Artykuły

Teatr stanów psychicznych

Oczywiście niewiele inteligencji wykazali składający po premierowym przedstawieniu NIESTAŁOŚCI SERC MARIVAUX gratulacje DYR. SYKALE, stwierdzając, że to najlepsza sztuka sezonu teatralnego. Widać orzech "Wizyty starszej pani" okazał się dla nich nie do rozgryzienia i zainteresowania muzealne jeszcze raz wzięły górę. Ale i ci, którzy potraktowali nieznaną dotychczas u nas sztukę francuskiego klasyka jako mało ucieszną, lecz za to dostatecznie siwą ramotę, nie wiedzieć po co wyciągniętą z lamusa i odkurzoną przez p. Hebanowskiego, również rozsądkiem nie zgrzeszyli. Tej komedii bowiem nie można lekce sobie ważyć, jest jedną z najlepszych Marivaux, ten pisarz zaś, to niewątpliwie najambitniejsza karta literatury teatralnej Francji pierwszej połowy XVIII wieku, z drugiej jednakże strony jej psychologia, niegdyś odkrywcza i świeża, wydziela już dzisiaj zapaszek nieco zabytkowy.

Teatr włoski, dla którego onegdaj tworzył Marivaux był nowoczesny, postępowy, zrywał z ciężkim szablonem "Comedie Francaise", wprowadzał barwność i lekkość w scenografii, istotnymi jego elementami był taniec i sceny pantomimiczne; Marivaux swymi sztukami wprowadził na tę scenę grę i zmagania się uczuć w stanie czystym, darowując sobie w zasadzie motywację społeczną, czy jakąkolwiek inną narodzin i wygasania uczucia, ale nie rezygnując nigdy ze swego racjonalizmu. "Kochałam, bo miłość przyszła do mnie. Teraz nie kocham już, bo miłość odeszła. Przyszła nie pytając o zdanie i odeszła tak samo" - mówi Sylwia. I to wyznanie powtarza się wcześniej w kilku wariantach, wypowiadane przez różne osoby, wskazując, iż bezwolnie poddają się one własnym uczuciom, nie mogąc sobie z nimi poradzić.

Marivaux rezygnuje z przedstawiania typów w kontekście obyczajowym, jak Moliere, charakterów jak Corneille. Jego bohaterowie są wysublimowani, zamknięci jak gdyby pod kloszem wraz ze swoimi skomplikowanymi sprawami serca. Od tego jeszcze jeden spory krok, a znajdziemy się już w teatrze Musseta. Teatrze uczuć w stanie najzupełniej krystalicznym. Choć teatr Marivaux'a nazwałbym jeszcze inaczej - powiedzmy - teatrem stanów psychicznych, stanów umownie wcielonych w postacie i ukostiumionych. Tym bardziej, że jest on adramatyczny, wyprany z akcji, jej funkcję przejmuje żywy i celny dialog, i ów dialog właśnie niosąc całe "dzianie się" uczucia i rejestrując następujące po sobie stany, na nich jedynie, jakby światłem punktowym skupia całą uwagę, a to mimo woli odcieleśnia jeszcze bardziej postacie. Jest to zapewne jakieś zawężenie roli teatru, albo też jak chcą tego inni, wyspecjalizowanie w pewnej, jednej tylko dziedzinie. Gdyż raczej nie ryzykowałbym tezy o społecznym rewizjoniźmie teatru Marivauxowskiego; elementy analizy i krytyki społecznej rozsiane po jego sztukach, a widoczne również w "Niestałości serc", są - powiedziałbym - w formie dość zalążkowej jeszcze, brak im ostrości, którą przyniesie dopiero Oświecenie; w tym wypadku Arlekin jeszcze ugnie się przed Księciem, jeszcze uczucie własnej miłości dla niego samego jest czymś mniej wartościowym niż uczucie Księcia, trzeba dopiero Beaumarchais'a aby sługa uznał swe uczucie za równo warte z uczuciem pana. Zresztą nie to jest chyba istotą dzieła tego pisarza, to jedynie margines albo też mimowolne, niejako bezwiedne włączanie do sztuki spraw, które my dzisiaj dopiero odczytujemy jako krytykę społeczną, mądrzejsi od autora o historyczne doświadczenie.

Czy można było zinterpretować Marivaux bardziej współcześnie niż zrobił to reżyser JAN PERZ, potraktować sztukę z większym dystansem, podać ją lekką jako rokokową jedynie zabawkę ku uciesze i refleksji widzom? Raczej nie. Choć Perz zrobił wiele, aby uniknąć posądzenia o kultywowanie starzyzny. Jednakże Marivaux zainscenizowany współcześnie, byłby tylko wielkim nieporozumieniem; problemy i stany psychicznie, które ubrane w kostiumy interesują nas i bawią, okazałyby się wtedy wytartym tylko banałem, przez literaturę bliższą nam w czasie bowiem ukazane zostały dużo lepiej i głębiej; dlatego więc właśnie, że mamy do czynienia nie z teatrem pełnokrwistych typów, ale z teatrem wysublimowanych stanów psychicznych, interpretacja Perza wydaje mi się najwłaściwszą.

Za rolę czołową "Niestałości serc" uważam rolę Flaminii, jedyna to postać od pierwszej sceny do końca świadoma swoich celów, możliwości i wartości otaczającego ją świata. O głowę przerasta cały dwór i parę ściągniętych nań wolą Księcia wieśniaków. Jest mądra mądrością człowieka, który nie ma żadnych złudzeń; w rękach tej kobiety reszta bohaterów to jedynie marionetki, powolne własnym namiętnością i... jej dyskretnej ingerencji. Rola Flaminii jest dość przy tym złożona - raz jest to dworska intrygantka, cyniczna i na zimno planująca i realizująca swe zamiary, innym razem, to czuła kochanka; ANNA KORCZAK czuła się lepiej w pierwszej roli, w drugiej była zbyt ciężka. W pierwszej miała piekielne wnętrze - czuło się, że przeszła przez dworskie życie i jego podwójną buchalterią, jego zakłamaniem, namiętnościami i intryganctwem, i jest już ponad tym wszystkim, umiejąc wyzyskać ludzkie namiętności i słabości, a nawet rządzić własnymi. Potrafiła podporządkować własne namiętności wyspekulowanemu celowi, karierze, którą musi zrobić ta córka dworskiego urzędnika. Pod jej pozornym spokojem, postawą nieco drwiącą, pełną maskowanego skrzętnie dystansu, pod zalotnością w scenach z Arlekinem, czuło się drzemiący wulkan, ambicji. Korczakowa stworzyła kreację utrzymaną zgrabnie w ryzach intelektualnych.

JERZY KACZMAREK wydawał mi się doskonale chłopkowato-roztropkowaty; parskał, dyszał, rżał jak koń, dając przez cały czas trwania przedstawienia do zrozumienia widzom, że jego Arlekin (trochę z comedie dell'arte), to dobry rozpłodowiec, popijacz i pożeracz darów natury, a trzeba przyznać robił to świetnie, nawiedzała mnie jednakże męcząca wątpliwość czy to aby słuszne, iż miejscami jest aż tak durny, że gdy w końcu wybucha jakąś społeczną kwestią, odnosi się wrażenie, jak gdyby się nagle miało do czynienia z Arlekinem z innej gliny ulepionym, z Beaumarchais'a właśnie. Ale może mi się tak tylko wydawało. Jego mięsistość miała duże bogactwo wewnętrzne i - jeżeli mi czytelnik raczy przyznać rację, że raz grał istotnie durnia, raz intelektualistę - dodam chętnie, iż nigdy nie gubił soczystości i charakteru tej dwojako potraktowanej postaci i miał pełną artystyczną dojrzałość.

Rola Księcia była jak sądzę najniewdzięczniejszą w sztuce, dość mizerna tekstowo, choć bardzo ważna dla całości, ale skąpa - nie stwarzała większych możliwości aktorowi. Zresztą poza Szekspirowskim poczetem książąt i królów, role te są wszędzie podobnie niewdzięczne. MAREK OKOPIŃSKI zrosił chyba wszystko co było można, aby ożywić tę martwą nieco postać, i nawet w scenie decydującej rozmowy z Sylwią w drugim akcie i spięcia z Arlekinem w akcie trzecim, udało mu się to i wyszedł z niezawinionej przez siebie sytuacji obronną ręką. Operował mimiką oszczędną, dykcyjnie postawiony był dobrze, momenty zawieszenia głosu przy częstej w dialogach grze słów, wygrywał zgrabnie. Jedyna moja pretensja do niego, to to, że poruszał się na scenie zbyt sztywno i zastygał w bezruchu zbyt posągowo.

Sylwia ALEKSANDRY KONCEWICZ była taka jak trzeba w tej sztuce; Koncewicz udało się ukazać drugie dno wnętrza czułej wiejskiej kochanki i dziewczyny, która lubi się tylko bezintenresownie podobać, udało się ukazać powolne budzenie się w tej dziewczynie intrygantki dworskiej skorej do przyjmowania pochlebstw, rządzenia i przejęcia w końcu pałeczki dyrygenckiej nad tym maleńkim światkiem z rąk Flaminii. Koncewicz wchodzi w okres pełnej aktorskiej dojrzałości, w pierwszym akcie jednakże była, jak mi się wydaje bardziej erotyczna niż zmysłowa, a to chyba niedobrze, i raził również nieco zbyt afektowany miejscami timbre jej głosu. Drugiej Sylwii, PEWNICKIEJ - nie widziałem. Z innych ról natomiast - Trywelin (GRACZYK) grał ze zmrużeniem powiek, ironicznie z dystansem. Był mniej lokajski, niż sugeruje to tekst. W scenie z pisaniem listu wpadł lekko w klimat Moliera. WIERNEK, jako Dworzanin, nic nie wniósł ciekawego na scenę, był śmieszny w tej swojej tabaczkowej kapocie, natomiast "postawna i dobrze zbudowana", jak życzył sobie autor Lizetta (RATAJSKA), była najzabawniejsza ze wszystkich. Kapitalnie poruszała brwiami.

Scenografia BEDNAROWICZA podobała mi się w swojej lekkości i aluzyjności, stwarzała wrażenie szerokiej przestrzeni; w tej ażurowej przestrzeni wypełnionej światłem czuło się dużo powietrza, swobodę, którą podkreślały jeszcze nieomal przeźroczyste ścianki, potraktowane w koncepcji bardzo umownie. Kolorystycznie bez zarzutu. Są to bodaj najlepsze dekoracje Bednarowicza jakie widziałem. Kostiumy też jego projektu, nad wyraz przyjemne, choć barwy sukien tańczących panien niezbyt fortunnie dobrane - czy nie za mdłe? Ale to detal. Słuszne, że scenograf podarował sobie pseudohistoryczne muzealnictwo, przybliżając nam w miarę możliwości metaforą plastyczną ową odległą epokę, trafiając mimo to w atmosferę i styl postaci.

Nie mogę tego niestety powiedzieć o oprawie, a raczej wstawkach muzyczno-tanecznych. Nie występuję z pretensjami do p. HILDEBRANDT-PRUSKIEJ, jej opracowanie choreograficzne momentów tanecznych wydaje mi się zwięzłe i celne, ani do tańczących panien (M. SKAZIŃSKA, M. CHRZĄSZCZEWSKA, E. CASSELIUS, K. KACZMAREK), które wywiązały się z powierzonego im zadania doskonale, podkład muzyczny jednak RYSZARDA GARDO był zbyt dosłowny - o, taka sobie wdzięczna starzyzna, która kłóciła się wyraźnie z wysiłkami reżysera i scenografią. Pawana zaś w zakończeniu była po prostu koszmarna. Francuzi podobno podkładają pod Marivaux impresjonistów. To chyba lepsze rozwiązanie.

Przekład HEBANOWSKIEGO świetny, bardzo intelektualny i bardzo współczesny, dlatego lekka patynka nałożona na tekst za pomocą takich słów jak dyskurs, afekt i kilku tym podobnych, nie wydawała mi się wcale potrzebna. Słowem przedstawienie bardzo udane i stanowi po "Wizycie starszej pani" nowy wcale niemały sukces TEATRU POLSKIEGO W POZNANIU.

[źródło i data publikacji artykułu nieznane]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji