Szurmiej, w ciągu dwóch miesięcy, zdołał przekształcić skostniałą formułę operetki w nowoczesną formę musicalu. Rokuje to nadzieje na zmianę widowni, dotychczas składającej się głównie z wycieczek szkolnych.

Na tle bezbarwnych produkcji teatralnych ostatnich lat (nie mówimy tu rzecz jasna o "Sztukmistrzu z Lublina" i "Kandydzie") "Skrzypek na dachu" z pewnością prezentuje się korzystnie. W przedstawieniu Szurmieja imponuje szlachetna prostota stylu. Twórca inscenizacji przyswoił sobie zdolność przekształcania zwykłych codziennych ruchów i gestów w taniec niby swobodny, niby improwizowany, a przecież jakże kunsztowny i precyzyjny. To oczywiście żaden wynalazek - Robbins robił to na Broadwayu już wiele lat temu - ale dla nas ma to smaczek nowości. Wielka to zasługa Leopolda Kozłowskiego, którego oprawa muzyczna to takie klezmerskie granie - patos jest wyciszony, a humor nigdy nie przeszarżowany. Duże wrażenie robią kostiumy Marty Hubki, oszczędne w barwie, udające autentyk, przywołujące na myśl obrazy ze starej fotografii.

"Skrzypek na dachu" kojarzy się przede wszystkim z chwytliwymi przebojami muzycznymi. Wrocławscy artyści niektórych tematów jednak nie unieśli ("Gdybym był bogaczem"), choć zdarzały się wykonania wybitne - łagodny ale pełen ekspresji chór "Anatewki" i wzmocniony sugestywną choreografią "Lechaim". Szkoda, że umiejętność śpiewu rzadko idzie w parze ze zdolnościami aktorskimi, których artystom operetki brakuje.

Mimo tych braków w kuluarach słyszało się rozentuzjazmowane głosy: "genialny", "spektakularny". Otóż nie wydaje się, by było to przedstawienie aż tak znaczące Klarowne, czyste i jednorodne - owszem, ale przecież jest to premiera cokolwiek odgrzana. Po filmie Jewisona, oglądanym niedawno w telewizji, nie jest to spektakl, który porwie pół Polski. Trudno domagać się aktualizacji tekstu nowojorskiego, choć bądź co bądź obraz tej kultury, tych czasów bliższy jest Polsce, a jej korzenie tkwią w Galicji, nie na Mahattanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji