Artykuły

Marszałek o kulturze

- To kultura jest i będzie marką miasta i regionu - zapewnia Krzysztof Hetman, marszałek województwa i zapowiada, że podległe mu instytucje muszą przygotować się na zmiany. Rozmowa w Gazecie Wyborczej - Lublin.

Sławomir Skomra: - Jak ocenia pan podległe panu instytucje kultury? Działają zgodnie z oczekiwaniami, czy potrzebują zmian?

Krzysztof Hetman: - To jest pytanie, na które każda odpowiedź będzie zła. Doceniam to, co się dzieje. Mamy Teatr Osterwy, gdzie frekwencja na widowni jest bardzo dobra, a repertuar ciekawy. W Muzeum Lubelskim na Zamku też się wiele wydarzyło w ciągu ostatnich lat. Może są to rzeczy, na które zwykły mieszkaniec nie zwraca uwagi, ale praktycznie odbudowaliśmy zamek. Zabezpieczyliśmy skarpę, która się rozmywała. Potrzebny był olbrzymi wysiłek finansowy, żeby wykonać wszystkie te prace, ale udało się. Budynek jest znakomicie odrestaurowany i na tym jeszcze nie koniec.

Muzeum realizuje też kolejny projekt unijny. Dzięki niemu otworzy się na nowoczesność. Chodzi o multimedialne techniki realizacji wystaw. Widać, że dyrekcja stawia na tradycyjny przekaz, a jednocześnie zależy jej na dotarciu do nowego odbiorcy.

Mówiąc otwarcie, nigdy nie będzie to placówka w rodzaju Muzeum Powstania Warszawskiego, bo powstało w innym czasie i ma inne cele. Z kolei jeśli popatrzymy na podobne muzea w Polsce i na świecie, to tradycyjne wystawy są wszędzie. Bo jak inaczej pokazać Kossaka czy Matejkę, Vincenta van Gogha czy Moneta?

Co w nim będzie nowoczesnego?

- O to trzeba zapytać dyrektora. Za repertuar teatrów, programy muzeów odpowiadają ich dyrektorzy. To oni podejmują decyzje i trudno oczekiwać żeby marszałek województwa decydował o takich sprawach.

Ma pan rację, ale marszałek może ingerować na przykład w to, że filharmonicy grają dwa koncerty miesięcznie. Przypomnę, że to postulat muzyków, który zaakceptował poprzedni dyrektor a obecny to kontynuuje. Tak powinno być?

- Analizujemy sytuację w Filharmonii. Zresztą przyglądamy się nie tylko jej, ale wszystkim instytucjom kultury. Jedną z wielu rzeczy, które zaczęliśmy robić starając się o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury dla Lublina, jest właśnie analiza sytuacji każdej naszej instytucji. Badamy, jak mogłyby działać inaczej, lepiej.

W przypadku Filharmonii analiza trwa. Widzę też inne aspekty działalności koncertowej. Pytanie brzmi: jaka jest frekwencja na tych koncertach? Jak by nie patrzeć, mamy tu do czynienia z zagadnieniem popytu i podaży.

Mam przez to rozumieć, że to ilość sprzedanych biletów będzie decydowała o ilości koncertów?

- Nie. Mówię, o tym że jeśli nie ma zadowalającej frekwencji, to może jest to kwestia repertuaru. Jestem daleki od tego, żeby proponować odbiorcom tylko to, co już znają. W takim przypadku powinno się na dobrą sprawę grać tylko "Cztery pory roku" Vivaldiego na okrągło. Filharmonia powinna przedstawiać twórczość najlepszych artystów i w ten sposób kształtować gust muzyczny odbiorcy. Doskonale wiem, że kultura jest i będzie dotowana. Budżet Filharmonii wynosi pięć mln złotych rocznie, a przychody dwa miliony.

Skoro analiza jest przeprowadzana pod kątem ESK, to trwa kilka miesięcy i już powinna się zakończyć

- Rozpoczęliśmy ją jakiś czas temu i gotową będziemy posiłkować się przy kształtowaniu przyszłorocznego budżetu.

Czy jeśli po tej analizie wyjdzie, że jest zainteresowanie koncertami, to muzycy będą grali częściej?

- Być może. Analiza ma właśnie wykazać, czy na przykład należy zwiększyć dotację, aby koncertów było więcej, albo czy za ten sam budżet można grać częściej, bo jest na to zapotrzebowanie.

Jeśli traktujemy Filharmonię jako świątynię sztuki wysokiej, to jak się to ma do wyglądu budynku. Teraz elewację szpecą krzykliwe, brezentowe reklamy wątpliwej klasy koncertów komercyjnych. Podoba się to panu?

- To jest szerszy problem dotyczący całego miasta, które jest oszpecone brezentowymi płachtami. Ostatnio reklamy koncertów w filharmonii widziałem na stylowym przecież ogrodzeniu Ogrodu Saskiego. Tę sprawę powinno uregulować miasto.

Zgadzam się, ale o tym jest mowa od kilku lat i nic. Może marszałek może dać przykład i zdjąć reklamy z filharmonii?

- Rozumiem, że każdy chce się reklamować. Sądzę, że problemem jest nie tyle reklama, ale jej forma w postaci tej okropnej płachty. Może warto reklamę odpowiednio i stosownie wkomponować w gmach filharmonii i wówczas by nie raziła. Wiele instytucji kultury, nawet tak szacownych jak British Museum, reklamuje się w ten sposób.

Sam pan widzi, że jednak można wykonać jakiś krok. Da pan przykład miastu?

- Ostatnio Urząd Marszałkowski we wszystkim daje przykład. Możemy dać i w tym. Porozmawiam o tym z dyrektorem Filharmonii i Teatru Muzycznego.

Kiedy Lublin aspirował do miana ESK wiele się mówiło o współpracy z województwem. Czy skoro tytułu nie ma, to województwo nadal będzie realizowało ten plan?

- Nasz udział został jasno zapisany w aplikacji do ESK. Opierał się na dwóch filarach - budowie Centrum Spotkania Kultur i 24 mln zł, które wpłacilibyśmy do budżetu ESK.

CSK budujemy, a 24 milionów jest już nieaktualne, bo budżetu Stolicy nie ma.

Chce jednak zaznaczyć, że i tak bardzo dużo wnosimy do kultury miasta. Mamy Filharmonię, Teatr Muzyczny, Muzeum Lubelskie razem z jego oddziałami, Teatr Osterwy, Muzeum Wsi Lubelskiej - to wszystko instytucje podległe marszałkowi. Mało kto z mieszkańców zdaje sobie z tego sprawę.

Za kilka lat będzie CSK. Potężna instytucja. Nie obawia się pan, że jej utrzymanie odbije się finansowo na innych placówkach?

- Nie obawiam się tego. Ważne jest to, że miasto i województwo od kilku lat buduje swoją markę, jako wartość marketingową, wokół kultury. Na to powinniśmy stawiać, nawet patrząc na rozwój przez pryzmat gospodarki. Teraz inwestorom już nie wystarcza kawałek ziemi i ulgi podatkowe. Pytają o jakość życia, a kultura jest tego podstawą.

To prawda, że CSK oznacza kolejne wydatki, ale prawdą jest też, że to jedyny moment, żeby usunąć odwieczny Teatr w Budowie z pejzażu miasta. Mamy na to pieniądze i albo to zrobimy teraz, albo już nigdy. W przyszłej perspektywie finansowej UE nie będzie na to środków. Stąd moja determinacja, żeby teraz wybudować CSK.

Żeby nie mówić, że wszystko jest złe przytoczę przykład Muzeum Wsi Lubelskiej. W weekendy są tam tłumy. Co wpływa na to, że o skansenie możemy mówić dobrze, a o Filharmonii nie za pozytywnie?

- To zupełnie różne jednostki kultury i nie sposób ich porównać. Spójrzmy choćby na grupę odbiorczą. Ja też chętnie chodzę do skansenu, ale z rodziną - tak jak pewnie większość. Przyznaję, że do Teatru Muzycznego chodzę od czasu do czasu głównie zabierając moją córkę na przedstawienia dla dzieci.

Dyrekcja Muzeum bardzo dba, żeby co weekend były tam różne wydarzenia, które przyciągają rodziny. Kreatywność dyrekcji widać w kolejnych pomysłach. Przed rokiem pojawiła się koncepcja, żeby wybudować kładkę nad Aleją Warszawską i połączyć skansen z Ogrodem Botanicznym. Wejście do obu placówek byłoby na jednym bilecie. Bardzo mi się ten pomysł spodobał, choć byłby dość trudny do zrealizowania ze względu na topografię terenu. Jednak po tym widać kreatywność.

Nieuchronnie Wojewódzki Ośrodek Kultury czekają zmiany. Zwłaszcza, że powstanie CSK. Jak ma funkcjonować WOK?

- CSK go prawdopodobnie wchłonie. Dla WOK widzę dwojaką rolę. Po pierwsze dotychczasową - doradczą, konsultacyjną, szkoleniową dla animatorów kultury w gminach i powiatach. Ma, jak do tej pory, udzielać im wsparcia merytorycznego.

Uważam jednak, że idą nowe czasy i WOK się musi do nich dostosować. Powinien stanąć na drugiej nodze jako typowa agencja impresaryjna. Może komercyjnie organizować wydarzenia kulturalne i muzyczne. Skoro świetnie sobie radzi z organizacją Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu czy dożynkami wojewódzkimi na kilkanaście tysięcy osób, to dlaczego nie może tego robić na większą skalę. WOK ma doświadczenie i odpowiednich ludzi, żeby konkurować z innymi tego typu agencjami.

Zarobiłby też pieniądze na swoje działania statutowe czyli wspieranie kultury w gminach.

Od pewnego czasu śledzimy serial z Muzeum Zamoyskich w Kozłówce. Dyrektor Krzysztof Kornacki pod presją mediów i Urzędu Marszałkowskiego wprowadza zmiany w muzeum, ale nadal bilety są tam dosyć drogie i rodzina chcąca odwiedzić pałac musi się liczyć ze sporym wydatkiem. Można to zmienić?

-. Faktycznie cena wejściówek czasami boli, ale właśnie po to są dni darmowe. Ceny w Kozłówce nie są wiele wyższe niż np. w Łańcucie czy Pszczynie. Musimy przyjąć, że utrzymanie takiego obiektu kosztuje.

Tylko, że nawet w dzień darmowy, o którym trzeba dowiadywać się telefonicznie, i tak trzeba płacić za przewodnika.

- O tym faktycznie możemy dyskutować.

Jak będzie wyglądał przyszłoroczny budżet na kulturę?

- Na pewno nie będzie mniejszy niż tegoroczny, czyli 48 mln zł. Są propozycje, żeby podnieść kwoty w każdej z instytucji, ale musi to być budżet zrównoważony. Musimy przecież w nim uwzględnić służbę zdrowia, szkolnictwo, inwestycje. Pod względem inwestycji będzie to budżet, jakiego to województwo jeszcze nie widziało. Nie chcę obiecywać, że pieniędzy na kulturę będzie mniej lub więcej. O tym będziemy jeszcze dyskutować.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji