Artykuły

Zorba bez bum-bum

W pierwszej po powodzi premierze Teatr Muzyczny - Operetka Wrocławska wystawił w sobotę musical "Zorba".

Któż z nas nie pamięta Greka Zorby z filmu Michaela Cacoyannisa - zwariowanego wagabundy o zniewalającym uroku, czerpiącego z życia pełnymi garściami, zarażającego spotkanego w drodze młodego człowieka swym optymizmem, energią, umiejętnością przyjmowania z dystansem tego, co los przynosi - i dobrego, i złego.

Zagrać Zorbę po tym, jak zrobił to w filmie Anthony Quinn, to dla aktora wyjątkowo trudne zadanie. Nie oczekiwaliśmy więc cudu we wrocławskiej inscenizacji, spodziewając się po prostu dobrej zabawy i muzyki.

Jednak grający w sobotniej premierze Zdzisław Skorek w swojego tytułowego bohatera do końca nie uwierzył, nie było w nim szczerej radości, więc nie porwał widza. Zapomniał, że sednem jego postaci są gorące uczucia, jakimi Zorba obdarzał wszystko - kobiety przede wszystkim, drugiego człowieka, każdą chwilę swego życia. Na domiar złego, aktorowi trudność sprawiał taniec - a przecież tego tańca nie zapomni nikt, kto widział film, bo to kwintesencja filozofii życiowej Zorby.

Mocno papierową postać pisarza Nikosa, czyli samego Kazantzakisa, stworzył Ryszard Klaniecki. Tylko Bubulinie, czyli Marii Cielewicz-Gisicz, gra w opowieści o umiłowaniu życia sprawiała radość. Dzięki niej bardzo dobra jest scena (także choreograficznie), w której Bubulina wspomina czterech admirałów - swoich dawnych adoratorów, emanując temperamentem i bezkonkurencyjnym w przedstawieniu wdziękiem.

Zbyt gęsto obsadzane są taneczne sceny zbiorowe. W tłoku niewiele z pomysłów choreograficznych udaje się widzowi wychwycić i zapamiętać. Wielu wykonawcom kłania się dykcja: widz np. zamiast "bez bum - bum", słyszy "bez buntu". Spektaklowi brakuje dynamiki, przez co całość się dłuży. Dopiero krótsza część druga z powodu nabierającej dramatycznego rozpędu fabuły okazała się ciekawsza.

Wokalnie przedstawienie jest blade i nienaturalne z racji sztucznego nagłośnienia piosenek i dialogów. Pochwalić za to trzeba towarzyszenie orkiestry, która z mało interesującej partytury musicalu potrafiła pod kierunkiem młodego Michała Nesterowicza wykrzesać niemało iskier. W sumie - spektakl daleki od naszych marzeń.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji