Artykuły

Skolmowski broni budżetu opery

Pan Marek Kochanowski uznał, że opera może naruszyć jego interesy. Okaże sie smokiem wawelskim, pożerającym w takim tempie białostockie dziewice, że dla "Fabryki Bestsellerów" nie ostanie się ani jedno dziewczątko - z prezesem "Fabryki ..." polemizuje Roberto Skolmowski, dyrektor Opery Podlaskiej.

Korzyści z posiadania najnowocześniejszej w Polsce sceny koncertowej ma czerpać miasto, a koszty utrzymania ponosić województwo na spółkę z dyrektorem - proponuje pan Kochanowski. Plan jest być może genialny, ale oznacza płacenie za własne przyjemności pieniędzmi wyciąganymi z cudzego portfela. Dlatego lepiej o nim z takim bezwstydem nie opowiadać.

Choćby ze względu na prestiż i dobre imię Białegostoku, który z pewnością nie chce zasłużyć na miano krwiopijcy, wysysającego wszystkie soki z reszty Podlasia. Owszem, przyjemniej brać nic nie dając, ale rozsądniej i przyzwoiciej zastosować choćby w minimalnym stopniu zasadę wzajemności (do ut des - daję, abyś dał). Wiąże ona osobę obdarowującą z obdarowaną i tworzy między nimi mocną więź. Powiem otwarcie: chciałbym, aby miasto choćby symbolicznie pomogło w utrzymaniu opery. Uznało publicznie, że nie jest ona ciałem obcym, ale częścią Białegostoku. Gra się toczy o bardzo dużą stawkę. Jeśli opera ma budować prestiż miasta, a także promować je w całej Polsce i poza granicami kraju, musi czuć wsparcie mieszkańców i władz samorządowych. To do budżetu miasta opera płaci podatki, to mieszkańcom Białegostoku daje pracę i tutejszym firmom zleca usługi. Nie można jej traktować jak pasożyta, którego nie zabijamy tylko dlatego, że karmi go ktoś inny. Gdy zapadała decyzja o budowie opery, jakoś nikt nie protestował (pan Kochanowski również, co sam przyznaje), choć wszyscy doskonale wiedzą, że nie ma na świecie opery, która się sama utrzyma. Trzeba teraz ponosić konsekwencje tych decyzji. Rozumiem, że pan Marek Kochanowski wolałby, żeby Opery w Białymstoku nie było w ogóle, bo to załatwiłoby jego problem, ale niech to powie tysiącom białostocczan, którzy już wzięli udział w naszych koncertach.

Z przerażeniem przeczytałem wyznanie pana Kochanowskiego, że "dopóki inicjatywa należała wyłącznie do władz wojewódzkich, to specjalnie problemem opery nie zaprzątał sobie głowy". Obywatelski gniew poczuł w sobie dopiero wówczas, gdy uznał, że opera może naruszyć jego osobiste interesy. Okaże się smokiem wawelskim, pożerającym w takim tempie białostockie dziewice, że dla "Fabryki Bestsellerów" nie ostanie się ani jedno dziewczątko.

Zdaniem Marka Kochanowskiego "polska praktyka pokazuje, że jak w kulturze chce się komuś coś dać, to trzeba komuś innemu zabrać. A w skali budżetu zabiera się najczęściej najsłabszym, czyli organizacjom pozarządowym i fundacjom". Po pierwsze, nie znam takiej praktyki, po drugie, nie ośmieliłbym się zakwestionować przebojowości organizacji pozarządowych i fundacji.

Rozumiem jednak obawy pana Kochanowskiego. Ponieważ jego stowarzyszenie wystąpiło do władz miasta i województwa o prawie 140 tys. zł na 2 numery periodyku (czy to nie zbyt bombastyczny projekt?), musi dbać teraz o delikatną równowagę budżetową naszych samorządów. Proponuję się rozluźnić. Po co zawracać głowę prezydentowi czy marszałkowi, skoro można "wisząc" na telefonie - jak mi ze znawstwem radzi Marek Kochanowski - wyciągnąć pieniądze z kieszeni lokalnych biznesmenów (jeśli przy okazji zechcą dać na operę, z wdzięcznością przyjmę).

Wprawdzie OiFP ma znakomitych fachowców, którzy od lat pozyskują fundusze zarówno z grantów europejskich jak i od sponsorów (to kwoty rzędu setek tysięcy rocznie), ale być może "Fabryka Bestsellerów" zna skuteczniejsze metody.

W jednym punkcie zgadzam się z panem Kochanowskim. Mnie też stresuje budżet Opery Podlaskiej. Jest niższy od średniej krajowej, choć nasza opera będzie miała o wiele więcej wydatków. Wystarczy porównać budżety najbardziej znany polskich scen operowych. Wrocław, Poznań i Łódź dostają rocznie 22-28 mln zł., a posiadają przecież magazyny wypełniony kostiumami, dekoracjami i rekwizytami, które można wielokrotnie wykorzystywać. My nie mamy nic, bo budujemy operę od podstaw. Musimy ją wyposażyć, skompletować i wyszkolić bardzo wyspecjalizowaną obsługę techniczną. To, co Marek Kochanowski uznaje za kosztowne, bombastyczne (sic!) pomysły, jest próbą zaspokojenia potrzeb opery metodami gospodarczymi lub chęcią jak najlepszego wykorzystania posiadanego sprzętu.

Projekt telewizji internetowej, realizowany wspólnie z Politechniką, wykorzystuje właśnie urządzenia do obsługi spektakli. Niczego nie kupujemy, po prostu więcej pracujemy. Aby prowadzić działalność edukacyjną musimy posługiwać się nowymi technologiami.

Jeszcze większej ignorancji dowodzi sugestia, jakobym próbował wyczyścić kieszenie podatników finansując trzy chóry: tradycyjny, chłopięcy i dziewczęcy. Rozumiem, że powinienem mieć tylko jeden, i to najtańszy. Pragnę uspokoić podatników, ich kieszenie są bezpieczne.

Chór tradycyjny od nowego sezonu zaczyna powoli na siebie zarabiać, występując na najbardziej prestiżowych koncertach, z prof. Krzysztofem Pendereckim i maestro Alberto Zeddą, jest też zapraszany na nagrania telewizyjne. A utrzymanie chórów dziecięcych kosztuje tyle, ile wynosi wynagrodzenie ludzi prowadzących chór. Stworzyliśmy je ze względów praktycznych, bo są potrzebne do spektakli. W wielu operach i musicalach, nie mówiąc o symfonice występują chóry dziecięce. Nasi już latem wystąpią w polskiej prapremierze musicalu "Korczak". To musical na chór dziecięcy i jednego dorosłego. Ale nawet gdyby miała to być tylko czysta działalność edukacyjna, nie wyobrażam sobie, żeby jej zabraniać w mateczniku polskiej chóralistyki! Jeśli tylko dzieci chcą się uczyć śpiewać, należy im to umożliwić. Widzów należy nie tylko sprowadzać ze świata, ale też wychowywać u siebie.

O wchłonięciu WOAK przez operę nic mi nie wiadomo. Z tego co wiem, WOAK jest związany z edukacją folklorystyczną, prowadzi Zespół Pieśni i Tańca, działa w zupełnie innej przestrzeni artystycznej niż opera. Ale jeśli kiedyś będę potrzebował artystów ludowych do pomocy w wystawieniu opery pasterskiej, to niewątpliwie zwrócę się do WOAK, skupiającego wybitnych specjalistów. Chętnie też udostępnię im od wiosny amfiteatr wraz z całą obsługą, żeby mogli wykorzystać tę atrakcyjną scenę na imprezy ludowe. Chciałbym, żeby jak najwięcej ludzi tu przychodziło. Dlatego też zaplanowaliśmy też tutaj operę disco polo i inne plenerowe widowiska. Od razu uspokajam pana Kochanowskiego, że też nie będą obciążać podatnika, bo to przedsięwzięcia komercyjne, dla masowego widza, które zarobią na siebie. Wymyślone po to, żeby ludzie zaczęli przychodzić do opery i oswoili się z obcą dla nich przestrzenią i szeroko rozumianym teatrem muzycznym. W ten sposób od lat przyciąga widownię Opera Wrocławska. Można sprawdzić, że z sukcesem. Rozumiem, że pan Kochanowski już zapełniał jakąś widownię teatralną i zna lepsze metody na zapewnienie sobie kompletów. Niech więc nam je zdradzi, z dobrych rad zawsze skorzystamy. Dla dobra mieszkańców.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji