Artykuły

Brecht na ślubie stulecia

Bydgoski musical przenosi widzów do Londynu ostatnich miesięcy, o czym świadczą projekcje ze ślubu Księcia Williama i Kate Middleton oraz z zamieszek w stolicy - o "Operze za trzy grosze" w reż. Pawła Łysaka w Teatrze Polskim w Bydgoszczy pisze Małgorzata Kowalska z Nowej Siły Krytycznej.

W 1729 roku miała miejsce premiera "Opery żebraczej" Johna Gay'a - satyry na londyńskich bogaczy i na popularną wówczas operę włoską. Dwieście lat później niemiecki dramatopisarz i reżyser, Bertolt Brecht, postanowił w przededniu Wielkiego Kryzysu dokonać parafrazy tego dzieła. Tak powstała "Opera za trzy grosze". Niezwykłej popularności przysłużył się współpracownik Brechta, Kurta Weill, który skomponował muzykę do wszystkich songów w musicalu. Utwór "Straszna pieśń o Mackiem Majchrze" ("The Ballad of Mack the Knife") był wykonywany na koncertach przez takich artystów jak Louis Armstrong czy Frank Sinatra, a o niesłabnącej do dziś popularności świadczy zainteresowanie tą piosenką Stinga czy Kazika Staszewskiego. Brecht chciał swoją adaptacją zdemaskować kapitalizm - jego zdaniem niesprawiedliwy i niemoralny system, oraz mieszczaństwo, które pokazał jako przestępczy półświatek. Co było zamiarem Pawła Łysaka, reżysera bydgoskiego przedstawienia? Mam nieodparte wrażenie, że tylko aktualizacja brechtowskiej aktualizacji, a to trochę mało.

Bydgoski musical przenosi widzów do Londynu ostatnich miesięcy, o czym świadczą projekcje ze ślubu Księcia Williama i Kate Middleton oraz z zamieszek w stolicy. Zaskakujący okazuje się w takiej sytuacji brak ingerencji w tekst. Reżyser nie zmienił w "Operze za trzy" grosze niczego - nie wykreślił, nie poprzestawiał. W jednym z wywiadów przyznał szczerze, że było to niełatwe zadanie, ale miał poczucie obcowania z geniuszem. I być może został przez ten geniusz nieco przytłoczony. Abstrahując - ciekawi mnie jedna rzecz. Jak wyglądałaby "Opera" Pawła Łysaka, gdyby umowa licencyjna nie zawierała w sobie warunku nienaruszalności tekstu? Może zostałyby odkryte jakieś zaskakujące sensy?

Brechtowscy bohaterowie to ludzie z krwi i kości, zdeterminowani przez swą cielesność, przez przynależności społeczne. Znają realia świata, w którym żyją i starają się na tej wiedzy zarobić. Pan Peachum (Jerzy Pożarowski), zwany królem żebraków, traktuje nędzę jak zwykły towar do sprzedania. Prowadzi firmę "Przyjaciel Żebraka" - kontroluje wszystkich londyńskich nędzarzy i zmusza do oddawania mu sporego procentu z zarobków. W zamian otrzymują odpowiedni strój i rady. Niestety ani Pan Peachum, ani Pani Peachum (w tej roli niezwykle zabawna Małgorzata Trofimiuk) nie są w stanie utrzymać kontroli nad jedyną córką - Polly (Magdalena Łaska). Dziewczyna mimo próśb i gróźb zostaje żoną Macheatha (Mateusz Łasowski) - szefa bandy rabusiów, niereformowalnego kobieciarza i niepoprawnego romantyka. Ojciec Polly donosi stróżom prawa na zięcia, czym skazuje go na karę szubienicy, do czego oczywiście nie dochodzi - wszak to musical, ma być miło.

Polly w pierwszej części przedstawienia jest zagubiona, niepewna siebie, staje się laleczką w rękach Macheatha. Ten ją - na znak przynależności - ciągle obcałowuje. Dziewczyna chciała się wyrwać spod władzy zdziwaczałego ojca, a trafiła po władzę męża. W drugiej części dochodzi do umiarkowanej przemiany Polly, a w trzeciej do zupełnej metamorfozy jej postaci. Pani Macheath wydaje się silniejsza, świadoma swej wartości, bardziej wyrazista, a wszystko za sprawą Lucy (Marta Nieradkiewicz) - córki szeryfa Browna (Michał Jarmicki) i jej rywalki o serce męża. Kobiety są zupełnie różne: Polly to prosta dziewczyna, w różowym dresie, ściskająca w ręku foliową torbę; Lucy jest wytworną panną w drogiej sukience, kapeluszu i rękawiczkach, wymachującą torbami z Zary i Aldo. Początkowa nienawiść i rywalizacja o względy Macheatha - w tym znakomita scena "duetu zazdrości", w której panie walczą na (wyśpiewywane) słowa niczym na ringu bokserskim - kończy się niespodziewaną i niejednoznaczną przyjaźnią. Kobiety wyzwalają się z toksycznej miłości - mężczyzna nie jest już im do niczego potrzebny. Ani do zarabiania pieniędzy, ani do zaspokajania potrzeb seksualnych.

W przedstawieniu ważną rolę pełni dowcip, dobra zabawa, humor, który udziela się rozweselonej widowni. Aktorzy momentami "puszczają oczko" do publiczności, grają w sposób sztuczny i przerysowany, nadużywają gestów i ruchów podczas wykonywania songów - ostatnie zgodnie ze wskazaniami Brechta. Jest trochę musicalowo, trochę kabaretowo, trochę telenowelowo. Aktorzy wchodzą w interakcje z widownią, zaczepiają ludzi, zagadują, zbiegają ze sceny i wbiegają przez drzwi dla publiczności. A na samym początku (gdy na ekranie widzimy Kate i Williama) nawet rozdają pamiątkowe flagi brytyjskie (obrotne małżeństwo Peachumów samodzielnie je produkuje).

Scenografię i kostiumy do "Opery" zaprojektował Paweł Wodziński. W scenografii postawił raczej na instalacyjność aniżeli dekoracyjność. Przestrzenie wypełniają duże klatki ze starymi telewizorami, krzesłami, stołami albo szkielety łóżek i mnóstwo używanych materaców. Największe wrażenie wywołuje spalony wrak samochodu, na którym w ostatniej scenie stoi Macheath z Lucy i Polly, a wokoło tłoczą się wszyscy bohaterowie. Musicalowy (w tym przypadku) kicz poza przerysowaną grą i parodią komedii romantycznych podkreślają też rekwizyty - sypiące się z góry confetti, różnorakie balony, wspomniane wyżej flagi. Znaczące są wielkie tablice w firmie "Przyjaciel Żebraka": jedna z napisem "Przyjemniej jest dawać niż brać" stylizowana na logo Coca-Coli, druga o treści "Daj a będzie ci dane" w estetyce Pepsi. Kostiumy dobrze dobrano do postaci, podkreślając ich cechy charakteru: Macheath prezentuje styl gangstera dżentelmena (czarne spodnie, biała koszulka, czarna marynarka z przypiętym czerwonym kwiatem), jego banda to dresiarze z kominiarkami i kijami (którzy jednak na weselu szefa próbują być "wytworni"), Polly w swoim różowym dresiku wydaje się zahukaną dziewczynką, ale już w trzeciej części spektaklu nosi bardziej kobiece ubrania; Pan Peachum stara się wyglądać poważnie, jak na szefa firmy przystało, lecz zdradza go pstrokaty krawat, Pani Peachum jest przede wszystkim kobietą, o czym świadczą obowiązkowe (bez względu na sytuację) czerwone szpilki na jej stopach.

Wielkie znaczenie dla tego musicalu ma bez wątpienia oprawa muzyczna. Czystą przyjemnością było słuchanie na żywo trzynastoosobowej orkiestry pod dyrekcją Michała Dobrzyńskiego. Aktorzy ze śpiewaniem radzili sobie różnie - jednym sprawiało to większą trudność, innym mniejszą, ale należy docenić starania. Na wyróżnienie zasługuje Magdalena Łaska - najlepszy głos tego spektaklu. Bardzo przekonująco wypadł też "drugi finał za trzy grosze", kiedy na scenie pozostał jedynie Mateusz Łasowski (Macheath) z Karoliną Adamczyk (prostytutką Jenny), a z prawej strony widowni ustawili się pozostali aktorzy i zaśpiewali chórem.

Bydgoska "Opera za trzy grosze" nie objawia żadnych nowych prawd, nie drąży, nie polemizuje z geniuszem, nie zaskakuje spostrzeżeniami. Jest dobrą aktualizacją sceniczną, bez nachalnego uwspółcześnienia. Raz jeszcze podkreśla (ze sporą dozą humoru i dowcipu) brechtowskie argumenty na nikczemność kapitalizmu: ludzkie życie sprowadzane jest do towaru, każdy dba tylko o swój interes, nie ma tu miejsca na miłość, przyjaźń, zaufanie czy wierność. Ponadto nie ma sprawiedliwości i moralności, gdyż zwyczajne bycie dobrym to rzecz nieosiągalna w obliczu nędzy i głodu, o czym śpiewają bohaterowie w drugiej finałowej piosence. Przedstawienie potwierdza też aktualność myśli Brechta obecnie - w czasie niepokojów finansowych i gospodarczych. Zestawienie projekcji pięknego i drogiego ślubu stulecia z przerażającymi zamieszkami powinno być ostrzeżeniem przed niezadowolonym i groźnym tłumem, który czuje się oszukany przez system.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji