Artykuły

Opętanych czeka sąd

Historia sabatu czarownic w Salem z końca XVII wieku wielu widzom jest znana, zarówno dzięki teatralnym, jak i filmowym realizacjom. Oto po pewnej letniej nocy dziewczęta z Salem doznają psychicznych wstrząsów. To wynik ich fascynacji zakazanymi opowieściami starej Tutube o kulcie woo doo. Dziewczęta omdlewają, wpadają w konwulsje, histeryzują. Żeby ukryć swoje grzechy, jako że w tych czasach nawet tańce były zabronione, oskarżają o pakt z diabłem niewinne, powszechnie szanowane osoby. Zaczyna Abigail (Katarzyna Sadowska), odrzucona przez swą pierwszą miłość, żonatego Johna Proctora (gościnnie Maciej Tomaszewski). Oskarża jego żonę Elizabeth (Katarzyna Bieschke) o konszachty z diabłem. Tym samym Abigail ma nadzieję zająć jej miejsce, jako że "opętanych" czeka sąd i kara śmierci. Uratować ich może jedynie przyznanie się do paktu z diabłem. Dla sędziów, których zaczynają dręczyć wyrzuty sumienia, najważniejsza, bo dająca przykład reszcie, jest postawa Rebeki Nurse (gościnnie Maria Bakka) oraz Johna Proctora, który ma szczególnie trudny orzech do zgryzienia. Jego żona spodziewa się czwartego dziecka, Johnowi żal osierocić rodzinę. Sam musi jednak dokonać wyboru postawy.

- Nie jestem twoim sędzią - mówi Elizabeth wystraszonemu, zagubionemu Johnowi.

To ona może najbardziej zasługuje na podziw. John do końca będzie się wahać czy stchórzyć, czy ratować swój honor, okupując to jednak szubienicą.

"Czarownice z Salem" wyreżyserował - nie po raz pierwszy już - Jacek Bunsch z Wrocławia. Przywiózł ze sobą Macieja Tomaszewskiego, który stworzył interesującą, niemal charyzmatyczną kreację Johna Proctora. Nie przekonała mnie Abigail Katarzyny Sadowskiej, której uczucia do Proctora, jak i "opętanie przez diabła" wypadły zbyt blado. Znacznie ciekawiej zaprezentowała się Dorota Chrulska, także występująca w Polskim gościnnie, w przejmującej roli odwołującej swoje zeznania Mary Warren. Ciekawą kreację stworzył też Sławomir Kołakowski jako pastor Hale, choć jego zdecydowany marsz po scenie przypominał bardziej oficera niż duchownego, załamanego skutkami rozpętanych demonów w Salem.

Wrażenia widzów z pierwszych kilkunastu minut spektaklu nie były najlepsze. Akcja toczyła się wolno, dialogi nie porywały ani też nie obiecywały większych emocji. I choć przejmująca, niemal religijna muzyka oraz ciekawa scenografia, w której wykorzystano grę świateł i zamocowane na drzewach lustra, wytworzyły nastrój rodem ze średniowiecza, tempo kolejnych scen było zbyt wolne. Zmieniło się to, na szczęście, jeszcze w pierwszym akcie. Aktorzy wyraźnie się "rozkręcili", a pod koniec drugiego aktu dramat mieszkańców Salem udzielił się widzom całkowicie. Sądzę, że w miarę kolejnych przedstawień, spektakl wrocławskiego reżysera nabierze rumieńców.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji