W Chorzowie chodzi tylko o męski striptiz
"Kogut w rosole" w reż. Marka Gierszała w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Pisze Alan Misiewicz w Gazecie Wyborczej - Katowice.
Najnowszy spektakl chorzowskiego Teatru Rozrywki - "Kogut w rosole" - przeznaczony jest chyba tylko dla tych widzów, którzy najzwyczajniej w świecie chcą sobie porechotać.
"Kogut w rosole" chorzowskiego Teatru Rozrywki
Najpierw, 14 lat temu, powstała brytyjska komedia "Goło i wesoło". Potem Samuel Jokic zmodyfikował scenariusz, dając mu nowy tytuł "Kogut w rosole". I właśnie na podstawie tego tekstu reżyser Marek Gierszał zrealizował w chorzowskiej Rozrywce swoją farsę o zwyczajnych ludziach i ich problemach.
"Kogut w rosole" jest komedią o trzech Brytyjczykach, którzy - aby rozwiązać swoje życiowe problemy - przygotowują pokaz męskiego striptizu. Jednak cała opowieść (zwłaszcza w części pierwszej) toczy się przesadnie leniwie. Dokładnie poznajemy Dave'a (Marek Gierszał), Gordona (świetny Adam Szymura), Larry'ego (Krzysztof Pluskota) i śledzimy przebieg castingu do grupy striptizerów. Co chwila z ich ust padają prostackie wulgaryzmy (z wtrąceniami z gwary śląskiej), a widzowie dosłownie ryczą ze śmiechu.
Skręcają się ze śmiechu (choć to już rechot deprecjonujący) również na widok przegiętego homoseksualisty Colina (Andrzej Deskur), który bierze udział w przygotowaniach do rozbieranego występu. Twórcy spektaklu każą mu mrugać rzęsami i posługiwać się wachlarzem jak rozkapryszonej księżniczce. Scenograf Hanna Sibilski przygotowała dla tej postaci pstrokate stroje i krótkie spodenki wyglądające jak spódniczka. I właściwie bardziej niż homoseksualnym mężczyzną z miękkim nadgarstkiem twórcy uczynili go transwestytą. Dlatego to postać zanadto przerysowana i nieprzekonująca. Na szczęście jest Gordon, w rolę którego wcielił się Adam Szymura. Miło jest posłuchać jego ciepłego, łagodnego głosu czy popatrzeć, z jaką słodką nieporadnością przygotowuje swoją roznegliżowaną choreografię.
"Kogut w rosole" to farsa zubożona o kwestię najważniejszą. Brakuje w niej refleksji nad zwyczajnym człowiekiem i jego zmaganiem się z codziennością. Szybko staje się jasne, że komedia Gierszała zmierza po prostu do sceny finałowej, a więc striptizu. A ta, mimo że faktycznie najlepsza w całym spektaklu i wywołuje w widzach największe poruszenie, trwa raptem kilka minut. W naturalny sposób spektakl pozostawia więc w nieco bardziej wymagającym widzu głęboki niedosyt. Najnowsza produkcja chorzowskiej Rozrywki jest dla wszystkich, którzy chcą sobie najzwyczajniej w świecie porechotać. Ale to taki sobie średniak.