Artykuły

Wierne "Widma"

Premiera w Teatrze Narodowym

Ostatni z trzech wieczorów inaugurujących uroczyście działalność odbudowanej sceny dramatu Teatru Narodowego wypełniły "Widma" Stanisława Moniuszki. To kolejne dzieło z zapowiadanego przez nową dyrekcję wielkiego mickiewiczowskiego cyklu, skomponowane przez ojca opery narodowej do II części "Dziadów", spełniło chyba nadzieje oczekujących w tym teatrze przede wszystkim twórczości rodzimej. Kantatę "Widma" po triumfach, jakie święciły pod batutą kompozytora, nieczęsto wystawiano na scenie przy placu Teatralnym. Najnowsza inscenizacja jest czwartą w tym stuleciu w Teatrze Narodowym.

Dzieło może nie tak piękne ani muzycznie efektowne, jak wiele innych kompozycji autora "Halki", przynależy jednak do kanonu literatury narodowej. Trzeba je znać, trzeba wystawiać. Inna sprawa, jak pogodzić ten solenny obowiązek z wizją artystyczną strawną dla współczesnego widza.

Inscenizacja Ryszarda Peryta nie szarga świętości ani nie łamie kanonów. Spójna, wierna aż do bólu partyturze Moniuszki i tekstom Mickiewicza koncepcja ma jednak i akcenty umowne. Dziadowskie obrzędy rozgrywają się w odsłoniętym wnętrzu supernowocześnie wyposażonej sceny. Figlarna Zosia z motylkiem i barankiem to żywy, w dodatku prześlicznie śpiewający głosem Marty Boberskiej obraz z XIX stulecia. Cena togo obrazu, gdyby naturalnie Zosia pozostała na płótnie, osiągnęłaby dziś cenę zawrotną.

Pięknie brzmi ze sceny miękkie "ł". Przywrócona w "Widmach", używana niegdyś powszechnie przez aktorów głoska może świadczyć o pewnym dystansie reżysera do dzieła, albo odwrotnie, jest próbą mocniejszego osadzenia spektaklu w realiach ubiegłego stulecia. A może chodziło tylko o akcent używany na rubieżach dawnej Rzeczypospolitej? Szkoda, że wyraźnie wymawiały "ł" tylko niektóre z postaci.

Peryt zdecydował się również wprowadzić do "Widm" postać Pielgrzyma. To rola mówiona, znakomicie jednak wpasowana w charakter i treść kantaty. Po raz pierwszy pojawia się w prologu. Objaśnia tekstem Wieszcza Adama, z dodanym doń cytatem z "Hamleta" (patrz początek II części "Dziadów"), czym są obrzędy obchodzone "pomiędzy pospólstwem". Potem oddaje sękaty kostur w ręce Guślarza.

W premierowym spektaklu pielgrzymi strój wdział Andrzej Seweryn, a kostur przekazał w ręce mistrza Andrzeja Hiolskiego. To Guślarz, jak każe partytura, poprowadził ten spektakl pełen upiorów, aniołków i mar przeklętych.

Hiolski, który po raz pierwszy objawił się w teatralnej, nie estradowej roli Guślarza, okazał się znakomitym śpiewającym aktorem. Warto było posłuchać, jak brzmi głos artysty w partiach mówionych, ocenić dojrzałość jego teatralnego warsztatu. A jak on zaśpiewał! Najpiękniejszy w historii powojennej opery baryton Hiolskiego, dziś świadom swej nieprzemijającej urody, zachwyca stale na nowo. Guślarz to świetna, przemyślana w każdym niuansie kreacja tego artysty. Hiolski odnalazł też grono partnerów. Sowa (Grażyna Ciopińska) i Kruk (Ryszard Cieśla) zaprezentowali w swoich rolach aktorstwo godne scen dramatycznych. Piotr Nowacki bardzo wyraziście wcielił się w postać widma - złego pana. Ślicznymi głosami, bez lęku (przestrzeni) zaśpiewały umieszczone w górze sceny dzieci z Chóru Alla Polacca. Solistom wspaniale sekundowali śpiewacy Warszawskiego Chóru Kameralnego. Sprawni profesjonaliści, doskonale podający tekst, świetnie opanowali tajniki ruchu scenicznego.

Orkiestra pod batutą Antoniego Wicherka grała bardzo pięknie. Dyrygent ze znawstwem wydobył też z partytury szczególny klimat, dodający scenicznym obrazom głębi nastroju.

Spektakle muzyczne w akustyce sali dramatu Teatru Narodowego brzmią nienagannie. Głos Andrzeja Seweryna porywająco interpretującego mickiewiczowski wiersz "Upiór" w finale "Widm" - także.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji