Artykuły

Piękno, które wzrusza

Zachwyca prostotą użytych środków, precyzją warsztatu animatorów i subtelnością zabiegów, użytych do osiągnięcia efektu końcowego. Jego siła nie tkwi w strukturze narracyjnej, tylko w warstwie estetycznej o spektaklu "Płaszcz" w reż. Aline Kuppenheim i Paoli Giannini prezentowanym na VI Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym "Dialog Wrocław" pisze Agata Drwięga z Nowej Siły Krytycznej.

Trudno wyobrazić sobie nudniejszego, bardziej zwyczajnego i nijakiego bohatera niż urzędnik państwowy. Jeśli w dodatku jest biedny, nieatrakcyjny, introwertyczny i wycofany, zwrócenie nań czyjejkolwiek uwagi graniczy z cudem. Z tego względu może dziwić wybór historii o takim właśnie człowieku na wydarzenie inaugurujące tegoroczną edycję wrocławskiego Dialogu, którego temat przewodni brzmi "Niecodzienność". Niemniej, "Płaszcz" chilijskiego Teatro Milagros otworzył festiwal i na swój sposób wpisał się powyższe hasło wiodące.

Spektakl jest lalkową adaptacją noweli Mikołaja Gogola o tym samym tytule. Utrzymany w duchu pierwowzoru, w realistycznej konwencji opowiada historię (czy może przypowieść biorąc pod uwagę moralizatorskie zakończenie) o prostym urzędniku mieszkającym w Petersburgu. Niezależnie od nędzy, w jakiej żyje bohater, w głębi siebie jest on naprawdę szczęśliwy. Jego praca, mimo że polega na kopiowaniu dokumentów, daje mu dużo satysfakcji, ponieważ Akakiusz czuje dumę z każdej ładnie napisanej litery. Kiedy okazuje się, że jego stary płaszcz nie nadaje się już do niczego i że musi sprawić sobie nowy (co wydaje się niemożliwe z powodu jego ceny), bohater odkrywa w sobie niezwykłą siłę woli i ograniczając swoje (i tak już skromne) wydatki, odkłada potrzebne 80 rubli. Jego wytrwałość w dążeniu do celu oraz upór mogłyby zawstydzić niejednego człowieka. Akakiusza śmiało można by nazwać herosem jakich wielu, a o których milczą media. Jego wyjątkowość tkwi w zwyczajności oraz w radości z rzeczy błahych.

Szczęście wywołane posiadaniem upragnionego płaszcza szybko znika. Akakiuszę napadają w nocy rabusie i okradają. Zguby nie udaje się odzyskać drogą urzędową, próby odwoływania się bezpośrednio do Najwyższego Urzędnika również nie przynoszą efektu. Ostatecznie Akakiusz umiera w samotności z powodu zapalenia płuc. Z epilogu przedstawienia wynika, że jego duch jeszcze długo snuł się ulicami Petersburga i zabierał przechodniom ich wierzchnie okrycia. Zjawa przestała się ukazywać po tym, jak okradła Najwyższego Urzędnika, a on sam po tym zajściu był milszy dla ludzi i chętniej im pomagał.

Opowiastka z banalnym morałem "nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe" zrealizowana poprzez połączenie tradycyjnej formy teatru lalkowego (przestrzenią gry jest niewielka "budka", której wygląd odsyła do teatrzyków kukiełkowych, a głównych bohaterów wyobrażają średniej wielkości lalki bunraku) i mediów (wizualizacje rzucane na ekran zasłaniający pole działań animatorów, dialogi puszczane z offu) wzrusza prostotą i zachwyca perfekcją wykonania. Początek spektaklu, streszczający dotychczasowe życie Akakiusza - fajtłapy i nieudacznika - rozgrywa się wyłącznie w planie mediów. Czarno-biała animacja przypomina dziecięce zabawy cieniem: raczej toporne postaci wycięte z papieru ożywiono przy pomocy komputera i tak powstał parominutowy film wprowadzający w historię. Światło stopniowo rozjaśniane za ekranem przenosi uwagę widzów z wizualizacji do planu lalkowego. Krótki moment, w którym jeszcze widać papierową postać bohatera zmierzającego do pracy, a jednocześnie już można dostrzec lalkę Akakiusza przepisującego dokumenty porusza pięknem i dziwną cudownością. Chodzi mi wyłącznie o efekt wizualny powstały z nałożenia na siebie dwóch płaszczyzn. Podobnych scen: krótkich, ulotnych i na swój sposób magicznych, jest w "Płaszczu" wiele.

W spektaklu dużą rolę odgrywa światło i sposób posługiwania się nim, jednak tym, co najbardziej porusza są lalki ożywiane dzięki czterem aktorkom (Paula García, Loreto Moya, Aline Kuppenheim, Paola Giannini). Dużo by mówić o perfekcji warsztatu animacji, dzięki któremu martwe obiekty piszą, tańczą i chodzą jak ludzie z krwi i kości. Tym, co należy szczególnie docenić, jest umiejętność grania lalką wobec rekwizytu. W krótkiej, może dwuminutowej etiudzie ruchowej, bez komentarza płynącego z offu, animatorki wyraziły lalką Akakiusza wszystko to, co przyszłoby z trudem niejednemu aktorowi mającemu do dyspozycji własne ciało, głos i mimikę. Oto bohater ogląda swój stary zimowy płaszcz: centymetr po centymetrze bada sukno, sprawdza przetarcia na mankietach, testuje szwy, a jego ruchy i postawa ciała zdradzają, jak martwi go stan jedynego ciepłego okrycia. Gdyby w tym momencie mógł zmienić się wyraz jego rzeźbionej w drewnie twarzy, widzowie zobaczyliby zatroskaną minę sponiewieranego przez życie człowieka.

Prostoduszny bohater od pierwszych chwil wzbudza sympatię. Kiedy pojawia się w pracy w nowym płaszczu i zostaje zaproszony na przyjęcie, odnosi się wrażenie, że mamy do czynienia nie z dojrzałym mężczyzną, a nieśmiałym nastolatkiem. Jego wejście do mieszkania, w którym odbywa się bankiet zrealizowano w niezwykle pomysłowy sposób: na opuszczonym ekranie wyświetla się film nakręcony "z ręki"; z perspektywy osoby pierwszy raz odwiedzającej mieszkanie oglądamy jego wnętrze i mijając kolejne pokoje, przez uchylone drzwi widzimy tańczących i bawiących się ludzi. Animacja została stworzona w estetyce kolażu: zarówno elementy wyposażenia domu, jak i postaci wyglądają, jakby zostały wycięte z gazet i naklejone na pomalowanym farbami papierze. Po rozświetleniu przestrzeni za ekranem, oczom widzów ukazuje się stół z takimi samymi kartonowymi ludzikami, wirującymi dzięki skomplikowanemu mechanizmowi znajdującemu się pod blatem. Do tego kolorowego, papierowego świata, Akakiusz wszedł dzięki drogiemu płaszczowi. Zamiast zastanawiać się nad fałszem ukrytym w przysłowiu "nie szata zdobi człowieka", cieszy się chwilą, którą podarował mu los. Tym większe współczucie budzą jego dalsze dzieje, kiedy zostaje zaatakowany, pobity i ograbiony przez rabusiów, następnie podejmuje desperackie próby odzyskania zguby, aż wreszcie umiera wśród majaków, w samotności i gorączce.

"Płaszcz" nie jest spektaklem zmuszającym do głębszego namysłu nad światem, nie niesie z sobą większego przesłania. Sama historia wręcz denerwuje tendencyjnością: nie dość, że ilustruje parę ludowych mądrości (prócz przytaczanych wyżej można wymienić jeszcze to, według którego "biednemu zawsze wiatr wieje w oczy"), to na dodatek ma irytujące zakończenie z duchem nawracającym złego Urzędnika w roli głównej. Zdaję sobie sprawę, że również moja interpretacja Akakiuszy jako postaci niecodziennej jest naciągana i co najmniej naiwna. Niemniej, chilijskie przedstawienie porusza sposobem, w jaki opowiada tę zwykłą i banalną opowieść. Zwiera w sobie cząstkę czegoś, co tworzy tzw. "magię teatru" - eufemizm z zapałem powtarzany przez teatromanów i z nie mniejszym entuzjazmem wyśmiewany przez teatrologów. Zdarzają się spektakle, które potrafią oczarować zarówno jednych, jak i drugich. Takim magicznym przedstawieniem jest bez dwóch zdań "Płaszcz" w reżyserii Aline Kuppenheim i Paoli Giannini. Zachwyca prostotą użytych środków, precyzją warsztatu animatorów i subtelnością zabiegów, użytych do osiągnięcia efektu końcowego. Jego siła nie tkwi w strukturze narracyjnej, tylko w warstwie estetycznej. Przedstawienie jest po prostu wzruszająco piękne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji