Jednoaktowy ekstrakt z Millera
Część naszego aktorstwa nie umie pogodzić się z coraz rzadszym bezpośrednim kontaktem z widownią, z faktycznym bezrobociem, jakim są częste, długotrwałe przestoje. Nie kompensuje im tego ani radio, ani kino, ani telewizja. Więc gorączkowo szukają możności wyżycia się w teatrzykach podziemnych, o których niedawno pisał w Teatrze Andrzej Wróblewski.
Halinie Machulskiej i jej mężowi Janowi Machulskiemu gościny udzielił Dom Kultury na Ochocie. Tam w prostokątnej sali na kilkadziesiąt osób para małżeńska Machulskich demonstruje od dłuższego już czasu swój teatr. Bez dekoracji, w umownych kostiumach zawodowi aktorzy oraz uczniowie Wyższej Szkoły Teatralnej szukają (i znajdują) kontakt z widzem. Ostatnio nasi entuzjaści sięgnęli po Czarownice z Salem Millera. Eksperyment śmiały, przede wszystkim jeżeli idzie o tekst. Pięcioaktową sztukę wtłoczono w ramy jednoaktówki trwającej półtorej godziny. Siłą rzeczy trzeba było zrezygnować z wielu wątków, co odbioru sztuki nie ułatwia. Pozostała oczywiście problematyka zasadnicza: żyć w hańbie i upodleniu, czy oddać życie za prawdę, za ideę.
Wobec braku rekwizytów cały ciężar widowiska spada na tekst. Że zawodowi artyści - Zofia Barwińska, Maria Żabczyńska, Halina Machulska, Jan Machulski, Zdzisław Wardejn, Tadeusz Bogucki, Aleksander Michałowski - dobrze, sprawnie i sugestywnie dają sobie z tym radę, chyba nie trzeba podkreślać. Natomiast uczennice Szkoły Teatralnej zastępują braki dykcji ekshibicjonizmem ruchów, nadmiernym zwłaszcza w tanecznych drgawkach. Ponadto nie pamiętają o tym, że im głośniejszy krzyk, tym bardziej niewyraźny odbiór tekstu.
Po przedstawieniu zespół wykonawców dyskutuje z publicznością. Byłem na takiej dyskusji. Przedstawiciele starszego pokolenia wyrażali zadowolenie, że ich uwagi nie rozpraszają ani dekoracje ani kostiumy. Młodzi perorowali z zapałem o konformizmie i nonkonformizmie, o ważności problemów moralnych i tym podobnych sprawach.
Wszyscy dziękowali Machulskim, że umożliwiają im stykanie się z aktorem, żeby tak powiedzieć w cztery oczy. Niektórzy z dyskutantów zapewniali, że dla całości obrazu postarają się zaznajomić z całą sztuką. Jeżeli obietnicy dotrzymają, trud i wysiłek placówki Machulskich nie pójdą na marne.