Artykuły

Pani Magda w teatrze

- Poniedziałkowe spektakle Teatru TV to było pewnego rodzaju święto. W domu oglądało się je regularnie. Doskonale pamiętam spektakle Bardiniego. Pamiętam kreację Joanny Szczepkowskiej w "Trzech siostrach". Dla aktorów Teatr Telewizji był wtedy często jedynym sposobem, by zaistnieć w szerszej świadomości widza - mówi MAGDALENA CIELECKA.

Ten tydzień należy do Magdaleny Cieleckiej. TVP Kultura w ramach "Niedzieli z..." przygotowała filmy, spektakl Teatru Telewizji i widowisko artystyczne z jej udziałem oraz rozmowy przeprowadzane na żywo w studiu. A w poniedziałkowym paśmie teatralnym TVP 1 zobaczymy premierę sztuki "Getsemani" z Cielecką w jednej z głównych ról. Do tego oczywiście stały udział w serialu "Hotel 52". Ale dzisiaj liczy się głównie teatr.

***

Z aktorką Magdaleną Cielecką [na zdjęciu] rozmawia Rafał Bryndal:

W TVP Kultura niedzielę można było spędzić z Baumanem, Koterskim, a teraz z tobą. To świetne towarzystwo.

- Rozumiem, że sięga się po mądrych, zasłużonych, doświadczonych

Kiedy pierwszy raz się spotkałaś z takim pojęciem jak teatr telewizji?

- Pierwsza moja rola to był epizod w "Adrienne Lecouvreur", spektaklu reżyserowanym przez Mariusza Trelińskiego. Polegał m.in. na erotycznej scenie z Janem Peszkiem. Byłam bardzo tym faktem zestresowana. Jan Peszek, mój profesor ze szkoły teatralnej, wielki aktor, ja debiutantka

A z czym kojarzy ci się jako widzowi?

- Z poniedziałkowymi spektaklami. To było pewnego rodzaju święto. W domu oglądało się je regularnie. Doskonale pamiętam spektakle Bardiniego. Pamiętam kreację Joanny Szczepkowskiej w "Trzech siostrach". Dla aktorów Teatr Telewizji był wtedy często jedynym sposobem, by zaistnieć w szerszej świadomości widza. Nie produkowało się tylu filmów. Nie było tych wszystkich seriali, telewizyjnego show. Rola na tej scenie to było naprawdę coś. Dla młodego aktora - szansa i szczyt do zdobycia. Oglądając Stenkę, Szczepkowską, Jandę, marzyłam, by znaleźć się w tym gronie.

Pamiętam kultowe przedstawienie "Otella" z Fronczewskim i Olbrychskim.

- A ja pamiętam taki spektakl z Kasią Figurą i z Krzysztofem Globiszem. Nie pamiętam tytułu "Rajska jabłoń" czy "Adam i Ewa"... W każdym razie było to mistrzostwo świata. Grali Adama i Ewę w raju.

Ale teraz w Teatrze TV coraz mniej teatru, a coraz więcej filmu.

- To działa na jego szkodę. Mamy ambicje zrobić film, ale nie ma na to wystarczających środków. I zamiast Teatru TV, którego forma kiedyś rządziła się swoimi prawami, wychodzi niedorobiony film.

Czy to znaczy, że jesteś zwolenniczką realizacji, która polega na nagrywaniu spektaklu wprost z teatralnej sceny?

- Niespecjalnie. Oczywiście, ta forma ma wartość archiwalną, dokumentacyjną. To ważne dla publiczności spoza dużych miast. Ale taka rejestracja nie zastąpi spektaklu - ani telewizyjnego ani żywego. Podczas nagrania aktorzy próbują pogodzić granie do kamery i do widza, ktoś musi być stratny. Montaż takiego materiału i tak nie oddaje w pełni tego, co najważniejsze w teatrze. Siła spektaklu na żywo polega na tym, że w tym kształcie odbywa się tylko raz. Jest nie do powtórzenia. I zarejestrowanie tego ma więcej wspólnego z publicystyką niż ze sztuką. Jest kompromisem. A to umniejsza wartość artystyczną.

Widzowie przed telewizorami patrzą wtedy bardziej na to, jak aktor się postarzał czy utył, a nie są w stanie koncentrować się na sztuce?

- Jeżeli tak na to patrzą, to znaczy, że spektakl jest o niczym.

Dla mnie ideałem były spektakle z cyklu "Teatr Telewizji na świecie". Prawie całego Szekspira obejrzałem dzięki temu.

- U nas też się kiedyś robiło Teatr TV z takim rozmachem. Bywało, że zdjęcia trwały nawet po 10 dni. Robiłam kiedyś spektakl "Ksiądz Marek" z Krzysztofem Nazarem. Były plenery, wspaniałe kostiumy, scenografia i rozmaite efekty pirotechniczne. No i literatura! Realizacja była wtedy na poziomie dobrego filmu. Potem środki były coraz skromniejsze. Zaczęliśmy robić kameralne historie przypominające bardziej serial niż teatr lub lekcje historii na scenie faktu.

Jak słyszę o braku pieniędzy na kolejny spektakl Teatru Telewizji, a potem widzę, co się produkuje, to mnie trafia szlag. Jeśli nie teatr, to choćby dobry film.

- Za kasę, która idzie na rozmaite epopeje historyczne, można by zrobić kilka niezłych filmów. Z filmami jest o tyle gorzej, porównując je do teatru, że coraz trudniej jest znaleźć dobry tekst. Mamy niestety kiepskie scenariusze, co w teatrze zdarza się raczej rzadko.

Ile scenariuszy ostatnio czytałaś?

- Dwa, niestety, oba nie do przyjęcia. I z bólem serca musiałam odmówić.

Skoro były słabe, to dlaczego z bólem serca?

- Jak to dlaczego? Jestem aktorką i tęsknię za kinem, niestety, to, co ostatnio dostaję, nie jest warte, by się nad tym pochylić. Więc serce boli, ale odmawiam.

Poza tym nie pisze się dobrych scenariuszy dla kobiet. Jaką ostatnio główną rolę zagrałaś?

- W filmie Leszka Wosiewicza "Taniec śmierci. Sceny z Powstania Warszawskiego". Nie jest jeszcze ukończony. W ogóle mało pisze się dobrych scenariuszy. I właśnie Teatr tv był zawsze ratunkiem przy tym deficycie. Nie było tylu dobrych propozycji filmowych, ile byśmy sobie życzyli, ale teatr zagospodarowywał naszą energię i zaspokajał ambicje. To był gwarant dobrej literatury i świetnych twórców.

Jak wygląda twój kulturalny dzień?

- Nie wiem, czy nie rozczaruję czytelników swoją kulturą osobistą.

Dobra, dobra, to niemożliwe. Zawsze mi imponujesz tym, że rano jesteś już po lekturze wszystkich gazet i wiesz, co się dzieje.

- A potem jadę sobie rowerem przez piękną Warszawę i patrzę na te wszystkie zabytki.

Gdy wyjeżdżasz, a przecież bardzo dużo podróżujesz z teatrem, sprawdzasz ofertę kulturalną w mieście, które odwiedzasz?

- Czasami tak robię, ale jestem na tyle spostrzegawcza, że raczej po prostu zauważam plakaty informujące o jakimś atrakcyjnym dla mnie wydarzeniu.

Wolisz szukać sama czy raczej z przewodnikiem?

- Zdecydowanie sama. Przewodnik mnie rozprasza i denerwuje, nawet gdy jest przystojny.

***

Dwa teatry Magdaleny Cieleckiej

"Kolekcja" **** sztuka Harolda Pintera, Polska 2006, reż. Marcin Wrona, wyk. Magdalena Cielecka, Adam Woronowicz, Jan Frycz, Andrzej Chyra, niedziela, tvp kultura, godz. 21:10

Bohaterami sztuki są Stella (Magdalena Cielecka) i James (Adam Woronowicz), małżeństwo z dwuletnim stażem, oraz będący prawdopodobnie parą Harry (Jan Frycz) i Bill (Andrzej Chyra). Pewnego wieczoru między nich wkrada się podejrzenie zdrady. W kolejnych dialogach różnych par bohaterów twórcy spektaklu pokazują zawiły proces dochodzenia do prawdy. Nikt nie jest do końca pewien, co jest rzeczywistością, a co fantazją.

***

"Getsemani" ***

sztuka Davida Hare'a, Polska 2011, reż. Waldemar Krzystek, wyk. Magdalena Cielecka, Agnieszka Grochowska, Piotr Adamczyk, Antoni Pawlicki, poniedziałek, tvp1, godz. 20.30

Zainspirowany kulisami funkcjonowania ekipy Tony'ego Blaira dramaturg David Hare odsłania brutalne mechanizmy władzy. Szesnastoletnia córka minister spraw wewnętrznych Meredith Guest (Magdalena Cielecka) doprowadza do skandalu. Bierze udział w orgii i zażywa narkotyki. W szkole skandal udaje się wyciszyć dzięki obietnicy ufundowania nowej sali gimnastycznej. Jednak jest dziennikarz, który nie zamierza rezygnować z nagłośnienia sprawy. Premier zaczyna dystansować się od Guest, która jednak nie chce podawać się do dymisji...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji