Artykuły

Niema godzina

Piotr Cieślak, reżyser spektaklu według oryginalnego scenariusza Petera Handke, postawił na czar rodzajowych obrazków. Temu założeniu podporządkowany został imitacyjny styl scenografii, słusznie nazwanej w programie "dekoracjami". Przedstawienie, w które wpisane zostały polskie akcenty - ekipa filmująca wychodzących z kanału powstańców czy pielgrzymka wiernych - jest nawet zabawne. Na scenie nie pada ani jedno słowo (poza finałem, w którym nie wiadomo, po co lektor odczytuje fragmenty sztuki złożonej wyłącznie z didaskaliów). Nie dopatrzymy się w nim jednak deklarowanego przez autora oniryzmu. Dążność do uładzenia chaosu, nadania scenom przejrzystej dramaturgii podważyło sens całości. Sens będący - jak się wydaje - próbą oddania fragmentaryczności, ułamkowości naszego odbioru świata. Zaprzeczeniu uległa struktura wielkiej pantomimy, w której to, co realne, codzienne miesza się z mitem i układa w ciąg fantasmagorii. W publikowanym w programie wywiadzie Handke mówi o wrażeniu, jakie rodzi się, gdy długo wpatrujemy się w jedno miejsce i pozwalamy się ponieść sekwencjom oderwanych od siebie obrazów, skojarzeń, nastrojów.

W krakowskim przedstawieniu oglądamy łańcuch chwilami zabawnych, chwilami nostalgicznych obrazków z życia miasta. Odnosimy jednak wrażenie, że nie jest to wielka metropolia z jego anonimowością, jak chciał autor, lecz raczej oswojona codzienność małomiasteczkowej rzeczywistości. Sferę mitu i transcendencji oddaje jasełkowy Mojżesz, równie jasełkowa jest pojawiająca się w finale Śmierć. Ani nie przeraża, ani nie skłania do refleksji. Po prostu jest i znika wraz z całym wykreowanym na scenie przyjemnym dla oka, lecz zupełnie sztucznym i obojętnym nam światem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji