Artykuły

Zagrają wrocławianie, bo krakowscy aktorzy nie chcieli

"Pierwszy w życiu chuj, jakiego miałam w ustach, to był za dworcem ruski żołnierz" - oto pierwsze zdanie "Lubiewa" Michała Witkowskiego. Dla krakowskich aktorów okazało się zbyt mocne - Piotr Sieklucki, który w Teatrze Nowym przenosi ten tekst na scenę, musiał ratować się wsparciem z Wrocławia - piszą Magda Piekarska, Renata Radłowska i Ryszard Kozik w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

W "Lubiewie", okrzykniętym pierwszą polską powieścią gejowską (choć właściwszym i zgodnym z intencją autora określeniem byłoby - pedalską), Witkowski eksploruje homoseksualne podziemie epoki PRL-u, wspominane tu z nostalgią przez jego przedstawicielki - dwie podstarzałe cioty: Lukrecję i Patrycję. Kilka lat temu powieść miał przenieść na scenę warszawski TR Warszawa, ale z planów nic nie wyszło. Do premiery doszło za to w szwedzkim Goeteborgu. Piotr Sieklucki myślał o adaptacji "Lubiewa" od kilku lat. Postanowił ją podzielić na dwie godzinne części - premiera pierwszej z nich już 3 listopada.

Wrocławianie Edward Kalisz i Dariusz Maj oraz Paweł Sanakiewicz, aktor krakowskiego teatru Bagatela, i Krystyna Czubówna - oto obsada "Lubiewa". W pierwszej odsłonie wystąpią Kalisz jako Patrycja i Sanakiewicz w roli Lukrecji oraz Czubówna - narrator.

- Najtrudniej było znaleźć odtwórców głównych ról - opowiada. - Szukaliśmy aktorów około sześćdziesiątki, bo tacy są bohaterowie "Lubiewa". W Krakowie nie udało nam się znaleźć ani jednego, choć rozmawiałem z ośmioma! Walnęliśmy głową w mur obyczajowości.

Reżyser uważa, że żaden z aktorów nie podał prawdziwych powodów odmowy. Scenariusz rozmów wyglądał za każdym razem tak samo. Najpierw telefon reżysera z propozycją, wybuch entuzjazmu po drugiej stronie słuchawki, a potem, po przeczytaniu tekstu, wykręty. Większość aktorów tłumaczyła się brakiem czasu, co jest o tyle trudno zrozumiałe, że chodziło o aktorów w wieku 60 plus, zarówno tych "z nazwiskami", jak i mało znanych, nieszczególnie rozrywanych przez reżyserów. W takim wieku są Lukrecja i Patrycja. Sieklucki tylko w jednym przypadku miał świadomość, że odmowa była szczera - chodzi o Jana Peszka zajętego przygotowaniami do premiery "Wejścia smoka".

- Tematyka powieści, obyczajowość bohaterów i język, jakim się posługują, były dla krakowskich aktorów barierą nie do przeskoczenia - mówi Sieklucki. - Od jednego z nich usłyszałem: "Piotr, k..., mam sześćdziesiąt lat, nie mogę grać takich rzeczy".

W Krakowie udało się w jednym przypadku - Pawła Sanakiewicza, który miał cztery lata, żeby się przekonać do "Lubiewa". O adaptacji rozmawiał z reżyserem jeszcze jako aktor kieleckiego Teatru im. Stefana Żeromskiego. Nie zastanawiał się długo. - Bardzo dobra literatura, ciekawy świat, barwne postaci - tłumaczy. - Dla aktora to jest najważniejsze. Wiem, że Piotr Sieklucki zgłaszał się do kilku osób i usłyszał odmowę. Trudno mi oceniać cudze motywacje.

Sieklucki, który w ubiegłym roku reżyserował we Wrocławskim Teatrze Współczesnym "Pożegnanie jesieni", zwrócił się o pomoc do wrocławskich aktorów.

Edward Kalisz, Purcel w "Pożegnaniu...", po przeczytaniu książki odmówił. Ale potem przeczytał ją jeszcze raz i poprosił o dwa dni do namysłu. - Miałem wątpliwości, bo wejście w ten świat jest piekielnie trudne, no i w pierwszym odruchu powiedziałem sobie: "no nie, to koszmar jakiś" - przyznaje. - Ten świat starych ciot tkwiących mocno w poprzedniej epoce jest dla mnie tajemniczy i kompletnie niezrozumiały. Ale uznałem, że to znakomite zadanie aktorskie i ogromne wyzwanie. Występuję od trzydziestu pięciu lat i grałem już różne cuda - od Lupy po Dejmka, ale z czymś takim nie miałem okazji się mierzyć. Najtrudniej było obudzić w sobie tę kobiecość, miękkość w ruchach, sposobie chodzenia. Czuję, że zaczyna mi to wychodzić.

Dariusz Maj, który we wrocławskim spektaklu Siekluckiego grał Wyprztyka, a w "Trans-Atlantyku" w reżyserii Jarosława Tumidajskiego gra ostentacyjnie homoseksualnego Gonzala, zareagował entuzjastycznie. W drugiej odsłonie spektaklu ma zagrać jedną z ciot na bałtyckiej plaży. - To świetny tekst, znakomity numer do zagrania - mówi. - Zbrodnią dla aktora byłoby nie skorzystać z takiej okazji. Od ludzkiej strony jest to wycieczka w zupełnie egzotyczny świat, ale od czego jest sztuka, jeśli nie od podejmowania ryzyka takich wycieczek?

Piotr Sieklucki lubi prowokować. Bieżący sezon w Nowym ma upływać pod znakiem debaty o seksualności - w repertuarze jest już spektakl "Filozofia w buduarze" według markiza de Sade, wśród propozycji teksty Pasoliniego i Jerzego Nasierowskiego. - W Krakowie nie jest łatwo dotykać takich tematów - przyznaje Sieklucki. - Wciąż słyszę, że nasz teatr to przybytek rozpusty, który należałoby zamknąć. Ale z drugiej strony fajnie, że Kraków jest tak konserwatywny, bo jest tu o co walczyć. Po dwóch latach takiej walki udaje nam się zapełnić widownię.

Bilety na trzy listopadowe spektakle "Lubiewa" są już w stu procentach wyprzedane.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji