Artykuły

Klata zrobił melodramat o terrorystach

"Koprofagi, czyli znienawidzeni ale niezbędni" w rez. Jana Klaty w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Klata potrafi zaskoczyć. Powściągnął tym razem swój temperament terrorysty i zrobił spektakl stateczny, statyczny, łzawy, może nawet moralizatorski. Trudno jednak dociec, w jakiej sprawie.

Bohaterem pierwszej części (opartej na "W oczach Zachodu") jest Kirył Razumow (Juliusz Chrząstowski), petersburski student. Pewnego dnia poszukał u niego schronienia zamachowiec Wiktor Haldin (Zbigniew W. Kaleta). Razumow, zamiast do towarzysza z grupy Haldina, podreptał do swego protektora i doniósł. Został zwerbowany, pojechał do Szwajcarii, wszedł w środowisko anarchistów, poznał siostrę Haldina (Anna Radwan-Gancarczyk), zakochał się w niej i przyznał do udziału w schwytaniu (i straceniu) jej brata.

W części drugiej (opartej na "Tajnym agencie") bohaterem jest zegarmistrz Verloc (Krzysztof Globisz), który wreszcie po latach utajnienia ma zorganizować i wykonać akt terroru - wysadzić obserwatorium w Greenwich. Bierze się do tego dość partacko, przy przenoszeniu bomby ginie niedorozwinięty brat żony Verloca (Wiktor Loga-Skarczewski). Zrozpaczona pani Verloc (Ewa Kaim) morduje męża.

Te nieskomplikowane fabuły z równie nieskomplikowanymi bohaterami Klata opowiada w zaskakująco tradycyjny sposób. To właściwie poczciwy teatr ilustracyjno-konwersacyjny z dodatkami utrzymanymi w poetyce znanej z innych spektakli Klaty. Tym razem jednak to, co u Klaty zachwycało - umiejętność tworzenia wieloznacznych metaforycznych skrótów z elementów wydawałoby się do siebie nieprzystających - nie jest organiczną częścią przedstawienia, ale wstawką, klipem, atrakcją samą dla siebie. Ofiarnie i zręcznie miotający się po scenie - do kompilacji piosenek Doorsów - Wiktor Loga-Skarczewski niczemu nie służy, równie dobrze mogłoby tej sceny nie być, albo też mogłaby być w niej użyta inna muzyka.

Po co Klata zabrał się za te powieści, skoro odnalazł w nich tak niewiele? Cóż bowiem przekazuje nam do przemyślenia? Może chodziło mu o pokazanie mechanizmów rządzących polityką? Ale nie tyle to mechanizmy, ile truizmy. Słudzy władzy (w obu częściach w osobie Mieczysława Grąbki) są, pod pozorami poczciwości, cyniczni i bezwzględni. Człowiek, który wplątał się w brudną politykę - czy jako donosiciel, czy jako agent - nie dość, że sam się nie może wyplątać, to jeszcze unieszczęśliwia innych, zwłaszcza kobiety, które doprowadza do łez (w części pierwszej) bądź zbrodni i katatonicznego zawieszenia (w części drugiej). Środowiska anarchistyczne to zbiór groteskowych, podejrzanych indywiduów. Władza jest zajęta wyłącznie sobą i własnym wizerunkiem, a nie problemami społecznymi. Tyle można się dowiedzieć z przedstawienia; niekoniecznie jednak w tym celu trzeba iść do teatru.

Żeby jeszcze cała ta historiozofia była pokazana atrakcyjnie, żeby - skoro już fabuły powieści zostały tak przycięte, że zostały z nich melodramaty - wykorzystać i wywrócić zgrane konwencje. Ale nie, spektakl toczy się statecznie, nawet z zestawienia dwóch powieści nic nie wynika. Miałam nadzieję, że po pierwszej części, statycznej i konwencjonalnej, druga, z tymi samymi aktorami, będzie zaskoczeniem, wykolejeniem, wywrotką. Nic z tego. Ci, którzy grali role pierwszoplanowe, zagrali drugoplanowe, i na odwrót. I tyle. A, jeszcze ogromny mechanizm zegarowy zawieszony nad sceną, który w pierwszej części był nieruchomy, w drugiej zaczął się obracać. Ten zegar historii (albo zapalnik bomby zegarowej czy co tam jeszcze można wymyślić) to efekt sceniczny gruby, ale słaby. Szybko obojętniejący.

Tłem dla aktorów jest wielki ekran, na którym nieustannie wyświetlane są projekcje. Czarno-białe stare filmy: carski Petersburg, śnieżne połacie Rosji, zeppelin krążący nad Nowym Jorkiem, brytyjska koronacja, dancingi, cyrk owadów, fragmenty dokumentów, animacji, fabuł. I te filmy, zapewne wbrew intencjom Klaty, bardziej przyciągają uwagę niż to, co się dzieje na scenie.

W programie do spektaklu znajdziemy zachętę, by wyrwać zeń kartkę, uformować kulę, rzucić w budynek administracyjny i krzyknąć "Precz!!!". Zachęta na wyrost, bo z przedstawienia wychodzimy raczej z nauką, by nie pchać palca (a nawet kartki) między drzwi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji