Gajos w Narodowym
W kwietniu na jednej ze scen Teatru Narodowego, w Teatrze Małym, spotkały się dwie wielkie indywidualności: Kazimierz Kutz i Janusz Gajos. Ostatni raz pracowali razem piętnaście lat temu i to w teatrze telewizji. W prawdziwym teatrze nie pracowali nigdy.
"Śmierć komiwojażera" jest pierwszym wspólnym przedsięwzięciem. Napisana przed ponad pół wiekiem sztuka Millera nie straciła nic z aktualności. Brutalne prawa ekonomiczne dotykają szczególnie słabszych.
I Gajos, i Kutz pochodzą ze Śląska. Zetknęli się nie raz z biedą. Może właśnie to pozwoliło im stworzyć niezwykłe przedstawienie ze znakomitą, jeśli nie najlepszą rolą J. Gajosa, który kreuje rolę Willego. To majstersztyk artystyczny. Właściwie trudno tu mówić o kreacji. Aktor po prostu jest Willym. Gajos na scenie wytwarza aurę czarodziejskiej gry, do której wciąga nie tylko partnerów scenicznych, ale i widzów. Autentyzm kreowanej przez Gajosa postaci sprawia, że wierzymy aktorowi od początku do końca. Ulegamy jego kunsztowi i czarowi.
Ale na uwagę w warszawskiej inscenizacji zasługuje cały grający w spektaklu zespół. Pełna ciepła, choć może zbyt wyciszona jest Anna Seniuk w roli żony i matki. Znakomicie role synów zinterpretowali Zbigniew Zamachowski i Wojciech Malajkat. Szczególne słowa pochwały należą się właśnie Malajkatowi. Jego Biff jest nad wyraz prawdziwy. Ta rola udowadnia, że ma on wciąż ogromny artystyczny potencjał.
Scenografię stworzył pracujący od lat w Ameryce Andrzej Dudziński.
Zaś twórcą muzyki jest Jan Kanty Pawluśkiewicz.