Artykuły

Nie ma dramatu

"Na początku był dom" w reż. Anny Augustynowicz na Scenie Kameralnej Teatru Wybrzeże w Sopocie. Pisze Jacek Wakar w Przekroju.

W Teatrze Wybrzeże wycisnęli z Doris Lessing, ile się dało

Ale po prawdzie dało się niewiele. Noblistka ma na koncie trzy sztuki. Sądząc po "Na początku był dom" (spektakl w Sopocie to pierwsza inscenizacja jej tekstu w Polsce), do historii dramaturgii nie wejdzie. W napisanym ponad pół wieku temu utworze jasno klaruje swe racje. Po przeciwległych stronach barykady ustawia 50-letnią mniej więcej Myrę (Dorota Kolak) i jej syna Tony'ego (Piotr Domalewski). Myra to wieczna córa rewolucji, która buntu potrzebuje jak powietrza. Wybiera się protestować przeciw bombie wodorowej, za chwilę znajdzie sobie nowy powód do wiecowania. Tony zaś wrócił z wojska i chce tylko spokoju. To wszystko.

Sztuka opiera się na konflikcie ich racji. W lekturze brzmi deklaratywnie i zagranie jej bez dystansu zamieniłoby spektakl w nudną piłę. W Wybrzeżu rzecz ratują jednak Anna Augustynowicz i aktorzy. Nie pokazują papierowych postaci wprost, ale dworują sobie z nich, ile wlezie. Znakomita Dorota Kolak obdarza Myrę bogatym zestawem min i gestów, ale przebija spod nich bezradność wobec świata. Świetny jest Mirosław Baka jako zblazowany cynik, zamieniający ideały na profity. Cieszy powrót Joanny Bogackiej w ironicznej roli na poły mieszczki, a na poły podstarzałej anarchistki. Szacunek należy się całej obsadzie. Precyzyjne to, zabawne, dobrze się ogląda. A że nieporywające? Z pustego nawet Anna Augustynowicz do pełna nie naleje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji