Artykuły

Spektakl w Grotesce nie ma adresata

"Wielkomilud" w reż. Włodzimierza Nurkowskiego w Teatrze Groteska w Krakowie. Pisze Łukasz Maciejewski w Gazecie Krakowskiej.

Przedstawienie "Wielkomilud" Włodzimierza Nurkowskiego w Grotesce jest kolejną w ostatnich latach próbą przeniesienia na scenę kontrowersyjnej powieści Roalda Dahla. Tym razem efkt jest mizerny. Dahl nie jest pisarzem, którego można upoczciwić. Jego twórczość ("Wiedźmy", "Fleje") jest okrutna. Stanowi wyzwanie dla dziecięcej wrażliwości. Nawet najpopularniejszy, z sukcesem przeniesiony do kina utwór Dahla"Charlie i fabryka czekolady" był przeraźliwie smutną opowieścią o dziecięcej nadwrażliwości, która kładzie się cieniem na dorosłym życiu.

Podobnie jest w "Wielkomiludzie" - historii bez łatwych konkluzji, chropowatej i ironicznej. Dziewczynka o imieniu Zosia zostaje porwana przez obrzydliwego wielkoluda, który okazuje się całkiem sympatyczny, w przeciwieństwie do odpychających olbrzymów, zjadających ludzi w całości lub we fragmentach. Zosia i jej nowy przyjaciel usiłują powstrzymać kanibalistyczne zapędy potworów i w ten sposób trafiają na dwór angielskiej królowej. Dostają tam jajka na twardo, herbatę i ordery.

To, co u Dahla było cierpką ironią, Nurkowski traktuje deklaratywnie, wygładzając kanty opowieści. Wielkomilud mówi w pewnym momencie: "Zwierzęta nie zjadają siebie nawzajem, nawet węże tego nie robią, to właściwość ludzi": morderców, zabójców, kryminalistów. Zosia odkrywa więc świat, który ją przeraża i fascynuje. Świat występku, zbrodni i inności. Przyjaźń z Wilekomiludem staje się dla naiwnej dziewczynki długą lekcją tolerancji. Nie wszyscy wyglądają tak samo, czują identycznie, kochają jednakowo. Jednak mądra lekcja Zosi nie udziela się widzom. Dzieciaki podczas spektaklu były przemiennie przestraszone i znudzone.

Zespół teatru gra na dosyć wysokim poziomie, lalki były dobrze animowane, a zabawnie przekręcający wyrazy Wielkomilud w interpretacji Franciszka Muły budził natychmiastową sympatię. To jednak za mało. Spektaklowi Nurkowskiego brakuje rytmu, oprawa scenograficzna jest uboga, a surrealistyczne kukły olbrzymów mają się nijak do reszty konceptów plastycznych. W efekcie powstał spektakl bez adresata: zbyt ponury dla maluchów, infantylny i zgrzebny jak na dziesięciolatków. Przedstawienie dla wszystkich, czyli dla nikogo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji