Wielka rola
Nazwisko Artura Millera, którego sztukę wystawia obecnie teatr "Ateneum", znane jest dobrze zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak w Europie; jeszcze do niedawna, był on jednym z najczęściej grywanych autorów na scenach światowych. Również i w Polsce przeżywaliśmy przed dziesięciu laty coś w rodzaju "nieustannego festiwalu Millerowskiego"; przez dłuższy czas teatry niemal każdego z większych miast naszego kraju miały w swym stałym repertuarze którąś z jego sztuk: "Czarownice z Salem", "Widok z mostu", czy "Śmierć komiwojażera". W utworach tych postępowe, zabarwione radykalizmem społecznym nastawienie autora znajdowało wyraz w doskonale opanowanej formie scenicznej, w sugestywnych sylwetkach postaci, doskonale prowadzonym dialogu i w ciekawej, niebanalnej konstrukcji obrazów scenicznych.
Potem sława Millera zaczęła zmierzchać; jego sztuka "Po upadku", osnuta na motywach autobiograficznych, w której przedstawił w sposób dość żenujący dzieje swego małżeństwa ze słynną gwiazdą filmową Marylin Monroe i tragiczną śmierć tej artystki - odwróciła od niego sympatie krytyków i kulturalnej publiczności. Zresztą sztuka ta również pod względem artystycznym nie stała na wysokości jego poprzednich utworów. Obecnie zainteresowanie twórczością Millera znów wzrosło - w związku ze świeżo napisaną przez niego sztuką "Cena".
Tytuł ten jest symboliczny. W sensie dosłownym odnosi się on do zewnętrznej warstwy fabularnej tego utworu, którego cała akcja skupia się dokoła pewnej transakcji handlowej: sprzedaży starych mebli, odziedziczonych przez synów pewnego zmarłego finansisty, i uzyskania za nie najlepszej ceny. W gruncie rzeczy jednak idzie tu o sprawy o wiele głębsze: o cenę, jaką w społeczeństwie nastawionym wyłącznie na wartości konsumpcyjne, na ideał pewnej "kariery", płaci się zawsze za swoje życie - niezależnie od tego, jaką drogę obiera ktoś sobie do celu. W warunkach kapitalistycznych cena ta okazuje się zawsze niewspółmiernie wysoka w stosunku do zamierzeń. To założenie jest interesujące, akcja sztuki, skondensowana, ograniczona w czasie i przestrzeni (wszystko rozgrywa się w ciągu paru godzin, przez które toczy się owa transakcja meblowa), poprowadzona jest z doskonałym wyczuciem teatru i z nerwem dramatycznym; niemniej jednak, utwór ten nie stoi na poziomie dawnych, najlepszych osiągnięć Millera, jest nieco nużący i nie byłby może wart szczególnej uwagi - gdyby nie jeden element, decydujący o jego atrakcyjności: mianowicie, postać owego handlarza i taksatora używanych mebli, starego dziewięćdziesięcioletniego Solomona. Jest to figura mistrzowsko zarysowana, groteskowa i patetyczna zarazem, uderzająca prawdą i oryginalnością - jedna z tych postaci wymyślonych, które zdają się być bardziej autentyczne, niż najbardziej konkretne i dotykalne osoby rzeczywiste, z jakimi stykamy się w życiu.
Ta postać na scenie "Ateneum" została odtworzona w sposób wręcz genialny przez Jana Świderskiego. Już choćby dla tej jednej roli nie tylko warto, ale trzeba koniecznie zobaczyć ten spektakl - grany zresztą bardzo dobrze również przez pozostałą trójkę artystów: Hannę Skarżankę, Stanisława Zaczyka i Krzysztofa Chamca. Są to wszystko doskonali aktorzy i każdy z nich stworzył żywą i przekonywającą osobowość; lecz to, co osiągnął w swojej kreacji Świderski to już nie tylko dobrze, czy nawet znakomicie zagrana rola - to czarodziejstwo. Jest to synteza człowieczeństwa, wytworzona poprzez zdumiewające w swej odkrywczości, w zmyśle obserwacyjnym, w prawdzie psychologicznej, niezliczone drobne, mikroskopijne niemal szczegóły. Rola, która powinna znaleźć trwałe miejsce w historii wielkich zdobyczy aktorstwa polskiego.