Artykuły

Ceremonie pana Ionesco

Król to jęczał,

konał król...

(Ajschylos, Oresteja)

Nie po raz pierwszy król umiera w dramacie. Ale u klasyków śmierci królów były gwałtowne. U Ionesco król umiera przez całą sztukę; dramat zmienia się w studium agonii. U klasyków królowie wiedzieli za co umierają; los królów był figurą ludzkiego zmagania się z losem.

Legendarny król drugiego tysiąclecia, Agamemnon, umiera u Aischylosa za sceną. Umiera w chwili triumfu, po powrocie ze zwycięskiej wyprawy na Troję, zgładzony podstępnym ciosem Klitaimnestry. A jednak ta niewidoczna śmierć jest jedną z największych w literaturze. Agamemnon musi poświęcić córkę Ifigenię, aby zdobyć Troję; Klitaimnestra musi zabić męża Agamemnona, aby pomścić córkę Ifigenię. Klitaimnestra zabija Agamemnona, ale Troja zostaje zdobyta. Agamemnon i Klitaimnestra są wolni, ale jednocześnie przez nich spełnia się konieczność; dlatego są tragiczni.

Kroi Ryszard III, Gloucester, umiera u Szekspira na scenie. Umiera w chwili klęski, w zgiełku bitwy,obalającej królestwo, które było jedynym jego celem, A jednak ta śmierć łotra, który przez mord szedł do tronu, jest jedną z największych w literaturze. Jego wołanie "A horse! a horse! My kingdom for a horse!" idzie przez stulecia i jest tragiczne. Gloucester płaci życiem, ale był królem.

Gubernator Georgi Abaszwili idzie na śmierć u Brechta w kajdanach, ślepy i niemy. Jest tylko kukłą, ale kukłą tragiczną. "O, ślepoto potężnych, którzy jak bogowie kroczycie naprzód, wielcy, po schylonych karkach, pewni najemnych pięści, zadufani w gwałcie, co trwał już tak długo. Lecz długo, to nie wiecznie. Zmienności czasów! Ty nadziejo ludu! Komentarz chóru nadaje śmierci kukły wymiar tragiczny przez wydobycie jej koniecznego charakteru. Konieczność nie działa jednak poza czasem, lecz w ramach historii. W tragizmie królewskiej śmierci mieści się u Brechta ironia i optymizm historycznej perspektywy.

Ionesco chciał napisać laicki moralitet o śmierci. Jego król Berenger jest człowiekiem w ogóle, jest "Każdym" ze średniowiecznego moralitetu. Ale jednocześnie ten Ionescowy królik ma być kimś bardzo współczesnym. Kimś, kto utracił wiarę w Niebo, ale nie zyskał wiary w Doczesność. Kimś samotnym w śmierci, ale samotnym również w życiu. Może więc ostatnim indywidualistą w standardowym świecie nosorożców? A przecież nawet Berenger z "Nosorożca" nie był już indywidualistą. Był tylko wystraszonym maruderem, który nie potrafi się zintegrować z ruchem masowym i mistyfikuje tę nieudolność, wyobrażając sobie, że jest ostatnim sprawiedliwym.

Berenger jest królem, ale jego śmierć nie jest królewska jak śmierć Agamemnona, Ryszarda III i gubernatora Abaszwili. Jest histeryczną lamentacją człowieczka, który nie potrafił utożsamić się ani ze światem ani nawet ze sobą. Żyjemy z ludźmi, ale umieramy sami? Czy tylko tyle przez śmierć swego sklerotycznego, szalejącego z lęku królika chciał powiedzieć Ionesco? Czy tylko dlatego, że wszyscy umrzemy, mam z szacunkiem przyjmować tego rodzaju konstatacje? Dlaczego śmierć Agamemnona, Ryszarda III i Georiego Abaszwili przejmuje mnie, a nie potrafię się zaangażować w śmierć Berengera?

Otóż tamci królowie potrafili utożsamić się z koniecznością; ich śmierć przez to stawała się wzniosła, nawet wtedy, kiedy była nikczemna. Angażowali się w coś poza sobą; królik Ionesco nie angażuje się w nic; oto powód, dla którego nie potrafię zaangażować się w jego śmierć.

W "Lekcji", w "Łysej śpiewaczce" dał Ionesco genialną analizę klisz językowych. Była to fonia krytyki społecznej, która jako medium wybrała język. Wszystkie próby wyjścia z filozofią pozytywną - w "Krzesłach", w "Nosorożcu", w "Król umiera" okazują się efektowną literacko mistyfikacją, widoczną zwłaszcza w zestawieniu z Beckettem.

Przedstawienie w Teatrze Współczesnym było staranne i nużące. Kreczmar miał słuszną koncepcję reżyserską. Nastawił aktorów na tonację znudzoną i obojętną, na grę nie "na serio". Tonację tę podchwyciła świetnie zwłaszcza Gordon-Górecka (Małgorzata); Rudzki (Lekarz) rozwinął ją w kierunku niemal kabaretowej płaskości. Koncepcja reżyserska wymagała ostrego przeciwstawienia protagonisty Berengera, który powinien grać na serio, i wszystkich pozostałych partnerów dramatu. Tutaj dał o sobie znać błąd w obsadzie roli tytułowej. Fijewski jest znakomitym aktorem komicznym; nie ma jednak dość siły, aby unieść wielką rolę dramatyczną. To, co jest siłą tego aktora w rolach o innym charakterze, tu demaskuje się jako słabość. Fijewskiemu brakło "wnętrza", nadrabiał więc minami; mistrz humoru sytuacyjnego, precyzyjnego detalu komicznego, w tej roli czuł się nieswojo, niepewnie i nie potrafił ukryć tego na scenie. Zaczął błyskotliwie, ale szybko zabrakło mu oddechu i trzygodzinna agonia Berengera-przekształciła się w równie przewlekłe umieranie na scenie komika Fijewskiego. Był w tym niejaki, nieco perwersyjny sukces: publiczność, wczuwając się w zmagania ulubionego aktora, uczestniczyła chwilami na serio w ceremoniach Ionesco.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji