Artykuły

Niczego nie widzieć, niczego nie słyszeć

Twórcy podchwytują farsowy charakter tekstu - z przymrużeniem oka, bez patosu i koturnowości - o spektaklu "Obsługiwałem angielskiego króla" w reż. Piotra Cieślaka w Teatrze Nowym w Poznaniu pisze Katarzyna Nowaczyk z Nowej Siły Krytycznej.

"Obsługiwałem angielskiego króla" Bohumila Hrabala to opowieść prezentująca czeskie wydanie mitu od pucybuta do milionera, tu w wersji od pikolaka do milionera. Główny bohater, Jan Dziecię, w wieku czternastu lat trafia do hotelu "Praga" i pracuje tam jako kelner. Przypadek sprawia, że na swoje drodze spotyka bogatego handlarza, właściciela firmy Van Berkel, który daje mu rekomendację do pracy w bardziej renomowanym miejscu. Tak wspina się po stopniach kariery, by w końcu samemu stać się milionerem i właścicielem hotelu.

Oczywiście to tylko bardzo ubogi szkic fabularny, który przez autora został uzupełniony licznymi, barwnymi wątkami i zdarzeniami. Ta książka gromadzi ludzkie rozmowy - pisał Hrabal. - Można powiedzieć, że mój sposób mówienia i pisania jest ściśle związany z gospodami. Okazuje się, że niedorzeczności, które ludzie wygadują w knajpach mają sens i mogą stworzyć coś, co nazywamy literaturą.

Z takiej właśnie gawędowej konwencji wyrasta spektakl Piotra Cieślaka. Reżyser rozdziela postać głównego bohatera na dwóch aktorów. Starszego, który z perspektywy czasu i doświadczenia opowiada o swojej młodości (świetny Michał Grudziński) i młodszego, chłystka, naiwnego młokosa (Grzegorz Gołaszewski). Ten prosty zabieg dobrze organizuje całość; broni się też z innych powodów. Równoległość narracji sprawia, że aktorzy wspólnie budują pełny i wiarygodny obraz Jana Dziecię. Starszy wyraźnie prowadzi tę opowieść, dopowiada, komentuje, puentuje. Wygląda zza sceny, dyskretnie przechadza się, znika niepostrzeżenie. Patrzy oczami dojrzałego mężczyzny, ale nie ma tu natrętnego dydaktyzmu i moralizatorstwa. Efekt przyglądania się sobie został podkreślony także w scenografii. Po dwóch stronach sceny wiszą lustra różnej wielkości i kształtu, które dyskretnie wywołują wspomnienia z młodości.

Spektakl składa się z barwnych i wyrazistych obrazów. Sceniczny świat został obudowany wysokimi, drewnianymi, zniszczonymi deskami, które otwierają się i poruszają, dzięki czemu tworzą różne plany gry. Poszczególne sceny są bardzo dynamiczne. Nierzadko rozgrywają się równocześnie w kilku miejscach, uzupełniając się nawzajem i przenikając. Cieślak podchwytuje farsowy charakter tekstu - z przymrużeniem oka, bez patosu i koturnowości. Humorystyczne wyostrzenie niektórych scen jest celowym i świadomym zabiegiem konstrukcyjnym reżysera, który pozostaje w zgodzie z zamysłem autora.

Szczególnie zabawnie przedstawiono przyjazd wielkiego cesarza Abisynii. Hajle Sellasje przybywa wraz z całą świtą w kolorowych, zwiewnych strojach, przy wtórze egzotycznej muzyki. Zaprasza na wspaniałą ucztę, na której serwowany jest wielbłąd (pojawiający się rzeczywiście na scenie!). Dużo w tej scenie gagów i efektów. Cesarz krztusi się nagle trunkiem, a jedynym, który ma odwagę zareagować, jest Jan Dziecię. Podbiega do niego i z całej siły uderza w plecy wielkiego cesarza, ratując mu w ten sposób życie. Zostanie za to uhonorowany orderem. Jest to szczególnie ważne i doniosłe wydarzenie w życiu kelnera, który w różnych przyszłych sytuacjach będzie dowartościowywał samego siebie mówiąc - "obsługiwałem abisyńskiego cesarza".

Inna niezwykle żartobliwa scena to badanie słowiańskiego kelnera pod względem zdolności do zapłodnienia "aryjskiej waginy". Pozytywny wynik daje Janowi przepustkę do ślubu z wybranką Lizą. Następnie oboje trafiają do niemieckiego ośrodka, w którym przy dźwiękach muzyki Wagnera można kopulować w duchu narodowosocjalistycznym, ku chwale idei i ojczyzny. Żelazna konstrukcja rusztowań, na której para ma dokonać doniosłego, patriotycznego aktu oraz ostre czerwone światło wydobywają karykaturalność sytuacji. To także jedna ze scen, w której choreograf, Jarosław Staniek bardzo dobrze prowadzi tłum, będący barwnym i atrakcyjnym tłem dla zdarzeń pierwszoplanowych: raz jest złożony z nazistowskich oficerów, raz z personelu podsłuchującego rozmowę obera w restauracji, innym razem to grupa śpiewających wieśniaków.

W hotelu "Praga" Jan Dziecię po raz pierwszy dostanie od przełożonego jasne przykazanie: "Jesteś tu za pikolaka i pamiętaj, niczego nie widziałeś, niczego nie słyszałeś. Ale zapamiętaj też sobie, że wszystko musisz wiedzieć i słyszeć". Ta dziwna i absurdalna zarazem dewiza, jaką narzuca młodemu kelnerowi ober, odciśnie piętno na osobowości bohatera. Żyje on jakby poza kontekstem społecznym, politycznym, bez żadnych obowiązków względem narodu, ojczyzny. Nie widzi Anschlussu Czechosłowacji dokonanego przez Rzeszę, żeni się z niemiecką sanitariuszką, a po wojnie kupuje hotel za znaczki, które należały do Żydów zamordowanych w getcie. Nie wynika to jednak z ignorancji, skrajnego cynizmu, ale z całkowitej naiwności i niedojrzałości bohatera. To jednak w żadnym razie nie zwalnia go od ponoszenia konsekwencji. W spektaklu Piotr Cieślak pokazuje, jak bardzo jesteśmy uwikłani w historię. Nie ma bezkarności na świecie, bo każde działanie, nawet nieświadome czy mimowolne, pociąga za sobą jakieś następstwa. Pozorne "niewidzenie i niesłyszenie" przed niczym nie chroni, nie daje też żadnej gwarancji bezpieczeństwa.

Trywialna groteska jest w spektaklu stopniowo obnażana. Jan Dziecię, typowy antybohater, oportunista, który potrafi przystosować się do każdej sytuacji, traci wszystko, do czego dążył - żonę, dziecko, miliony. Zostaje sam. Trafia do obozu pracy w lesie. Niezwykła jest scena, w której Dziecię piłuje drewno, wydobywając zakonserwowaną w drzewie muzykę. Towarzyszy temu śpiew wieśniaków. Silny, męski głos, który intonuje rzewną piosenkę o samotności przy akompaniamencie skrzypiec i akordeonu, jest przeszywający i głęboko poruszający. To jeden z momentów, który przełamuje całkowicie farsowy nastrój.

W ostatniej scenie stary i młody Jan, oświetleni punktowym światłem, zastygają wpatrzeni w siebie z uśmiechem. To znaczący moment. Bohater z zadowoleniem i nostalgią patrzy na swoje życiowe perypetie, zupełnie jakby chciał powiedzieć "niczego nie żałuję!".

"Obsługiwałem angielskiego króla" to spektakl tętniący życiem i pełen dobrego humoru. Jego konstrukcja jest czytelna i wyrazista, z powodzeniem bowiem została przeniesiona konwencja narracji z poziomu powieściowego na plan teatralny. Redukcja fabularna, jakiej dokonuje Cieślak, sprawia, że spektakl składa się z zajmujących obrazów nasyconych kolorem, światłem i muzyką.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji