Artykuły

Szalona lokomotywa

Wrażenie niezwykłości i wyjątkowości ostatniego spektaklu Teatru STU miesza się z jakąś podejrzliwością i dwuznacznością. Winę za to ponosi nasza krytyka, nasz stereotypowy sposób myślenia o teatrze i sam nasz teatr oraz jego tradycje. Spektakl J. K. Pawluśkiewicza, M. Grechuty i K. Jasińskiego jest bowiem czymś tak niespotykanym, że właściwie nie wiadomo, czy entuzjazmować się, a jeżeli już - to jak ten entuzjazm wytłumaczyć. A właśnie w tym wyjaśnieniu przeszkadzają mi braki naszej myśli i zakrzepy naszej sztuki. Chociaż dlaczego właściwie nie miałbym powiedzieć, że ten musical śpiewany przez aktorów ze STU oraz gości - Marylę Rodowicz, Halinę Wyrodek, Marka Grechutę jest czymś wspaniałym? Dlaczego nie miałbym zachwycić się imponującą rolą Jerzego Stuhra, również tu gościnnie występującego na zmianę z czołowym aktorem STU - Włodzimierzem Jasińskim? Dlaczego w końcu nie powiedzieć, że muzyka, układ tekstu i całość inscenizacji stanowią zespół, który może wejść do historii teatru polskiego? A no dlatego, że gdy się u nas mówi "historia teatru polskiego" to myśli się o "Dziadach", "Wyzwoleniu" czy "Biesach" albo "Operetce", że ma się na myśli Dejmka, Wajdę, Skuszankę czy Jarockiego oraz Swinarskiego. A tutaj co? - Jest namiot cyrkowy, jest Krzysztof Jasiński i - zamiast czołówki aktorskiej - grupa twórcza zasłużona ale przecież jakoś jednak podejrzana, że to trochę inna konkurencja niż ci wielcy. Grają co prawda pani Zofia Niwińska i Jerzy Stuhr, ale również grają przecież Włodek Jasiński i Barbara Kruk. Nie jest ważne, czy goście grają lepiej czy aktorzy STU, ważne jest, że Niwińska i Stuhr grają tu także, że to wszystko się wymieszało i że nie wiadomo czego się trzymać. Dlatego też nie będziemy mówić o dziele "Szalona lokomotywa", powiemy o działalności Jasińskiego i o tym, co włożyli w tę działalność inni współtwórcy spektaklu.

Uważam, że jest to spektakl będący nie widowiskiem komercyjnym, rewią czy jakąś pracą zamiast czy obok tego, co robią w STU, ale że jest to widowisko będące takim samym wyrazem rzeczywistości duchowej naszych czasów, jak swego czasu wyrazem potrzeby czasu było "Spadanie", "Sennik polski" czy "Pacjenci". Po prostu czasy się zmieniają i STU zmienia swoje spektakle. Każdy jest inny, gdyż teatr ten niesłychanie dokładnie odbiera potrzeby rzeczywistości, nadzwyczaj czuły jest na wszystko, co jest aktualnym marzeniem, aktualną rozpaczą czy aktualną krytyką. Za każdym razem daje on wyraz tego, co pozornie oczywiste - czeka jednak na konkretyzację. Stąd za każdym razem - jak i teraz - to poczucie, że właściwie wszystko to już jest znane, że gdzieś to nad nami wisiało - ale nagle teraz dopiero uświadamiamy to sobie z całą wyrazistością. Jasiński zawsze zbierał z rzeczywistości jej najbardziej oczywiste kawałki, zawsze konstruował swoje spektakle z rzeczy gotowych i tworzył za każdym razem imponującą syntezę, która była burząca, budująca, odkrywcza i niezwykle aktualna. Teraz też jest tak samo. W STU występują bowiem:

1) Muzyka i jej duchowe zaplecze Grechuty czy Pawluśkiewicza. Znamy to od samego początku, przecież Grechuta z Pawluśkiewiczem robili od początku w "Anawie" takie właśnie miniscenki muzyczno-literackie jak ta jedna wielka pieśń - poemat muzyczny-opera, jaką jest "Lokomotywa". Grechuta zawsze pisał swoje utwory pozostając w związku z tekstami literackimi, lub śpiewał przerabiane przez siebie teksty - np. Wyspiańskiego. Przejście od Wyspiańskiego do Witkacego jest oczywiste i logiczne. Przy tym jednak ta muzyka, jaką teraz pokazują obaj jest maksymalnym spotęgowaniem i podniesieniem bardzo wysoko tego, co zapowiadał muzycznie choćby "Korowód".

2) Witkacy jest drugą taką oczywistością, która wisiała w powietrzu, ale tu nagle odbywa się jego swoiste przystosowanie, jakby potraktowanie go w sposób niezbyt poważny a zarazem okazuje się, że jest to spektakl niesłychanie w jego duchu. Składa się na to treść przedstawienia i jego styl.

Treść istotna dla teraźniejszości naszej kultury, w której tak bardzo brakuje pewności tworzenia, tak bardzo potrzeba osądu tego, czy można jeszcze coś tworzyć a o tym właśnie opowiada to przedstawienie. A styl? Też jest taki, jak cały Witkacy jest jego syntezą w nieco inny sposób zrobioną, niż przyzwyczaiły nas do tego najlepsze przedstawienia, ale moim zdaniem - jest to równoległa i równie wartościowa interpretacja tego wielkiego artysty i głęboko dowcipnego tragika.

3) Goście, aktorzy, piosenkarze - też są czymś naturalnym, zlewają się z formą artystyczną STU w jednorodną całość. Maryla Rodowicz jest na pewno bardziej znana niż Iwaniszewska, ale choć tamta jest od dawna w STU a Rodowicz od niedawna, to jednak i ona stanowi integralną część spektaklu, nie przestając być sobą, czyli gwiazdą estrady. Może tylko poszerza tutaj zakres swoich, dotąd nie wykorzystanych, możliwości. Stuhr nie musiał wiele dodawać do swojej pracy nad stylem Witkiewicza, gdyż nauczył go tego właśnie Jarocki, gdy obsadzał go w "Matce" po odejściu Marka Walczewskiego do Szajny. Przy tym jednak i Stuhr nie jest tu cytatem, obcym wtrętem. Jest tak samo zlany z przedstawieniem jak Włodek Jasiński, który gra to samo z ramienia" STU. Stuhr jednak moim zdaniem przeżywa obecnie eksplozję talentu, szuka nowych płaszczyzn wyrazu, próbuje w filmie, (i to nie komercyjnym, ale w filmie prawdziwie artystycznym, robionym przez Kieślowskiego, choć mało kto o tym wie). Teraz stworzył niezwykły wyczyn aktorski jako Istwan w "Lokomotywie". Podobnie Halina Wyrodek, która swoje śpiewanie w "Piwnicy" u Skrzyneckiego wzbogaciła tu o dowcip, dystans i komizm. Chyba właśnie zasługą Krzysztofa Jasińskiego jest, że nie widać profesjonalizmu profesjonalistów, że nie ma tam ani recitalu Rodowicz, ani wieczoru piosenek Wyrodkówny czy popisu Grechuty; ani teatru jednego aktora Stuhra. Wszyscy oni mieszają się ze swoimi kolegami z zespołu, nikt tutaj nikogo nie dubluje w gorszy sposób, co najwyżej wyraża swoją autentyczność innymi środkami. A Ci, którzy przyszli z zewnątrz, na których na pewno publiczność "będzie chodziła" powinni zbierać brawa nie dlatego że są tym, czym są poza tym spektaklem, ale za to co właśnie w tym spektaklu zrobili. Gdyby Stuhr zagrał tylko to, co tu zagrał a Rodowicz zaśpiewała to, co tu zaśpiewała, a Pawluśkiewicz z Grechutą skomponowali to, co tu skomponowali - to i tak byliby tym, czym są.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji