Artykuły

"Cena" Millera

Stary handlarz meblami Gregory Solo­mon mówi w jednej ze scen "Ceny": "Dawniej jak człowiek był nieszczęśli­wy, to szedł do kościoła albo robił rewolucję. Dzisiaj idzie do sklepu i ku­puje i jest szczęśliwy". Solomon wypo­wiada wiele innych myśli, trafnych ob­serwacji, opinii - przeważnie w formie zabawnych paradoksów - na temat człowieka, społeczeństwa, stosunków społecznych. Jest w tym wiele - często gorzkiej - mądrości, a chociaż Solomon nie moralizuje, chociaż jest pozornie beznamiętny, chociaż często uwagi jego dotyczą spraw pozornie błahych - wła­śnie z jego słów w miarę upływu akcji wyłania się coraz wyraziściej obraz stosunków amerykańskich okresu wiel­kiego kryzysu lat trzydziestych.

Ale kryzys tylko pozornie skończył się w USA w r. 1933. Jego skutki trwa­ją w ludziach do dziś. Jak w rodzinie Franzów z omawianej sztuki Artura Millera "Cena", którą gra obecnie "Ateneum".

Przedstawienie jest jednak najbardziej interesujące nie w partiach dotyczących rodzinnego dramatu tej rodziny, lecz w kapitalnym gadulstwie Solomona. Nie tylko dlatego, że gra go pięknie Jan Świderski, dając jeszcze jedną dużego formatu kreację z powiększającej się w jego dojrzałym dorobku artystycznym galerii portretów "piekielnych starców", chyba i dlatego, że bracia Franzowie niewiele mają nam do zaproponowania. To "rozbicie" sztuki na "gadulstwo Solomona" (komediowy akt I) i na "ro­dzinny dramat Franzów" (akt II) stano­wi o jej słabości, jest jakimś kompozy­cyjnym niedowładem u tak znakomitego przecież dramaturga, jak autor "Czaro­wnic z Salem" i "Widoku a mostu".

O cóż chodzi w tym "rodzinnym dra­macie"? Jest to jeszcze jeden wariant "Śmierci komiwojażera": ojciec - ban­krut życiowy i jego dwaj synowie, ich wzajemne relacje i związki, no i też trochę żałosnej mitomanii, za którą kry­je się zwykle bankructwo lub życiowe niedołęstwo. Tylko że stary Franz, ofia­ra kryzysu lat trzydziestych już dawno nie żyje; żyje jedynie w pamięci obu synów: u jednego (Waltera) jako wy­rzut sumienia, u drugiego (Wiktora) - jako alibi uczciwości. Zaplątała się jesz­cze w ten dramat postaw żona Wiktora, Estera - ale tylko dzięki Hannie Skar­żance jest to postać przynajmniej rów­norzędna z pozostałymi.

Jedno jest pewne: przedstawienie jest znacznie lepsze od sztuki - dzięki ak­torstwu Jana Świderskiego, Hanny Skar­żanki. Krzysztofa Chamca (Wiktor) i Stanisława Zaczyka (Walter), oraz dzięki reżyserii Janusza Warmińskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji