Artykuły

Popremierowe impresje

"Czarownice z Salem" inaugurują nowy sezon na scenie Teatru im. St. Wyspiańskiego

W ubiegłą sobotę to znaczy 15 bm. Teatr im. St. Wyspiańskiego wkroczył w nowy sezon sztuką znakomitego amerykańskiego dramaturga Arthura Millera pt. "Czarownice z Salem". Popularność tego autora zwalnia mnie z obowiązku szerszego przedstawiania go P.T. Czytelnikom. Tylko dla porządku przypomnę, że twórczość Arthura Millera przybliżyły nam filmy i TV ("Śmierć komiwojażera", "Cena", "Widok z mostu", "Czarownice z Salem" z Yves Montandem w roli głównej). Pozwolę sobie wyznać, iż nie jestem dość oczytany w literaturze amerykańskiej, aby odważyć się na napisanie recenzji z katowickiej premiery, poprzestanę zatem na kilku impresjach dokonanych na gorąco z pozycji szeregowego widza. Daje mi to nawet pewną przewagę nad wieloma znakomitymi znawcami teatru. Ot choćby tę, że będąc biegłymi w przedmiocie, nie nudzili się na pierwszym akcie, bo doskonale wiedzieli, że to tylko wprowadzenie in medias res, gdy ja - jak impresje to szczerze - w antrakcie przed odsłonięciem kurtyny po raz wtóry, zadawałem sobie pytanie: po cóż prezentować widzowi realia obce naszej kulturze, tradycji i czasom?

Odpowiedzi i to zdecydowanie przekonywającej udzielił mi sztuki akt drugi, na trzeci zaś czekałem już niecierpliwie, pozwalając się wciągnąć w klimat i problemy procesu w "Salem" dziejącego się w czasach odległych, a przecież stanowiącego studium spraw drążących świat współczesny, o których jako o inspiracji swej sztuki Arthur Miller mówi tak: "Wstrząsnęły mną nie tylko wybryki maccarthyzmu lecz nadto coś, co wydawało mi się dziwne i tajemnicze: fakt, że kampania polityczna prowadzona świadomie i za pomocą obiektywnych środków może nie tylko zrodzić terror, lecz dać początek nowej, subiektywnej rzeczywistości, dosłownie - mistyce, która z biegiem czasu nabiera charakteru rzeczy uświęconej. Wstrząsnął mną ten niewiarygodny fakt, że sprawy tak prozaiczne i małostkowe, głoszone przez ludzi zgoła śmiesznych, mogły sparaliżować proces myślenia..."

Kolejną impresją wyniesioną z obejrzenia "Czarownic z Salem" jest chęć pogratulowania sukcesu reżyserowi Lechowi Wojciechowskiemu, scenografowi Wiesławowi Langemu, twórcy opracowania muzycznego Piotrowi Szalszy oraz wykonawcom: Sabinie Chromińskiej, Ewie Dałkowskiej, Marii Wilhelm, Barbarze Kobrzyńskiej, Janinie Burke, Elżbiecie Bajon, Marii Stokowskiej, Mieczysławowi Łęckiemu, Ryszardowi Zaorskiemu, Marianowi Skorupie, Tadeuszowi Szanieckiemu, Bogdanowi Potockiemu, Eugeniuszowi Szatkowskiemu, Wiesławowi Grabkowi, Emirowi Buczackiemu, Tadeuszowi Sobolewiczowi i Jerzemu Korczowi.

I trzecia wreszcie impresja, jaka narzuciła mi się, kiedy długo, przy otwartej wciąż kurtynie, premierowi widzowie oklaskiwali aktorów, to pewność, że Teatr im. Wyspiańskiego pod kierownictwem artystycznym Ignacego Gogolewskiego już zdecydowanie żegluje na wysokiej fali.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji