W znakach i obrazach
"Cała nasza prawda sceniczna jest formą do wymyślenia" pisze Janusz Ryl-Krystianowski w posłowiu do promującego teatr wydawnictwa. I w przypadku przedstawień budowanych na okruchach wspomnień, na znaku teatralnym, na grze z przedmiotem - świetnie to funkcjonuje. Ale jak ta poetyka i gra z tekstem sprawdza się w przypadku Szekspira? I to najtrudniejszego w realizacji scenicznej Szekspira bo z tej najwięcej, przynoszącej ostatnio kłopotów i rozczarowań "Burzy". Miał okazję przekonać się o tym Stary Teatr w Krakowie oraz absolutnie pozbawiony pomysłu na rolę Prospera Jan Peszek. Otóż powiedziałbym, że najnowszy poznański spektakl jest interesujący, ale... nie przylega do tego dramatu.
Szekspirowska "Burza" w Teatrze Animacji jest nie pozbawioną teatralnej urody luźną kompozycją scen i obrazów. Poszczególne postacie, funkcjonują w nim jakby oddzielnie, niezmiernie rzadko wchodząc ze sobą w jakieś interakcje. Akcja rozgrywa się w absolutnej ciemności przenosząc się co chwila z zapadni pod sufit. Większość postaci funkcjonuje tu na zasadzie znaku teatralnego i symbolu, ale nie żywej przeżywającej całą grozę świata postaci.
"Burza" w Starym Teatrze trwa ponad trzy godziny. W Teatrze Animacji zaledwie sześćdziesiąt minut. Mamy tu więc Szekspira na skróty. Fabuła jest tu maksymalnie skrócona i przez to niejasna. Reżyser całą uwagę skupia na wydobyciu uniwersalnych myśli. Ale te myśli giną gdzieś w natłoku. W tym spektaklu obraz i muzyka są bowiem ważniejsze od padającego ze sceny słowa. A więc absolutnie inaczej niż u Szekspira. I tym tłumaczyłbym dziwnie nie szekspirowskie aktorstwo tego skądinąd interesującego przecież spektaklu...