Artykuły

Jeleniogórskie "Wyzwolenie"

Teatr z Jeleniej Góry gościmy we Wrocławiu nie po raz pierwszy. I tym razem przyjechał, podobnie jak poprzednio, z Wyspiańskim. I tym razem, podobnie jak poprzednio, przywiózł przedstawienie, obok którego nie można przejść obojętnie.

"Wyzwolenie" inscenizowane i interpretowane na najrozmaitsze sposoby pokazano nam w dalekim od tradycyjnego kształcie. Nie najistotniejsze, choć w tym, wypadku trafne jest to, że zostało przygotowane w innej niż zwykle scenerii. We Wrocławiu naturalne tło stanowiła jedna z pięknych sal Muzeum Architektury. Zginęły w niej trochę niektóre scenograficzno-inscenizacyjne symbole, ale może to i dobrze. Uwaga widzów skupiła się na tym, co działo się na trzech podestach. Najbardziej zaś skupiała się chyba jednak na tym, co się z tych podestów głosiło.

W Muzeum Architektury mówiło się wczoraj głównie o Polsce i Polakach. Niby to samo, choć niezupełnie to samo, co wieszcz przed laty napisał. Przyznam się, że ta część spektaklu, którą od strony formalnej rzecz biorąc można by nazwać dyskusją, wydała mi się najbardziej interesująca. Najwięcej w niej dla nas ważnego powiedziano.

Aktorzy wśród widzów. Było to już niejednokrotnie - Maski z "Wyzwolenia" często sadzano na widowni. Ale w tym przedstawieniu miało to pozafrontalne znaczenie. Podobnie jak zabiegi z tekstem, których nie poczyniono dla zasady, że trzeba inaczej, ale dla naczelnej, bardzo wyraźnej idei.

Oczywiście pospierać by się tu i ówdzie z panią reżyser można. Czy właśnie ten fragment tu, a nie tam. I czy by na przykład niektórych dialogów (Konrad - Muza) jeszcze nie skrócić. A inscenizacyjności w pierwszej części nieco nie stonować, skoro cały spektakl jest pomyślany bardzo ascetycznie.

No i o samego Konrada bym się trochę pospierała, choć nie w tych kategoriach, czy Krzysztof Kursa sprostał zadaniu, czy nie. Myślę, że ten aktor miał prawo zagrać Konrada. Tylko, czy tak jak to zrobił? Że z prostotą i pewnym dystansem, w porządku. Bardzo dobrze, że nie krzyczał, nie miotał się po podestach. Nie o zewnętrzną ale wewnętrzną ekspresję mi idzie. O żarliwość i pasję, która mimo powłoczki ironii, powinna była - oczywiście nie w każdym momencie - być widoczna.

Ale w ogóle myślę, że w tym przedstawieniu każdy znajdzie coś dla siebie. Ci, co lubią Wyspiańskiego, posłuchają ładnie podawanego tekstu. Zwolennicy teatralnej awangardy też się nie zawiodą (choć czy nie za dużo tu różnych kompilacji?). Tacy zaś, co oczekują od teatru, aby im powiedział coś mądrego i ważnego, nie wyjdą rozczarowani.

W każdym razie warto zobaczyć to jeleniogórskie "Wyzwolenie", korzystając z tego, że teatr gości jeszcze dziś we Wrocławiu. Podobnie jak warto zaprosić go do nas jeszcze zapewne nie jeden raz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji