Artykuły

Pusty śmiech na deskach Akademii Teatralnej

"Rudzielec" w reż. Erica Bassa w Akademii Teatralnej w Białymstoku. Pisze Jerzy Szerszunowicz w Kurierze Porannym.

Napisał Francuz, tłumaczyli Polacy, reżyserię i muzykę zrobili Amerykanie, a zagrał kolektyw polsko-węgiersko-niemiecki. Tak powstał "Rudzielec"

Dawno, dawno temu Jules Renard napisał genialne studium emocjonalnego zwyrodnienia dziecka pozbawionego miłości. Kilka tygodni temu studenci Akademii Teatralnej zamienili je w farsę. "Rudzielec" to opowiedziana w kilkunastu krótkich scenkach historia dorastania małego, odtrącanego przez otoczenie, dręczonego przez matkę i rodzeństwo, publicznie poniżanego i wyśmiewanego dziecka.

Okaleczone emocje

Siła tekstu Renarda zasadza się przede wszystkim na tym, że nie bierze on niczyjej strony, że nie próbuje oceniać, ferować wyroków. Bo dziecko nie ocenia dorosłych - do pewnego momentu traktuje ich z bezgranicznym zaufaniem i wiarą w to, że go nie skrzywdzą, że mama kocha bezwarunkowo, a tatuś zawsze obroni. Podeptanie tej instynktownej wiary, zdeptanie zaufania jest jedną z największych zbrodni, jakiej mogą dopuścić się dorośli wobec dziecka. Żaden rodzic nie zrobi takiego świństwa własnemu dziecku świadomie. Chyba że go w głębi ducha nie kocha - chyba że znajduje skrywaną przyjemność w znęcaniu się nad dzieckiem... Wtedy dojrzewanie zamienia się w hodowlę emocjonalnego kaleki. Taki właśnie proces obserwujemy w "Rudzielcu".

Co poeta miał na myśli?

Oglądając przedstawienie można odnieść wrażenie, że reżyseria poszła "w poprzek", "pod prąd tekstu". Zamiast spodziewanej atmosfery narastających frustracji tytułowego bohatera, pogłębiającego się osamotnienia i emocjonalnego chłodu otoczenia, jesteśmy świadkami serii usilnych prób wywołania śmiechu na widowni. O ile jeszcze w pierwszej części przedstawienia jest to do przyjęcia, to czym bliżej finału, tym zabawa staje się upiorniejsza. Rudzielec, odtrącany i poniżany, sam zaczyna poniżać, kłamać, staje się okrutny. Aktorzy zdają się tego nie zauważać, ani nie rozumieć sytuacji - w dalszym ciągu pląsają, śpiewają, a publika chichocze (a może chichotała tylko na premierze?) w najlepsze.

Zdarzenia sceniczne można próbować wytłumaczyć w kategoriach groteski. Jednak nie ma jej ani w naturalistycznym tekście, ani w użytych lalkach, ani w bardzo udanej scenografii Haliny Zalewskiej-Słobodzianek. Wszystko wydaje się idealne do odegrania dramatu psychologicznego, moralitetu. Tymczasem reżyser i aktorzy grają komedię z humorem rodem z sitcomu. Mimo to "Rudzielec" jest bezdyskusyjnie warty obejrzenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji