Artykuły

Okiem Jerzego Stuhra: Teatr ogromny, teatr głęboki

- Ten dawny teatr to był także inny rodzaj aktorstwa, niż jest teraz. Może więc dlatego tak ostro to widzę, że nowy typ teatru i nowe aktorstwo tworzą w dużej mierze moi uczniowie. Ludzie, których uczyłem, których znałem od pierwszych ich marzeń scenicznych. I teraz widzę, że są inni. Już muszę z całą skromnością się od tego odsunąć - mówi Jerzy Stuhr w rozmowie z Maria Malatyńską w Polsce Gazecie Krakowskiej.

Z dużym wzruszeniem przeczytałam Pański ostatni wywiad, ten w tygodniku "Wprost", bo znalazłam w nim Pańskie powoływanie się na wartości dawnego teatru, na ten ukochany "teatr totalny", który tak radykalnie oddziela dzisiaj aktorów dawnego porządku i "wyznania" artystycznego, od nowych sług Melpomeny. Ale, czy jest o co walczyć?

- To nie chodzi o walkę. Może kiedyś... tak! Ale od tamtego czasu było i zniechęcenie i świadomość, że to już "nie mój teatr". I wreszcie przekonanie, że już bym nie chciał w nim być. Nie potrafiłbym, nie interesowałoby mnie to! Dlatego mówiłem głównie o tym swoim teatrze. Oczywiście, ta zmiana pojęcia teatru najlepiej pokazuje różnicę pokoleniową. Moje pokolenie chciało z siebie coś ludziom, czyli odbiorcom - dać. Chciało "wyrzucić" z siebie swój bunt, swoje niezadowolenie i chcieliśmy to zrobić z ogromną siłą, z ogromną ekspresją.

A ci młodzi nie wierzą chyba w ekspresję. Raczej światła zmienią na scenie, niż siebie... A w tym swoim teatrze to prędzej potrafią się do golasa rozebrać, niż wyrzucić z siebie jakikolwiek ładunek emocji. To taki ładunek powodował, że dla nas granie to było zjawisko męczące.

Ekstremalnym przykładem był Jurek Trela w "Dziadach". Powoływałem się na niego niejeden raz, bo to był symbol naszego pokolenia, a więc tamtej energii, tamtej ekspresji, której scena od nas wymagała. Myśmy po to wchodzili na tę scenę. Dziwiliśmy się nawet w tym naszym pokoleniu, że gra tak wiele nas kosztuje. I fizycznie i psychicznie.

Ile razy w życiu wychodziłem jak do ciężkiej pracy, w "Biesach", w "Dziadach", w "Emigrantach", nawet "Kontrabasista" ciągle jest jeszcze reliktem tamtego teatru.

Dla nas teatr, to było miejsce transformacji, a nie obnażania się. Nie ja byłem najważniejszy, ważne było to, co potrafię wykreować: z siebie, z obserwacji innych, z wyobraźni. A wszystko przy pomocy klasycznego tekstu, którego byłem interpretatorem. Nigdy nie używałem go, żeby wyrazić siebie, jak się często zdarza w tym nowym teatrze. Nie mówię, że to teraz jest gorsze - jest inne.

Już muszę z całą skromnością się od tego odsunąć.

Ten dawny teatr to był także inny rodzaj aktorstwa, niż jest teraz. Może więc dlatego tak ostro to widzę, że nowy typ teatru i nowe aktorstwo tworzą w dużej mierze moi uczniowie. Ludzie, których uczyłem, których znałem od pierwszych ich marzeń scenicznych.

I teraz widzę, że są inni. Jakby powiedzieli ludziom: niczego z siebie nie wyrzucamy, wszystko, co chcielibyście wiedzieć o postaci, jest gdzieś w środku nas, nieujawnione. Ale jeśli wy, widzowie, będziecie nas podsłuchiwać, to usłyszycie. My do was nie będziemy krzyczeć.

I pewnie dlatego, gdy ja na to patrzę, to odnoszę wrażenie, że wszystko zaczęło się kurczyć, zamieniać się w jakąś niszę.

Teatr, to teraz taka sekta, w której wtajemniczeni porozumiewają się z sobą innym kodem...

Dla mnie to jest coraz bardziej obce, natomiast jako pedagoga nadal mnie jednak niepokoi, bo podejrzewam, że częściej uczymy wciąż jeszcze aktorstwa tamtego, "starego", a nie tego wszystkiego, co oni teraz zaczynają swoim teatrem komunikować.

Choć, na szczęście - nasza szkoła jest na tyle eklektyczna, że student ma kontakt z wieloma możliwościami - i szkoła ma mu pokazać te różne możliwości. To nas trochę ratuje, ale widzę, że ten ich teatr jest inny. W moim teatrze były ogromne wpływy, raz - szkoły rosyjskiej, czyli Stanisławskiego, dwa - romantyki polskiej, już przenicowanej przez Konrada Swinarskiego, a także Grotowskiego.

Na Zachodzie wszyscy, którzy Grotowskiego "znali na pamięć" - nadal myślą, że nasz teatr wciąż jest jeszcze taki "spod Grotowskiego" i wciąż uważają, że z polskiego teatru, z polskich spektakli można odczytać jego teorię.

Teatr jest sztuką żywą, musi się zmieniać. Tylko że to już nie jest moje. Więc mogę jedynie patrzeć z daleka, wspominać, ewentualnie żałować upływającego czasu. Tylko tyle.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji