Próby ogarnięcia (fragm.)
PONAD dwudziestoletnia działalność Artura Millera wydała nowy owoc. Jego najnowsza sztuka - "Cena", przeniesiona z Ameryki na sceny polskie z równą skwapliwością jak poprzednie - mimo sporego przegadania w stylu mieszanym ibsenowsko - czechowowskim, jak stół, o którym mowa w sztuce że jest w stylu hiszpańsko - angielskim, posiada jedną wartość bezsporną. Mianowicie powiodło się autorowi stworzenie bohatera na wielką skalę - człowieka, który umysłem zwykłego taksatora mebli potrafił ogarnąć egzystencję. Że jest przy tym komiczny, tym lepiej, bo tym większą budzi sympatię.
Ten bohater - 90-letni Gregory Solomon, ma w sobie coś z mitycznego, nieulękłego pioniera, a przy tym nie jest już chojrakiem. Wie, że każdy dzień daje przewagę śmierci nad jego życiem i że ze starej płyty gramofonowej zabrzmi na zakończenie sztuki śmiech przemijania.
Pozostałe osoby sztuki: dwaj bracia których drogi się rozeszły - jeden osiągnął sukcesy życiowe, drugi nie - oraz żona tego "nieudanego" brata, co do której można być pewnym, że w dzieciństwie zasmakowała nędzy, bo jej aż za bardzo nie lubi, choć narysowane z dbałością o psychologiczne prawdopodobieństwo, nie mogą wzbudzić w nas podobnego zainteresowania. Trzeba podziwiać Hannę Skarżankę, Stanisława Zaczyka i Krzysztofa Chamca, że przekazując nam ich psychologiczne prawdopodobieństwo, najofiarniej stworzyli tło do wspaniałego popisu Jana Świderskiego w roli owego przemądrego, przekomicznego i nieuśmierzonego starca, którego zagrał z pasją popartą znakomitym studium.
Sytuacja, którą widzimy w sztuce: sprzedaż mebli rodzinnych z niespodziewanym spotkaniem braci, którzy 16 lat nie widzieli się, mogła być także całkowicie zmyślona przez Millera. Nie zostały jednak przezeń zmyślone prawidła psychologiczne.