Artykuły

Rozrywka jako grzech śmiertelny

Teatr Rozrywki wreszcie uraczył nas prawdziwą rozrywką: bezpretensjonalnym, przezabawnym, znakomicie zrealizowanym i zagranym "Kogutem w rosole". Tłum widzów każdego wieku, stanu oraz płci przez dwie i pól godziny świetnie się bawi, bijąc brawa przy otwartej kurtynie - pisze w felietonie z cyklu "Opowieści Roztomajte" Michał Smolorz w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Bar mleczny był nie najgorszym wynalazkiem starego porządku, szczerze ulubionym przez lud uczący się i pracujący. Od świtu do wieczora zgodnie z nazwą można się tam było napić mleka zimnego, gorącego lub kwaśnego, było kakao, kawa zbożowa, zupy mleczne pod sześcioma postaciami, twarogi na słodko lub pikantnie, naleśniki itp., itp., itp. Wszystkie pochodne mleka były tam dostępne, wszak to bar mleczny.

Ta forma zbiorowego żywienia przetrwała do naszych czasów, ale po upadku PRL-u przetworów z mleka ubywało, zamiast nich pojawiały się hamburgery, hot dogi, pizze, a choćby i swojskie bigosy, flaki lub płucka na kwaśno. Szyld "bar mleczny" pozostał, a wraz z nim dyżurne mleko pod jedną postacią, bo wiązała się z nim publiczna dotacja.

Również w głębokim PRL-u w mieście Chorzowie powstał Teatr Rozrywki. Wpadł na ten pomysł osławiony i wszechwładny prezes Komitetu ds. Radia i Telewizji Maciej Szczepański, któremu marzyło się, aby tenże sam lud pracujący dostał po pracy godziwą rozrywkę na profesjonalnym poziomie - i kochał za to władzę ludową. Teatr przetrwał do naszych czasów, ale od pewnego czasu - wbrew szyldowi - coraz mniej w nim było rozrywki, a coraz więcej baaaardzo ambitnych spektakli, w których "twórca chciał nam coś ważnego powiedzieć", "zespół poszukiwał nowatorskich form wyrazu" albo też "klasyka została odczytana w duchu naszych czasów". Czysta rozrywka okazała się zajęciem prostackim, grzesznym, niegodnym zawodowej sceny, ponieważ widz przychodzący do teatru nie powinien się beztrosko bawić, a potem w dobrym nastroju pójść do domu. Widz powinien zostać storturowany, zdeptany, przeczołgany pod dywanem, oblewany na przemian fekaliami, rzygowinami i spermą. Tylko takie spektakle mogą w Polsce liczyć na entuzjastyczne recenzje i nagrody na festiwalach, bo klasyczne komedie, wodewile i farsy są jedynie "komerchą", którą jeśli się toleruje, to tylko dlatego, by podreperować teatralny budżet. A publika, która wali na nie kompletami? A fe, prostaczki, które psują "wizerunek współczesnego teatru", warte wyłącznie utyskiwań nad "duchową kondycją narodu".

I oto w naszym barze mlecznym pojawiło się znakomite mleczne danie - Teatr Rozrywki wreszcie uraczył nas prawdziwą rozrywką: bezpretensjonalnym, przezabawnym, znakomicie zrealizowanym i zagranym "Kogutem w rosole". Tłum widzów każdego wieku, stanu oraz płci przez dwie i pól godziny świetnie się bawi, bijąc brawa przy otwartej kurtynie. Nietrudno było przewidzieć reakcję krytyki. Otwieram "Gazetę", gdzie napuszony młodzian z nieskrywanym poczuciem intelektualnej wyższości (by nie rzec pogardy dla motłochu) oznajmia, że "najnowsza produkcja Teatru Rozrywki jest dla wszystkich, którzy chcą sobie najzwyczajniej w świecie porechotać", bo "w nieco bardziej wymagającym widzu pozostawia uczucie głębokiego niedosytu".

Jak wnoszę, owo "poczucie niedosytu" polega na tym, że reżyser pozwala nam śmiać się i radować, nie boruje nam wiertarką dziur w głowach, nie ściska genitaliów w imadle, zaś na scenie nie ma zbiorowej masturbacji ani kopulacji wszystkich ze wszystkimi. Biedny recenzent martwi się nawet, że jeden z bohaterów - homoseksualista - został "przerysowany", że jest za bardzo śmieszny i że jest to "rechot deprecjonujący". Pryncypialny krytyk najwyraźniej burzy się, że twórcy spektaklu przekroczyli granice politycznej poprawności i naruszyli gejowską godność.

A ja bez wahania przyznaję się do swego intelektualnego prostactwa, niewybrednych gustów i mało ambitnych oczekiwań kulturalnych - bo dawno nie wychodziłem z teatru w tak świetnym nastroju. Jestem też dziwnie spokojny, że akurat w Teatrze Rozrywki nikt żadnemu gejowi krzywdy nie zrobi, więc gorąco polecam młodszemu koledze z "Gazety", by nie był bardziej katolicki od papieża.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji