Artykuły

Wytworne cierpienia narodu Goethego

"Niemcy" Kruczkowskiego należą do lektur szkolnych i - przynajmniej teoretycznie - do żelaznego repertuaru teatrów. Teoretycznie, bo gra się tę sztukę rzadko, ale dotyczy to nie tylko "Niemców", lecz większości sztuk wchodzących w skład kanonu powojennej dramaturgii. Jeżeli taki kanon w ogolę istnieje.

Mniejsza z tym. Niemcy są pozycją "klasyczną" i tak funkcjonują w świadomości uczniów szkół średnich, w opiniach krytyków i historyków powojennego teatru. I jako pozycję klasyczną wystawił ją teatr telewizji w reżyserii Andrzeja Łapickiego, z udziałem wielu znakomitych aktorów.

Podkreśla się na ogół, że "Niemcy" są jedną z pierwszych prób sprawiedliwego wyważenia racji, analizy indywidualnej odpowiedzialności każdego Niemca za zbrodnie faszyzmu, i to w czasach, w których trudno było o obiektywizm w ocenie niemieckiej winy. Dodaje się do tego konwencję dramatu rodzinnego, problematykę psychologiczną, aby otrzymać bukiet "trwałych wartości" dramatu.

Przedstawienie telewizyjne zdaje się te oceny potwierdzać. Sztukę oglądało się bez oporów, nawet przyjemnie, i to ostatnie określenie budzi pewne podejrzenia, bo ostatecznie nie ma w dramacie Kruczkowskiego niczego przyjemnego, przeciwnie, jest w nim zawarta, pośrednio lub bezpośrednio, cała gama okupacyjnych okropności. Tragedie dzieci, matek, ojców, zgromadzone w sztuce, mają nawet pewne cechy kompletności, w każdym zaś razie są reprezentatywne dla potocznej wiedzy o latach wojny. W taki sam sposób - zachowując zainteresowanie widzów raczej fabułą niż ranami, krwią, śmiercią, bo w tej konwencji zabici i ranni są rekwizytami, niemal częścią scenografii, a nie istotnym problemem filmu.

Wydaje się, że tym co zapewniło "Niemcom" popularność od chwili premiery i co do dzisiaj decyduje o ich scenicznej żywotności jest głęboka, wszechobejmująca konwencjonalność sytuacyjna i myślowa.

Na czym polega obiektywizm i sprawiedliwość w ocenie niemieckiej winy? Każda postać dramatu jest idealną realizacją powszechnie funkcjonującego stereotypu. Funkcjonującego wtedy - w roku 1949 - i w inny sposób oraz w innym zestawie funkcjonującego dziś. Profesor Sonnenbruch jest klerkiem, intelektualistą, który uważa, że wystarczy obrazić się na rzeczywistość, jeśli kontakt z nią nie daje satysfakcji, i zamknąć się w izolowanym świecie własnych prac. (Odpowiedź na pytanie: jak to możliwe, aby naród Goethego i Schillera...). Przeciwstawiony mu zostanie kontrstereotyp, wynikający z rodzącego się wówczas (w Polsce, poza tym narodził się dawno) schematu propagandowego: Peters, uczony, który znalazł się w czynnej opozycji, potem w obozie koncentracyjnym, z którego uciekł, bo walczyć nie przestał. W zasadzie nie mówi się w tekście, jaką orientację polityczną reprezentuje sobą Peters, domyśleć się jednak można, że jest komunistą (nienawidzi wrogów i w Niemczech, i w Anglii, "Churchill nie jest przyjacielem wolności"). Wreszcie były woźny Profesora, Hoppe, porządny ojciec rodziny, ale, niestety, służbista, dbający o losy rodziny, szczególnie przy świadkach (sumieniem Niemca jest drugi Niemiec). Berta i Lisel, matka i żona, nienawidzą wrogów, którzy zabili najbliższego im człowieka (one w zasadzie są w porządku, ich motywy wydają się do przyjęcia). No i Willi - cyniczny, amoralny, pozbawiony skrupułów efekt faszystowskiej edukacji, z jedną tylko cechą "ludzką": w tym wypadku jest to miłość do matki, w innych wariantach stereotypu może to być miłość do muzyki, zwierząt, ptaków, sztuki czy czegoś podobnego. Ruth, właściwa bohaterka, uzupełnia tę kolekcję stereotypów: aktorka o nieobliczalnych reakcjach, którą na równi fascynuje zło i dobro, kobieta, posiadająca temperament, ale nie posiadająca zasad, "femme fatale" czasu wojny. Jednym słowem artystka. Wszystkiego można się po takiej spodziewać.

Obraz, który powstaje z takiej kompozycji stereotypów, jest oczywiście także stereotypowy. Nie wypada dla Niemców najgorzej. Jest, być może, w jakiś sposób sprawiedliwy, w stereotypach tkwi potoczna wiedza o świecie, ale nie ma tu ani istotnej analizy odpowiedzialności (odpowiedzialni, są ci, co czynią zło, i ci, co mu nie przeciwdziałają), ani niemieckiej winy (winien jest system i jego nieliczne bezbłędne kreacje. W rodzinie Sonnenbruchów przed sądem stanąć mógłby tylko Willi). Miałkość myślową tych konstatacji podkreśla jeszcze salonowy wystrój. Tu cierpi się wytwornie, we frakach i z koniakiem; tylko na wschodzie jest brudno i nieprzyjemnie, dlatego posyła się tam woźnych. Ale ci woźni także tęsknią do swojej Getyngi.

Fakt, że wystawia się "Niemców" w Niemczech nie powinien więc dziwić, nie stanowi też specjalnego dowodu niemieckiej ekspiacji. Tym bardziej, zmiana tytułu na "Sonnenbruchowie" ostatecznie sprawę wyjaśnia. To tylko jeszcze jedna opowieść o solidnej niemieckiej familii gdzie jeden z synów poległ bohatersko na froncie, drugi niestety zszedł na złą drogę, co zdarza się w najporządniejszych rodzinach. No i ta biedna Ruth, jaka niezwykła kobieta! Cóż, wszyscy ponosiliśmy ofiary, Frau Muller...

"Niemcy" są więc popularną sztuką, nieźle zrobioną, z wieloma rolami, które aktorzy zagrają chętnie, bo są wyraziste, jednoznaczne, nie kryjące większych niespodzianek, jak w każdym sprawnym technicznie tekście. To że jest to raczej melodramat, niż dramat, tylko dodaje Niemcom scenicznych walorów. W końcu tyle już napisano o wojnie, obozach koncentracyjnych, o gestapo i ludobójstwie, że miło jest popatrzeć na to wszystko z perspektywy salonu Sonnenbruchów i wytwornych cierpień narodu Goethego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji