Artykuły

"Nawiedzony młyn" na Barce Tumskiej

"Nawiedzony młyn" w reż. Józefa Frymeta we Wrocławskim Teatrze Lalek. Pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Niejeden dałby sobie rękę odciąć za takiego kłobuka - diabelski kogut za porcję klusek z mlekiem i masaż brzuszka spełni każde życzenie. Niestety, kiedy prezent wpadnie w ręce kapryśnej i leniwej kobiety, efektem może być tylko nieszczęście - taka nauka płynie z "Nawiedzonego młyna", spektaklu prezentowanego na Barce Tumskiej

"Nawiedzony młyn" to baśń dla dorosłych, do której tekst napisali Beata Maciejewska i Mariusz Urbanek. Opowieść o leniwym młynarzu, jego kapryśnej żonie, zakochanym wodniku i kłobuku, skłonnym do figli, toczy się w scenerii wrocławskich młynów i Ostrowa Tumskiego. Jej akcję można streścić w dwóch zdaniach: żona kaprysi, bo chciałaby mieć nową spódnicę, jej mąż wygrywa zaczarowanego koguta w karty od członka orszaku Wielkiego Mistrza Krzyżackiego. Jednak zamiast spodziewanej nagrody, spotyka go kara - leniwa żona woli romansować z wikariuszem niż gotować dla kłobuka, a ten, choć wprawdzie wywiązuje się z obowiązków, to przy okazji okrada też karczmarza, biskupa i kowala, wywołując wielkie zamieszanie w mieście, o którego nazwę - Breslau czy Wrocław - już w wiekach średnich toczą się spory.

Przedstawienie miało podwójną premierę - po raz pierwszy publiczność mogła je oglądać w sierpniu, na zamkniętym pokazie. W niedzielę zobaczyli je wszyscy chętni. I choć bilety nie należały do najtańszych (80 zł od osoby, w cenie - obiad z deserem i lampką wina), to sala była pełna.

I trudno się dziwić - scenografce udało się znakomicie ograć trudną przestrzeń restauracyjnej sali, a czwórka aktorów i para muzyków dobrze sobie radziła z ograniczeniami miejsca. Akcja opowieści toczyła się na kilku beczkach, zamienianych to we wnętrze domu młynarza, to w pałac biskupi, to w karczmę. Nad wszystkim górowała panorama Ostrowa Tumskiego, którą na moment rozświetliła łuna pożaru. Jednowymiarowe plastyczne figury bohaterów ożywały w rękach aktorów, ubranych w habity z płótna żaglowego, zlewające się kolorystycznie z tłem, jakie stanowiły rolety w oknach, uszyte z tego samego materiału. Akcja, urozmaicana piosenkami, toczyła się wartko, a zapowiadane sprośności (w końcu formuła bajki dla dorosłych ma swoje prawa), stosowane z wyczuciem, tylko podnosiły temperaturę na sali, nie obrażając poczucia dobrego smaku. Są tu żarty ze zdradliwych żon, męskiej chuci, która ogarnia tych, którzy powinni stronić od spódniczek, a opuszcza przykładnych mężów, którzy przed wymaganiami stawianymi w alkowie uciekają do gospody - wszystko w myśl zasady, że nic, co ludzkie, nie powinno być bohaterom takiej baśni obce.

Przedstawienie jest wspólną inicjatywą Teatru Lalek i właściciela Barki Tumskiej. To już kolejny pomysł - po kabaretowym "Dobry wieczór we Wrocławiu" w Convivio, "Gadkach-szmatkach" w Literatce czy spektaklach prezentowanych w innych wrocławskich restauracjach i kawiarniach - kiedy kultura, niekoniecznie pod postacią samych tylko muzycznych koncertów, staje się pozycją obowiązkową w menu miejsca, które z założenia ma dostarczać zupełnie innej strawy niż duchowa. Okazuje się, że apetytów na takie fusion, łączące dobrą kuchnię ze sztuką, nie brakuje. Ten pomysł sprawdza się na barce szczególnie dobrze - miejsca, które grają w przedstawieniu, znajdują się niemal na wyciągnięcie ręki, dosłownie kilka kroków od sceny. A to sąsiedztwo zagra szczególnie pięknie, kiedy zakończy się remont Mostów Młyńskich, znikną rusztowania i barierki, a widok za oknem będzie stanowił piękne tło dla scenicznej akcji.

Przedstawienie będzie grane na barce raz w miesiącu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji