Artykuły

"Nie-boska", czyli pod krzyżem bez zmian

"Nie-Boska komedia. Rzecz o krzyżu" w reż. Piotra Kruszczyńskiego w Teatrze im. Fredry w Gnieźnie. Pisze Marta Kaźmierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Dowcipy z Radia Maryja doprowadzają mnie do szału. Widzę w nich symbol myślowego gotowca - wyznała kiedyś w "Dużym Formacie" Dorota Masłowska. Gnieźnieńska "Nie-boska komedia. Rzecz o krzyżu", choć drażni i prowokuje, myślowym gotowcem nie jest.

Reżyser spektaklu Piotr Kruszczyński, w roli jednego z rekwizytów obsadził turystyczne radyjko, z którego sączy się monotonna opowieść o dziejach Słowian. W jego spektaklu w krzywym zwierciadle obejrzeć się mogą nie tylko fanatyczni wyznawcy ojca Rydzyka. Po głowie dostają ci z prawej, ci z lewej, ci z góry, znani głównie z ekranów telewizorów, a także ciemny lud, który wszystko kupi.

Znad sceny przygląda się ludzkiej zbieraninie sam Chrystus. Trochę zafrasowany. Bardziej chyba jednak rozbawiony. Pozostawiony na marginesie głównych wydarzeń, choć sceniczne krucjaty toczą się przecież w Jego imieniu.

Wesele u Kruszczyńskiego przypomina to, z filmu Wojciecha Smarzowskiego: goście pląsają w rytm discopolowych przebojów "Żono moja" i "Jesteś szalona", a swojska przyśpiewka "Bo wszyscy Polacy" przechodzi nagle w głuche dudnienie, przypominające bicie serca podczas badania USG. Obok ciężarnej panny młodej podskakuje z idiotycznym uśmiechem lekarka w zielonym fartuchu i chodakach. Idylla, zamknięta w świetnym choreograficznym układzie, skończy się, gdy pan młody - Henryk - zostawi żonę i podąży za zjawą kochanki. Ponura historia z romantycznego dramatu Zygmunta Krasińskiego u Kruszczyńskiego rozgrywa się we współczesnej scenerii. Popadająca w obłęd zdradzona żona, oddaje się sztuce street-artu, mały Orcio z usztywnioną nogą jeździ na przemysłowym wózku. Hrabia Henryk, na którego głowę spadły rodzinne nieszczęścia, przywdziewa kombatancką czapkę z orzełkiem, wstawia wodę na herbatę, w czajniku pamiętającym czasy Gierka i włącza turystyczne radyjko, w którym najwyraźniej znajduje natchnienie i pociechę.

Śmiesznie? Nie bardzo. Bo widok chorego dziecka, bezradnych lekarzy urządzających kinderparty i załamanego ojca nie pozwala dostrzec w tym obrazku jedynie kolorowej maskarady. Pod wizerunkiem krzyża nad sceną, robi się po chwili gęsto od emocji: dwóch młodych grafficiarzy klepie się po tyłkach, mężczyzna wlecze za włosy kobietę, z ust pijanego faceta tryska fontanna rzygowin, a przez tłum przepycha się niepełnosprawny chłopak, który nieudolnie próbuje nam coś powiedzieć. Oprócz ukrzyżowanego Chrystusa na zebranych patrzą też nowi bogowie, odziani w garnitury i jednakowe uśmiechnięte maski.

Naprzeciw siebie stają wyznawcy społecznego postępu i obrońcy tradycyjnych wartości. Jedni i drudzy mają niepodważalne racje. - Nie wiem, kto jest w naszym kraju bardziej izolowany: staruszka z emeryturą 700 zł czy fryzjer gej z Warszawy? - pytała autorka "Wojny polsko-ruskiej" na łamach Dużego Formatu.

Reżyser spektaklu o wojnie polsko-polskiej nie opowiada się po żadnej ze stron, a z widzów nie robi sędziów. Dzięki Bogu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji