Artykuły

Nie zaiskrzyło

Arcytrudnego zadania podjął się Teatr Miejski im. Witolda Gombrowicza w Gdyni wystawiając "Śmierć komiwojażera" Artura Millera. Ten wybitny dramaturg amerykański święcił tryumfy na polskich scenach w latach 60. Potem teatry jakby mniej chętnie sięgały po jego utwory. W sztuce tej nie ma bowiem sześciu trupów ani specjalnych efektów i skomplikowanej akcji, a bohaterem jest szary człowiek zagubiony w wielkim mieście. Początkowe powodzenie dramatu Millera tłumaczono m.in. brakiem dobrych polskich sztuk współczesnych. "Śmierć komiwojażera" trwa jedną dobę. Ale powody tej śmierci narastały przez lata. Sztukę Millera potraktować można jako protest pisarza przeciw bezlitosnym prawom świata kapitalistycznego, wyrzucających na śmietnik ludzi zużytych i niepotrzebnych. Wydawać by się mogło, że dzisiaj jest to temat niezwykle aktualny i bolesny dotykający wielu. Jednak powody śmierci komiwojażera tkwią także w nim samym, w jego wyobcowaniu i życiu złudzeniami. Willy Loman wierzy, że można osiągnąć sukces nie przez bezwzględną walkę, ale dzięki osobistemu urokowi. Mimo iż zjawa z krainy tego mitu, wujek Ben wielokrotnie przypomina mu, że sukces zdobywa się w "dżungli" siłą, bezwzględnością i znajomością podstępnych chwytów. Loman marzy na jawie, nie akceptując świata, w którym żyje. Skazany na samotność musi zginąć. To samo grozi jego synowi, Biffowi, który w chwili klęski ma jednak dość siły by spojrzeć prawdzie w oczy. Atutem przedstawienia jest scenografia Beaty Nyczaj. Także reżyser przedstawienia Adam Ferency trafnie odczytał tekst Millera i potrafił znaleźć właściwy wyraz sceniczny. Dał sobie radę z trudnym zadaniem wyodrębnienia scen na planie realnym ze scenami wizyjnymi, gdzie przeszłość miesza się z teraźniejszością w retrospektywnych obrazkach. Mimo to "Śmierć komiwojażera", patetyczna historia agenta handlowego, którego marzenia pozostają w konflikcie z rzeczywistością, nie obroniła się na scenie, choć Marcin Troński znakomicie zbudował postać Willego. Napisałam, że jest to sztuka arcytrudna, wymagająca koncertowej gry aktorskiej. Przedstawienie gdyńskie pozostawia widza obojętnym. Aktorzy grają dobrze, lecz nie ma między nimi prawdziwego napięcia - po prostu nie zaiskrzyło. Oprócz scen między mężem a żoną. Czy tego samego zdania będą widzowie, zobaczymy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji