Artykuły

Lalki w Radomiu

Inscenizacja, jakkolwiek zabawna i doceniona przez premierową publiczność salwami śmiechu i gorącymi brawami, zaciera puentę tekstu, stawiając na efektowność i widowiskowość - o spektaklu "Nieznośka i Kmieć" w reż. Petra Nosálka w Teatrze Powszechnym w Radomiu pisze Justyna Czarnota z Nowej Siły Krytycznej.

Jeśli niczego nie pominęłam, "Nieznośka i Kmieć" są trzecią w tym sezonie (a od jego rozpoczęcia minęło zaledwie półtora miesiąca) realizacją tekstu Marty Guśniowskiej. Stale wzrastającą popularność dramaturżki, etatowo związanej z Białostockim Teatrem Lalek, obserwować możemy już od kilku sezonów, inscenizacje dramatów jej autorstwa znajdują się w repertuarze dużej części teatrów lalkowych. Powoli staje się najmodniejszą autorką sztuk dla dzieci w naszym kraju. Teksty Guśniowskiej w dużej mierze stanowią przetworzenie tradycyjnych motywów baśniowych - chętnie kontaminuje wątki różnych opowieści, celuje w igraniu z naszymi odbiorczymi przyzwyczajeniami: smok jest wegetarianinem, a końska mucha - przyjacielem kowala. Zaciekawianie czytelnika/widza rodzi się właśnie z napięcia pomiędzy pomysłami autorki a naszym stereotypowym myśleniem o bajkowych zdarzeniach czy postaciach. Teksty, ciepłe i pełne humoru (mocną stroną są szczególnie piosenki, którymi pisarka często urozmaica akcję), zazwyczaj o silnie zarysowanym wątku miłosnym, stają się wdzięcznym materiałem scenicznym. Ambitnych reżyserów teatru dziecięcego w dramaturgii Guśniowskiej może pociągać jeszcze jedno - te zabawne historie często poruszają istotne społecznie kwestie. W "Pod-Grzybku" - jak mi się wydaje, najważniejszej dotąd sztuce - autorka podejmowała temat śmierci i uczyła dzieci pogodnego godzenia się z odejściem ukochanych bliskich. W "Baśni o Grającym Imbryku" udowadniała, że należy doceniać sytuację w której się znajdujemy i pokazywała, jak nieszczęśliwym może się stać człowiek oderwany od swojego ukochanego zajęcia. W "O mniejszych braciszkach św. Franciszka" przypomina wartości propagowane przez asyskiego świętego. W "Nieznośce i Kmieciu" No właśnie. W tym tekście (wcale zresztą nie najnowszym, jego czytanie zorganizowane zostało jeszcze w ubiegłym roku w BTL-u) Guśniowska niewątpliwie zamierzała ostrzec dzieci przed złym zachowaniem, wskazać na konsekwencje ciągłego kapryszenia i grymaszenia. Radomska inscenizacja Petra Nosálka, jakkolwiek zabawna i doceniona przez premierową publiczność salwami śmiechu i gorącymi brawami, zaciera - niezwykle, może aż nazbyt, subtelną - puentę tekstu, stawiając na efektowność i widowiskowość.

Jednym z trendów w najnowszej dramaturgii dla dzieci jest rezygnacja z postaci wesołej, pogodnej i posłusznej bohaterki (przykładami takich postaci są chociażby tytułowa "Smutna królewna" ze sztuki Michała Walczaka, czy Migawka z "Najmniejszego balu świata" Maliny Prześlugi). Guśniowska, wpisując się w tę tendencję, stworzyła postać kapryśnej królewny, która wszystkiego, nomen omen, nie znosi. Swoim zachowaniem irytuje cały dwór, pada nawet propozycja, żeby ją oddać na pożarcie smokowi. Tak daleko jednak w transformacjach bajkowych wzorców autorka tym razem nie idzie. Niania i Król ogłaszają zupełnie tradycyjny konkurs - ten, kto unieszkodliwi mieszkającego w jaskini potwora, zostanie nagrodzony/ukarany ręką księżniczki. Wbrew pozorom, za to zgodnie z baśniowym schematem, kandydat się znajduje.

Mniej więcej do tego momentu przedstawienie Nosálka ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Reżyser ubrał aktorów w stroje inspirowane modą francuską przełomu XVII i XVIII wieku, zgodnie z konwencją nałożył im również peruki. Małą scenę zdobi jedynie drewniany klawesyn i ogromne lustro - jest skromnie, ale efektownie. Teatralność - wywiedziona zresztą z tekstu - na tym dworze nikt nie jest prawdziwy: baran okazuje się terierem, kmieć - księciem, a smok - obrońcą zwierząt) podkreślona została także w wystudiowanych gestach aktorów i przesadzonej mimice. Każdy z nich, niczym tarczę, trzyma przed sobą lalkę - własną miniaturę. Animatorzy momentami zapominają zresztą o uruchamianiu lalek, bardziej koncentrują się na zbudowaniu kreacji żywoplanowych. Częściej też dochodzi do kontaktu pomiędzy animatorami, sporadycznie zdarzają się sytuacje dialogowania animatora z lalką, nie przypominam sobie, żeby próbowano budować nić porozumienia między lalkami. Nosalek podobną w gruncie rzeczy strategię stosował chociażby w opolskiej realizacji "Baśni o Grającym Imbryku". W obu przypadkach miałam wrażenie, że rola lalki rozstała zredukowana do minimum, w efekcie ona sama stała się jedynie ładnym dodatkiem do aktora. Przyznam, że budzi to mój opór.

Wróćmy jednak do samego przedstawienia. Po zupełnie udanym i entuzjastycznie przyjętym przez dzieci początku, z każdą minutą inscenizacja kulała coraz bardziej. Działaniom scenicznym zabrakło przede wszystkim klarowności - nie na poziomie precyzji wykonania (choć nie wszystkim aktorom udało się zbudować przekonywające kreacje), ale pomysłów reżyserskich. Również estetyka pozostawia wiele do życzenia - baran z rogami z maślanego rogalika, stado owieczek na sterowanej zza kulis platformie, kiczowaty kostium smoka (inspirowany rysunkami czerwonego chińskiego potwora) dla mnie są przykładami scenicznej tandety. Całość tworzy obraz mało spójny, jakby posklejany z przypadkowych pomysłów.

Moje największe zastrzeżenia dotyczą scen, w których Nieznośka utrudnia Kmieciowi dotarcie do smoczej jamy. Królewna przebiera się za Lisiczkę (projekt Evy Farkašovej nawiązuje do niedawnej realizacji "Tymoteusza wśród ptaków" z warszawskiego Baja) i próbuje zmylić mężczyznę. Sprawę utrudnia fakt, że w pannie budzi się uczucie do pięknego chłopca, sprzeciwia się mu jedynie z przyzwyczajenia. Tej dwoistości nie udało się pokazać na scenie, reżyser dodatkowo zaciemnił sensy, aranżując serię nieczytelnych scen z udziałem Księżniczki-Lisicy, bezsensownie miotającej się po niewielkiej przestrzeni. Kulminacją jest fragment, gdy Nieznośka wpada do dołu-pułapki - trudno odpowiedzieć sobie na pytanie, czemu ma służyć ten epizod.

Drugi mój zarzut dotyczy zakończenia, zbyt szybko rozegranego na premierze, nie pozwalającego wybrzmieć puencie. Po powrocie Kmiecia, na królewskim dworze wybucha radość - cieszy się też Nieznośka. Nie chce się jednak do tego przyznać i, korzystając z tradycyjnego przywileju, wystawia chłopca na kolejną próbę - musi spełnić jej trzy życzenia. To oczywiście dla dzielnego Kmiecia (a raczej Księcia) nie stanowi najmniejszego problemu. I tu dochodzimy do najważniejszego momentu w spektaklu - po trudach i znojach, zmęczony marudzeniem Królewny, chłopiec odmawia ślubu. Na dworze - i w sercu Nieznośki - musi zapanować na tę chwilę groza. Teraz z kolei Kmieć poddaje dziewczynę tekstowi - wypowiada trzy życzenia. Podczas ich spełniania widzowie powinni obserwować powolne uświadomienie sobie przez Nieznośkę swoich błędów. To właśnie moment na minutę dydaktyzmu, którego w spektaklu Nosálka zabrakło - rozpłynął się w słodkich uśmiechach aktorów, w maślanych oczach Kmiecia, przykryły go bańki puszczane przez smoka z fajki. Moje wrażenie potwierdziła podsłuchana przeze mnie pospektaklowa rozmowa mamy z córką. Dziecko na pytanie o to, czy fajnie być taką Nieznośką, odpowiedziało twierdząco, argumentując, że można mieć, co się chce i jeszcze księcia za męża...

Reżyser zadbał o wyraziste kreacje aktorskie - momentami są zresztą tak przerysowane, że balansują na granicy groteski. Strategia ta sprawdza się w postaci Króla - dobrodusznego niezguły, bez ustanku marzącego o steku z baraniny. Kreacja smoka ociera się już niestety o kicz, na co wpływa nie tylko gra, ale również kostium. Magdalena Witczak jako przebojowa Niania ma tendencje do przyćmiewania swoim nieomal królewskim blaskiem pozostałych bohaterów spektaklu. Szczerze pochwalić trzeba stawiającego pierwsze kroki na radomskiej scenie Macieja Łagodzińskiego, dzięki któremu Kmieć staje się sympatycznym i energicznym chłopcem.

Scena Fraszka została powołana w maju 2010 roku, aby prezentować młodej widowni z Radomia i okolic spektakle lalkowe. To ewenement w polskim teatrze i przykład ze wszech miar godny naśladowania. Dyrektor Teatru Powszechnego, Zbigniew Rybka, ma naprawdę dobre intencje i pomysł na poprowadzenie tego projektu - zaprasza reżyserów o europejskiej renomie (Nosálek wyreżyserował tam dwa z trzech zrealizowanych do tej pory), teksty klasyczne proponuje obok najnowszej dramaturgii. Choć narzekam na różne aspekty realizacji, muszę przyznać, że "Nieznośka i Kmieć" to spektakl sympatyczny, pogodny i pełen humoru, rozegrany w dobrym tempie. Jestem głęboko przekonana, że propozycja będzie ciepło i zdecydowanie mniej krytycznie witana przez radomską publiczność, dla której lalkowy teatr pachnie nowością. Oczywiście nie każda premiera musi i może być prawdziwym wydarzeniem, warto jednak pamiętać, by złaknionej lalkowych propozycji widowni serwować sztukę na najwyższym poziomie. Sama z zainteresowaniem będę śledzić dalsze losy Sceny Fraszka i będę trzymała mocno kciuki za kolejne coraz lepsze realizacje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji