"Szalona lokomotywa" w namiocie Teatru STU
Dekorację stanowi zakopana w ziemi kobieta. Wystaje jej tylko szyja i biust oraz nogi... już przed namiotem. Przez jej zakopany korpus przebiegają szyny kolejowe, a po nich pędzi "Szalona lokomotywa". Musical na motywach utworów Witkacego. Scenariusz: M. Grechuta i K. Jasiński, muzyka: M. Grechuta i J. K. Pawluśkiewicz. Scenografia: Michaił Czernaew. Inscenizacja i reżyseria: Krzysztof Jasiński. Na afiszu: Włodzimierz Jasiński, Irena Szymczykiewicz a także Maryla Rodowicz, Marek Grechuta oraz aktorzy scen krakowskich: Zofia Niwińska, Jerzy Stuhr, Barbara Kruk-Solecka, Halina Wyrodek, w wymiennej zresztą obsadzie. Wszystko to w namiocie Teatru STU przy ul. Rydla w Krakowie, już od 8 sierpnia dla publiczności. Na kilka chwil przed odjazdem "Lokomotywy" - słowa głównych pasażerów...
KRZYSZTOF JASIŃSKI: - Jest to musical napisany na 2 głosy, chór, 5 bohaterów, białą lokomotywę ze skrzydłami, drezynę, jeżdżący po szynach fortepian i 3 rowery a raczej rowerony. Do realizacji lokomotywy zaangażowaliśmy wszystkich krakowskich rzemieślników, którzy nie zdążyli wyjechać na wypoczynek.
- Inscenizacje teatralne, widowiska plenerowe, rola w serialu telewizyjnym, teraz reżyseria musicalu. To kolejny "skok w głęboką wodę?" czy tego Ci jeszcze brakowało w wachlarzu doświadczeń?
- Jesteśmy teatrem, który nie powiela osiągnięć. Ciągle szukamy czegoś nowego i takim nowym jest też "Szalona lokomotywa". Poza tym stabilizując nasze życie teatralne, powołaliśmy scenę muzyczną w naszym teatrze...
- Jesteś indywidualistą, zawsze robiłeś jednak inscenizacje, kreacje zbiorowe. Teraz masz do dyspozycji profesjonalne gwiazdy estrady. To Ci przeszkadza czy pomaga? Liczysz więcej na nich czy na siebie?
- Prawda jest taka, że wzajemnie na siebie liczymy, tylko nie mówimy o tym głośno...
MARYLA RODOWICZ - Że Pani nie ma tremy przed aktorskim debiutem, to już wiemy, może więc: motywacje warszawianki, artystki o ugruntowanej sławie, do udziału w musicalu krakowskiego teatru? Zwykle jest odwrotnie.
- Nie ma ugruntowanej sławy. Z estrady bardzo łatwo się spada, jeśli nie pracować wciąż nad czymś nowym. Teraz dla mnie taką pracą jest "Szalona lokomotywa". A dlatego w Krakowie, że tylko w Krakowie jest Teatr STU. I Jest tylko jedno cudowne miasto Kraków, gdzie ja świetnie się czuję.
- Czy bezpośrednio do debiutu aktorskiego namówił Panią Jasiński czy Grechuta i Pawluśkiewicz? Jak ocenia Pani napisaną przez nich muzykę?
- Namówili mnie kompozytorzy a Jasiński skusił mnie na termin twierdząc, że będzie to w jesieni. A teraz wyrwał mnie z wakacji w środku lata!... Muzyka jest genialna, porwała mnie już dwa lata temu kiedy ją pierwszy raz usłyszałam.
- Wystąpi Pani w kostiumie teatralnym czy w prywatnym stroju? I - przy okazji, kto Pani projektuje sukienki na estradę?
- Wystąpię w kostiumie, który jest zgodny z moim sposobem ubierania się, jakkolwiek skonsultowany ze scenografem. Poza tym zawsze sama komponuję sobie stroje z gotowych rzeczy, które kupuję. Trzeba po prostu otworzyć szafę i wykazać trochę inwencji, np. szalik przewiązać w pasie, ze spódnicy zrobić narzutkę itp.
JAN KANTY PAWLUŚKIEWICZ - Jak się czujesz jako współkompozytor musicalu, masz tremę?
- Z natury jestem bardzo leniwy, ale wszyscy, którzy pracują nad tym musicalem, wkładają w to tyle energii, że umniejszają tę moją tremę, bo gwarantują, że coś z tego wyjdzie. Muzyka, muszę stwierdzić podoba mi się nie do końca, ale Jasiński roztoczył tak wspaniałą wizję sceniczną w teorii, że jeśli choć połowę z tego udało się zrealizować, to i tak powinna to być rakieta...
MAREK GRECHUTA - Ostatnie, dominujące przed premierą uczucie?
- Zwyczajnie się cieszę, że nasza 2-letnia praca nad tym musicalem - zaowocowała wreszcie realizacją sceniczną. Bardzo chciałem, by moje autorskie i piosenkarskie doświadczenia sprawdziły się w musicalu. Gram tutaj Belzebuba, który jest nośnikiem inspiracji w każdym tworzeniu. Niemniej, za realizację celów w sztuce proponuję rezygnację z wszelkich uczuć i emocji. Jak ludzie to przyjmą?...
- Czy występ w Opolu, to był test?
- Tak. Próba sprawdzianu przed szerszą widownią. Okazało się, że to pierwsze piwko, które wychyliliśmy na cześć Witkacego, było toastem szczęśliwym. I dalej jestem ciekaw odbioru tego umuzycznionego ducha witkacowskiego, bo jest to zabieg dość nietypowy. Nie pytaj mnie o tremę, bo ja to ładnie nazwę "niepokojem twórczym" albo jeszcze lepiej koncentracją jaką narzucił reżyser i krótki w sumie czas realizacji scenicznej...
- Ruszaj zatem "Szalona lokomotywo"!