Artykuły

Poznanie i zrozumienie

"3D Dance" w reż. Marcina Janusa i Barbary Bujakowskiej Maat Festiwal "Peryferie ciała" oraz "Osadzeni. Młyńska 1" Teatru Ósmego Dnia na XVI Międzynarodowym Festiwalu "Konfrontacje Teatralne" w Lublinie. Pisze Andrzej Z. Kowalczyk w Kurierze Lubelskim.

Niezbyt wiele osób wybrało się na pierwszą niedzielną prezentację Konfrontacji Teatralnych - spektakl "3D Dance". A szkoda, bowiem wspólna realizacja Marcina Janusa i Barbary Bujakowskiej okazała się bardzo interesująca i inspirująca.

W materiałach informacyjnych mogliśmy przeczytać, że "3D Dance" operując obrazem, dźwiękiem i ruchem odnosi się do zagadnienia percepcji. Jest próbą odpowiedzi na pytania związane z postrzeganiem, rozumieniem i odbiorem nie tylko spektaklu tanecznego, ale także otaczającego świata. Przyznaję, że do podobnych deklaracji odnoszę się z umiarkowanym zaufaniem. Zbyt często bowiem przychodziło mi oglądać spektakle, w trakcie których trzeba było dokonywać istnych łamańców intelektualnych, by deklaracje owe dopasować jakoś do tego, co się widziało na scenie. A bywało i tak, że te rozmaite "słowa wstępne" i manifesty po prostu skrywały pustkę.

Nie tym razem jednak. "3D Dance" jest spektaklem, który nie tylko daje to, co obiecuje, ale czyni to nadzwyczaj precyzyjnie i konsekwentnie. Widoczne to jest w samej strukturze przedstawienia. Barbara Bujakowska rozpoczyna od wyznaczenia przestrzeni, w której spektakl będzie się rozgrywać. Czyni to w sposób najprostszy z możliwych - za pomocą wyłącznie ruchu, bez wspierania się jakimikolwiek dodatkowymi środkami, nawet bez muzyki i świateł. I - co ciekawe - ta prostota wcale nie nosi znamion ubóstwa. A kiedy owa przestrzeń zostanie już wyznaczona, rozpoczyna się budowanie wielostronnych relacji. Obserwujemy jednocześnie taniec wykonywany na żywo i prezentowany na ekranach. Są one podobne, ale przecież nie identyczne.

Co wiedzie nas ku konstatacji względności naszego postrzegania. A może nawet jeszcze dalej - względności poznania w ogóle. To temat nie nowy; obecny już w myśli Platona (vide - metafora jaskini) i pojawiający się w wielu obszarach aktywności intelektualnej i twórczej. Ale doprawdy nieczęsto mamy do czynienia z ujęciem tak czystym i sugestywnym jak w spektaklu Bujakowskiej. Wielkie brawa.

W zupełnie inne rejony przeniósł widzów spektakl Teatru Ósmego Dnia "Osadzeni. Młyńska 1" [na zdjęciu]. Legendarne "Ósemki" po raz kolejny - po ubiegłorocznej prezentacji "Paranoików i Pszczelarzy" - pokazały realizację wpisującą się w ramy szeroko rozumianego dyskursu społecznego. Tym razem teatr nawiązał współpracę z poznańskim aresztem śledczym i przebywającymi w nim skazanymi. Aktorzy opowiadają w spektaklu historie ośmiu więźniów. Różne, bo różne są ludzkie losy, ale jednocześnie zaskakująco podobne. Mówią słowami samych skazanych, unikając gloss, przypisów i komentarzy. Nie epatują drastycznymi szczegółami czynów kryminalnych; pokazują raczej banalność zła. Nie ma w tym próby usprawiedliwienia ani postawienia uogólniającej diagnozy. I dobrze, że nie ma. To bowiem sprawia, że sami widzowie skłaniani są do próby zrozumienia bohaterów (antybohaterów?) spektaklu. Choć nie ukrywam, że może to być trudne.

Nie mam wyrobionego zdania na temat resocjalizacyjnego wpływu sztuki; przypuszczam, że to sprawa bardzo indywidualna. Kiedy jednak oglądałem więźniów recytujących poezję Rilkego chciałem wierzyć, że wpływ taki istnieje. I mam nadzieję, że nie jest to wiara naiwna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji