Artykuły

Chris Keller odkrywa Amerykę

W "Zagadnieniu rosyjskim" ("Harry Smith odkrywa Amerykę") pokazał Simonow walkę dwóch Ameryk, powiedzmy w skrócie: uczciwej i nieuczciwej; walkę dramatyczną, zaciętą i bezwzględną.

Sztuka Amerykanina Millera odsłania odcinek tego samego frontu. Chris Keller, wróciwszy z wojny do domu, stwierdza ze zdumieniem, że wojował nie wiadomo po co, bo "tu się nikt nie zmienił; jakby nas wszystkich młodych wystrychnięto na dudków"... Autor podkreśla, że ten Chris Keller to Amerykanin wyjątkowy: "Jest w nim coś takiego, co każe ludziom być lepszymi niż ich stać na to". Chris Keller odkrywa Amerykę we własnym domu: ojciec fabrykował wadliwe silniki, na skutek czego dwudziestu trzech lotników poniosło śmierć; ojciec wyłgał się z całej awantury i winę zwalił na wspólnika, którego przymknięto; matka za pomocą kłamstwa, legendy, sprytu, czujności i dyplomacji stara się zapobiec katastrofie rodzinnej, a ponieważ matkę gra Kunina, ponieważ przez trzy akty mówi się o weselu i ponieważ tę sztukę wystawiła "Placówka", więc katastrofa oczywiście następuje. (W nawiasie: "Placówka" jest w tym sezonie najbardziej ponurym teatrem warszawskim. Po "Krwawych godach" - znów ślub i trup, nie licząc dwudziestu trzech trupów przed podniesieniem kurtyny. Może by "Placówka" dała nam wreszcie coś lżejszego, na przykład "Króla Edypa"!)

Chris Keller, odkrywszy tę Amerykę, usiłuje z nią walczyć - przez parę minut. Kurtyna spada, zanim zdołał nas przekonać, że nie skapituluje, jak nie skapitulował Harry Smith.

Sztuka napisana w najlepszej intencji, ale zbyt ostrożna; i zbyt wadliwa. Polscy autorzy piszą inteligentniejsze sztuki. Cała problematyka "Synów" to [brak fragm. tekstu]. postawił sobie autor trudne: wszystkie osoby na scenie znają przeszłość wszystkich osób, a jest ona tak przykra, że niechętnie o niej mówią; więc dla zaznajomienia nas z tą przeszłością potrzebny autorowi cały długi i nudny akt - w polskim egzemplarzu jest tego czterdzieści cztery strony gęstego maszynopisu, podczas gdy całość "Strzałów na ulicy Długiej" Świrszczyńskiej zmieściła się na czterdziestu stronicach; i pomyśleć: kobieta, a taka małomówna!

Tłumacz i reżyser "Synów", Ryszard Ordyński, zrobił autorowi między innymi tę przysługę, że skrócił pierwszy akt i zostawił samą tylko kwintesencję. Przynaglił dialog sztuki: ciągłe przerywanie sobie nawzajem i mówienie na kilka głosów równocześnie, potęguje nerwowość atmosfery.

Tylko, że ci Amerykanie są, z niewieloma wyjątkami (przede wszystkim Kozierska i Laskowska, obie świetne), mało amerykańscy! To raczej Polacy, wołający od czasu do czasu snobistycznie: "helo!" Arcypolski jest Śródka ze swym nadwiślańskim rodzajem urody; kiedyż zobaczymy tego aktora, którego występ warszawski poprzedziły jak najlepsze wici, nareszcie w roli odpowiedniej i przylegającej mu, bez róży w zębach i bez rąk w kieszeniach? Cała afera rodziny Kellerów zdaje się rozgrywać na jakimś gdyńskim podwórku. (Autor podwórka: Józef Rachwalski. Tak właśnie, akurat tak wyglądają podwórka w Gdyni. Jabłoń, wyrosła w ogrodzie państwa Jowialskich, a przeniesiona potem do Teatru Klasycznego, gdy ją zasadzono na podwórku Kellerów, złamała się wreszcie!).

Odkąd Ewa Kunina zaczęła snuć przed nami swoją legendę o powrocie zaginionego syna, przypuszczaliśmy, że zobaczymy jeszcze jeden Powrót. Ale programy teatralne psują nam prawidłowe "poznawanie" utworów. Gdy w sztuce Rusinka mąż i panna szeroko rozprawiali o śmierci żony, niejeden z widzów zerknął do programu i pomyślał sobie: aha, żona jest w spisie osób, więc żyje, wróci i zrobi awanturę. Podobnie tutaj. Widz nie znajduje imienia syna w programie -: więc nie w kryminalnym melodramacie. Rzemiosło bardzo nierówne; obok kilku mocnych scen dużo banału i naiwności. Ekspozycja przewlekła, ale też zadanie syn nie żyje, nie wróci - a matka?... idee fixe, czyli jeszcze jedna kobieta "we mgle", Kunina wszystkie stany, ostatecznej rozpaczy, zademonstrowała sugestywne, z dyskretnym odważaniem oblicza i maski pani Keller, od tej mgły poprzez sztuczki dyplomatyczne do efektu.

Leon Pietraszkiewicz (ojciec Keller) czuł się niepewny w pierwszym akcie, dwa akty następne miał dobre. Tylko pół aktu dobrego miał Janusz Warmiński (Chris), mianowicie od pasa wzwyż.

Jadwiga Gosławska pokazała nam swą "ludzką twarz" (jak mawiał Jaracz) i bardzo uczłowieczyła osobliwą postać Annie Deever, która zrywa z ojcem, bo siedzi w więzieniu, ale przebaczy teściowi, bo potrafił się wymigać; czy i po katastrofie Annie zostanie przy Chrisie, nie wiadomo - kurtyna spada w "Synach" za wcześnie. Powtarzam: polscy autorzy piszą inteligentniejsze sztuki... chociaż u nich kurtyna spada zwykle zbyt późno.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji