Molier bez złudzeń
"Szkoła żon" w reż. Jacquesa Lassalle'a w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Agnieszka Rataj w Życiu Warszawy
Jacques Lassalle czyta "Szkołę żon" jako dramat postaci tracących wszelkie złudzenia. Molier w jego interpretacji pozbawiony został komediowej słodyczy.
W przedstawieniu w Teatrze Polskim bawi przede wszystkim konwencja. Wszystkie te przesadne skrzypienia drzwi emitowane z offu czy plusk nieistniejącej wody otaczającej wyspę, na której Arnolf umieszcza w odosobnieniu Agnieszkę. Pod kostiumem kryje się jednak gorzka historia upadku ideałów.
Andrzej Seweryn gra człowieka, któremu na naszych oczach rozpada się cały pieczołowicie konstruowany świat. Wracając z podróży w pierwszych scenach, w eleganckim płaszczu i kapeluszu, ma w sobie jeszcze energię i ożywienie wywołane bliską realizacją wymarzonego celu. Wydaje się młody, kiedy opowiada o planie ratującym go przed hańbą małżeńskiej zdrady. Wychowana na idiotkę w towarzystwie dwóch służących dziewczyna ma w jego rękach być jak miękki wosk. Uformowana i przestrzegająca małżeńskich maksym nakazujących jej posłuszeństwo wobec męża. Kiedy jednak Arnolf odkrywa uczucie Agnieszki i Horacego (Piotr Bajtlik), na scenie dokonuje się fascynująca metamorfoza. Postarzonemu już i tak charakteryzacją oraz fryzurą Sewerynowi wydaje się z minuty na minutę przybywać lat. W scenie błagania Agnieszki o wzajemność widzimy starego i złamanego człowieka przerażonego wizją samotności.
Podobną przemianę i utratę złudzeń przechodzi Anna Cieślak jako Agnieszka. Początkowo przypominająca figurkę z porcelany elegancka laleczka potrafi z okrucieństwem odrzucić Arnolfa. W przekładzie Bohdana Korzeniewskiego wykorzystanym przez Lassalle'a niezwykle ostro rozbrzmiewa scena, w której Horacy odrzuca dziewczynę, obawiając się gniewu ojca. Mimo pozornie radosnego rozwiązania i zapowiedzi małżeństwa dwójki młodych w nieruchomym wzroku i postawie Anny Cieślak kryje się coś zupełnie innego. Świadomość, że dla niej szczęśliwego zakończenia nie będzie.