W zimnych przestrzeniach
"Lolita" z Deutches Theater w Berlinie i "Woyzeck" z Teatru Polskiego we Wrocławiu na 15. Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Kontakt w Toruniu. Pisze Andrzej Churski w Nowościach Gazecie Pomorza i Kujaw.
Aktor Deutches Theater zachorował, więc zamiast klasyki niemieckiej na festiwal przyjechał monodram według "Lolity" Nabokowa. Wykonawca, Ingo Hulsmann [na zdjęciu], podbił publiczność. Monodram rozgrywany jest w niemal pustej, chłodnej, sterylnej przestrzeni, w której aktorowi partneruje wielka lodówka, wzorowana na amerykańskich modelach z lat 50. XX wieku. To z niej aktor wyjmuje nieliczne rekwizyty. Historię fascynacji
12-letnią dziewczynką Hulsmann opowiada tak, jakby wygłaszał mowę obrończą. Monolog powieściowego Humberta Humberta jest swoistą "instrukcją obsługi" pedofila, którego Hulsmann gra z dystansem, niemal autoironicznie. Balansowanie na granicy między imaginacją i rzeczywistością łagodzi nieco drastyczność opowieści, ale aktor nie oszczędza swojego bohatera i nie ma mowy o żadnym relatywizowaniu problemu. Dobry przykład adekwatnego przekładu głównego motywu powieści na język współczesnego teatru.
Nieco inaczej było z przedstawieniem "Woyzeck" przygotowanym przez Grażynę Kanię z Teatrem Polskim we Wrocławiu. Przejmujący, gorący tekst też zrealizowany został w pustej przestrzeni, na niewysokim podeście wydzielającym pole gry. Inscenizatorka zaakcentowała groteskowość dramatu, każąc aktorom grać w sposób niemal mechaniczny i poruszać się w rytm niemal choreograficznych układów.
Nawet finałowe zabójstwo, którym Woyzeck przecina ciąg nieprawości otoczenia i własnych upokorzeń, odegrany został właśnie tak: groteskowo, teatralnie, w czerwonym świetle. W efekcie powstało przedstawienie zimne jak lód, które można ciekawie analizować, jednak nie chwyta za gardło.