Artykuły

Miłość w czasach zarazy

Świat rozpada się, władza ważniejsza jest od uczuć i reputacji. Można dopuścić się każdej niegodziwości, manipulacje nie mają granic. Czy w takich realiach możliwe są narodziny miłości? A jeśli mimo wszystko możliwe -jakie ta miłość ma szanse? Jedyna pewna rzecz w tym zdegenerowanym świecie to śmierć. Przekroczenie jej bram uwalnia, niestety, również od nadziei.

Taki obraz "Intrygi i miłości" F. Schillera przedstawił w Teatrze im. Jaracza Waldemar Zawodziński, który podjął się roli prokuratora, oskarżającego dzisiejszą rzeczywistość. Aby dobitnie przemówić i zostać wysłuchanym nie tylko zamówił nowy przekład, ale odarł dramat z książęcych koronek i mieszczańskich tapet. Powołał do życia wstrząsające widowisko, którego największą siłą jest mistrzowski dialog.

Symboliczna, sterylna scenografia, całą uwagę koncentruje na aktorach. Zawodziński pozostawia im niezbędne rekwizyty i nie dopuszcza, by grali to, o czym mówią. Oglądamy więc wyłącznie projekcję wewnętrznych uczuć skonfliktowanych bohaterów, silnych, by mnożyć intrygi, zbyt słabych na ich pokonanie. Uwięzieni w knowaniach zatracają ludzkie oblicza, przemieniają się w wyrachowane monstra, bezkształtnych tchórzy, stręczycieli. Tylko dwoje umiejących kochać (Ferdynand i Luiza) pojmuje bezmiar nieszczęść i podłości, w akcie desperacji dołącza do nich dokonująca autodestrukcji Lady Milford. Jedyną manifestacją sprzeciwu (lub ostatecznym poddaniem) pozostaje śmierć.

"Intryga i miłość" okazała się tragedią ponadczasową, która współcześnie spełnia się w życiu publicznym i mieszczańskich salonach. Zawodziński, pozostawiając w drugim planie kwestie polityczne, zwraca uwagę na świat uczuć, sygnalizując, że ich prawdziwość może pomóc w powrocie do humanizmu. Bo gdy człowiekiem zaczyna rządzić kariera - przemienia się w bestię. I buduje drabinę społeczną, która przemienia się w klatkę.

Doskonały kształt spektakl mógł uzyskać przede wszystkim za sprawą aktorów. Wyrafinowana gra występujących w "Intrydze..." wzbudza podziw i wywołuje zachwyt. Kreację absolutnie wybitną stworzyła Halina Skoczyńska - Lady Milford (scena pisania listu jest najbardziej wstrząsającą w całym przedstawieniu). Zwykle świetnego Dariusza Siatkowskiego (Premier von Walter) dawno nie widzieliśmy w tak fenomenalnej formie, trudno też wyobrazić sobie lepszego Wurma: Mariusz Słupiński jest tu wręcz definicją lodowatej podłości, ukrytej pod maską elegancji. Odrażającą postać Millerowej magnetyzująco przedstawia Bogusława Pawelec, wstrząsająco ukazuje dumę jej męża Aleksander Bednarz. Bezbłędnie wzbudza obrzydzenie do Von Kalba Michał Jarmicki. Oczarowują również główni bohaterowie. Przepięknie i subtelnie prowadzi przez otaczające piekło zakochaną Luizę Anna Sarna, odrobinę demonicznym, zbuntowanym Fryderykiem jest znakomity Kamil Maćkowiak. Gratulacje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji