Artykuły

Perypetie podrywacza

ALEKSANDER GELMAN znany był dotąd widzowi polskiemu jako autor, który interesuje się sprawami układów międzyludzkich w zakładzie pracy i związanymi z problemami produkcji. W twórczości Gelmana tematyka produkcyjna wzbogacała się i zhumanizowała. Okazuje się jednak, że przypisywanie czynnego autora do jednego tematu jest zawsze zawodne. Świadczy o tym polska prapremiera jego sztuki pt. "Ławeczka" wystawiona na scenie Teatru Powszechnego w Warszawie w doskonałym przekładzie Jerzego Koeniga.

Sztukę Gelmana trudno zakwalifikować. Farsa obyczajowa czy komedia psychologiczna dążąca ku dramatowi. Przez śmiech i zabawność sytuacji przebija ludzka samotność i zagubienie. Z drugiej jednak strony sztuka potraktowana zbyt serio i wykraczająca poza obrazek z życia niewysokich sfer, ludzi przeciętnych i dość prymitywnych, drażniłaby sztucznym rozdęciem problemu. Przygoda podrywacza, który nie poznał w atakowanej dziewczynie partnerki sprzed roku, młodej kobiety, demaskującej jego kłamstwa wydaje się sytuacją zabawną, ale przecież, w ostatecznym efekcie, zabawną nie jest. Często stajemy się śmieszni jak owa para z "Ławeczki", choć nam do śmiechu daleko.

I drugi charakterystyczny rys tej sztuki, wprawdzie niezbyt odkrywczy, polega na konsekwentnym wyrażeniu banalnej prawdy, że każdy człowiek ma chwile, w których stara się przemieszać fikcje z rzeczywistością, by wyrwać się z szarości swojej egzystencji.

Przy parkowej, obdrapanej ławce spotyka się dwoje ludzi podchmielony jegomość z elokwencją tuzinkowego prezentera estradowego i młoda kobieta porzucona przez męża marząca o wyrwaniu się z nieustabilizowanej sytuacji.

Sztuka wyróżnia się wartkim, zręcznym dialogiem i na nim buduje reżyser tempo i atrakcyjność przedstawienia. Są zabawne sytuacje, i sporo hałaśliwej, chwytającej muzyki z obsesyjnie powracającym motywem. Mamy więc wszystko nawet zapowiedź trójkąta, czym darzył nas teatr bulwarowy, choć od ławeczki w parku do paryskich bulwarów daleko. Trzeba dodać, że sztuka już do Paryża podobno zawędrowała. Ciekawe jak przyrządzą ją Francuzi.

REŻYSER zręcznie zwodzi widza w kierunku komedyjki obyczajowej. Podrywacz Janusz Gajos jest zabawny, nawet błyskotliwy jak na swoje możliwości zręcznie zaznaczane przez aktora. To zagranie, pozornie na jednej nucie, choć nieco za długo ciągniętej, pozwala na podkreślenie egoizmu a nawet brutalności tego człowieka, który uciekając od swoich domowych niepowodzeń nie bardzo liczy się z uczuciami innych. A jednak on także jest zagubiony i rozpaczliwie szukający uczucia.

O wiele bogatszą, choć przecież niezbyt skomplikowaną postać stworzyła Joanna Żółkowska. Zagrała kobietę bujną, doświadczoną, samodzielną, chwilami nawet histeryczną, wulgarną i... prawdziwą w swoich pragnieniach. Artystka stworzyła postać dopowiedzianą, jakby do końca, ale przecież przekonywająco prawdziwą w swoich motywacjach i reakcjach.

Aktorzy wydobyli ze sztuki przyciąganie się ludzi, którzy spotkali się przypadkowo a jednocześnie ich zażartą walkę o dominację. To także prawda o istocie stosunków między ludźmi nawet tymi, spotykającymi się jakby na chwilę.

Oboje reagują spontanicznie, lecz nawet przebiegłość kobiety jest spontaniczna, wyrażająca jakby nieświadomie istotne sprawy.

Gelman nie tworzy jednak skomplikowanych konstrukcji psychologicznych i obyczajowych. Pokazuje ludzi przeciętnych, nieciekawych, sytuacje śmieszne w swojej żałosności. Nie pokrzykuje na widza, by powrócił do domu z balastem rozważań, nad sensem życia, choć i w takim pokrzykiwaniu, też może ukrywać się sens teatru. Przypomina samo życie, które nawet w najbanalniejszych sytuacjach może ujawnić coś niespodziewanego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji