Szaleństwo wyobraźni po lekcjach historii
Owacjami na stojąco od dnia wrześniowej premiery przyjmuje "Czarownice z Salem" widownia we wrocławskim Teatrze Współczesnym, choć znaczna jej część należy do pokolenia, które dobę totalitarnego "zniewolenia umysłów" poznawało już na lekcjach historii. Nic dziwnego. Spektakl w inscenizacji i reżyserii Jacka Bunscha podkreśla to, co w klasycznym dziś dramacie Millera aktualne będzie niestety zawsze. W interpretacji Bunscha "Czarownice z Salem" opisują sytuację, w jakiej idea przedzierzgnięta w ideologię, w treść ślepo wyznawanej i nietykalnej doktryny, staje się narzędziem manipulowania innymi. Nadużywają jej wówczas ludzie pogrążeni w osobistym złu i owładnięci stłamszonymi namiętnościami: chciwością, erotyzmem, zazdrością, żądzą władzy.
Reżyser - jak sam wyznaje - w swej wizji teatralnej pragnął stworzyć klimat świata Salem, pokazać narastające szaleństwo wyobraźni manipulatorów. Służą temu wszystkie teatralne środki. Reżyser dba jednak, aby "zbyt bogate, zdynamizowane sytuacje sceniczne nie spowodowały zatarcia sensu".
Klimat emocjonalny Salem znakomicie oddaje m.in. ożywiony plan scenografii Jadwigi Mydlarskiej-Kowal. Ponure orszaki zakapturzonych biczowników i bractw żałobniczych wypełniają scenę nastrojem z pogranicza zmysłowości i wynaturzonej mistyki. Ów nastrój zagęszcza też bardzo trafnie wybrana muzyka - fragmenty "Carmina Catulli" Carla Orffa, w których słychać prawie średniowieczny rygor i podskórne pulsowanie gorączkowego rytmu życia.