Artykuły

Kurtyna opadła z jękiem

"Proszę... zrób mi dziecko" w reż. Karola Suszki w Teatrze Nowym w Łodzi w recenzji Michała Lenarcińskiego.

Najnowsza premiera Teatru Nowego - coś w rodzaju lirycznej komedii - "Proszę... zrób mi dziecko" Mirko Stiebera, stawia przed widzami wielkie wyzwanie.

Bo oto wystawia na pośmiewisko grafomanię autora, przy jego jednoczesnej skłonności do pochylania się nad losem kalek. Nie tylko fizycznych (bohaterowie to ślepa i kulawy), ale i intelektualnych: oboje są ledwie ćwierćinteligentami.

I jak to wytrzymać? Wyobrażam sobie, że jeśli tonący miałby teatr, to wystawiałby takie sztuki. Jak wytłumaczyć obecność czegoś takiego na afiszu teatru w Łodzi? W takim przypadku z pomocą recenzentowi może przyjść mistrz Antoni Słonimski, który z pewnością nie miałby nic przeciwko, by go cytować.

Zatem, lekko trawestując: Jeśli istnieje egzemplarz "Proszę... zrób mi dziecko", napisany i Boże broń - wydrukowany w języku polskim lub czeskim - należy go czym prędzej spalić. Pomyślmy, iż za lat paręset lub parę tysięcy mogą odnaleźć manuskrypt tej sztuki. Co sobie pomyślą o nas ludzie wieków przyszłych i co im powiemy na nasze usprawiedliwienie?

Będziemy się mogli tłumaczyć, że wystawił to ten sam teatr, który grał "Mayday", że nie wszystkie teatry są pozbawione kierownictwa literackiego, że...

Najkrócej rzecz ujmując, znów za Słonimskim: Nie warto chodzić. Jeśli się już pójdzie, nie warto słuchać. Jeśli się słucha, nie warto o tym pisać. Jeśli się napisze, nie warto drukować. Jeśli się wydrukuje, nie warto czytać. Jacyś ludzie nauczyli się tego na pamięć. Dziwne. Wstyd.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji