Artykuły

Pieniądze...

JOE Keller, były robotnik, majster, wyposażony przez naturę w tzw. chłopski rozum, który mu pozwolił dorobić się majątku obywając się bez wykształcenia, jest właścicielem intratnej fabryki produkującej pralki, szybkowary i temu podobne artykuły gospodarstwa domowego. Atoli u podstaw tej produkcji zgoła pokojowej leży fortuna zdobyta w czasie wojny, gdy warsztaty mechaniczne Josepha Kellera wyrabiały części do samolotów.

- I cóż z tego? - powie przeciętny Amerykanin. - Gdyby się chciało postawić pod ścianę każdego, kto się dorobił na wojnie, trzeba by mieć "górę nabojów". Brudno pieniądze? "Po prostu dolary i centy, w czasie wojny i w czasie pokoju, liczy się tylko pieniądz, jaki pieniądz jest czysty?".

Joe mieszka w zacisznym miasteczku, w odległości siedmiuset mil od Nowego Jorku, mieszka we własnej zasobnej willi wraz z wierną, gospodarną żoną i synem, pracującym u niego w fabryce. Chrys, chłopak porządny, solidny, spełnił swój obowiązek wobec ojczyzny, dowodząc czasu wojny kompanią. Na szczęście uszedł z życiem i teraz Keller - senior pragnie przekazać mu interes, bo przecie dla niego, obecnie jedynaka, robił pieniądze - starszy syn, Larry, lotnik, zginął na wojnie. Z latami żal za Larrym przeszedłby w ciche, rzewne wspomnienie i starzejący się ojciec pędziłby spokojny żywot na łonie kochanej rodziny, otoczony powszechnym szacunkiem.

Ale niestety na wojennej drodze do fortuny przydarzyła się Kellerowi dość przykra historia. W pewnym momencie jego zakład mechaniczny wysłał na front ponad sto głowic cylindrów z zatartą rysą. Zanim właściwe instancje połapały się w defekcie, zginęło dwudziestu jeden pilotów. Odbył się proces. Keller i jego wspólnik bronili swej skóry obarczając się nawzajem odpowiedzialnością. W rezultacie wspólnik trafił na dłużej do więzienia, Kellera uniewinniono. A więc ci, co krzyczeli pod jego oknami "mordercy", już z nim ochoczo grają w karty. Lecz trochę swędu pozostało.

Tak wyglądają sprawy w momencie, gdy zaczyna się akt I sztuki Arthura Millera "Wszyscy moi synowie", którą wystawił ostatnio Teatr im. J. Osterwy.

Arthur Miller pisał dramat "All My Sons" bezpośrednio po wojnie. Już poczynając od sezonu 1948/49 sztukę grało kilka teatrów w Polsce. M. in. i teatr lubelski zamierzał wystawić "Synów" bodaj lat piętnaście temu, lecz zamiar spełznął na niczym. I dobrze się stało. Jest bowiem rzeczą wręcz zdumiewającą, do jakiego stopnia wzrosła aktualność utworu.

Nie tylko dlatego, że klany Kellerów bogacą się nadal na wojnach, ale już całkiem brudnych, i tym samym sztuka Millera nabiera wagi dosadnego a dowodnego komentarza do polityki zagranicznej USA. Taki komentarz, uplastyczniony w teatrze, jest nie do pogardzenia z chwilą, gdy wśród części bezkrytycznej młodzieży szerzy się admiracja amerykańskiego stylu życia. Lecz mówię - nie tylko dlatego. Są poza tym w owym dramacie amerykańskim takie ważkie prawdy, których świadomość zanika w różnych społeczeństwach coraz bardziej w miarę oddalania się od tragedii dziejowej 1939-45, a powinna trwać po wsze czasy.

Proszę posłuchać, co Chris, były dowódca kompanii ochotników amerykańskich za oceanem, mówi o latach powojennych (tych pierwszych latach!). Otóż Chrysowi wydawało się, że równocześnie z ciężkimi zmaganiami wojennymi powstało coś nowego. Jakaś odpowiedzialność, solidarność ludzka. Chris chciałby, żeby to coś trwało jak pomnik... Próżne chęci:

Tamto nic dla nich nic znaczyło. Ludzie wcale się nie zmienili. Chłopcy, którzy ginęli, wyszli na ciężkich frajerów.

Komentarz wydrukowany w programie Teatru Osterwy przesuwa punkt ciężkości utworu na sprawy psychologiczne. Prowadzi ten zabieg do kluczenia dokoła istoty rzeczy - do tego, co Francuzi nazywają poszukiwaniem południa o godzinie czternastej. Czytamy też pod tytułem: "Dramat psychologiczny w 3 aktach". Trudno się z tym zgodzić. Czy z woli autora, czy "mimo woli" jego "Synowie" są przede wszystkim sztuką społeczną. Jej esencja kojarzy się wyraźnie z pionem problemowym choćby "Jegora Bułyczowa". Czyż nie odnajdujemy u amerykańskiego pisarza gorkowskiego motywu niszczącej roli pieniądza?

Jim: Nic tylko pieniądze, pieniądze! Będą w kółko powtarzać to słowo, tak długo, aż przestanie cokolwiek znaczyć.

Gdzie indziej woła Chris:

Tu się nie kocha człowieka, tu się człowieka pożera! To jest zwierzyniec, zwierzyniec!...

Już jestem taki sam, jak wszyscy inni. Praktyczny człowiek. Cała hołota, co się dekowała, kiedy myśmy walczyli na froncie, to też byli praktyczni ludzie. Ci, co zginęli, na pewno nie byli praktyczni. Ja teraz jestem praktyczny i pluje na siebie!

Ale oczywiście zachowajmy proporcje w owych analogiach. Filipiki, które wygłaszają dramatis personae Millera, mieszczą się w moralnych kategoriach ustroju kapitalistycznego. Sam Chris przecie wygłasza takie oto credo (wybaczcie jeszcze jeden cytat):

Pewnie można się dorobić na wojnie, ale jak siedzisz za kierownicą nowego wozu, powinieneś wiedzieć, że masz go dzięki poświęceniu, do jakiego człowiek jest zdolny, i że to jest powód, abyś był trochę lepszy niż byłeś. Inaczej wszystko, co masz, jest łupem wojennym, splamionym ludzką krwią.

Zgoda, bardzo trafna jest psychologia w tym dramacie "psychologicznym". Ale nie w psychologii sedno sprawy, prawdziwy rysunek psychologiczny jest organiczną cechą udatnego dzieła realistycznego, a wszakże "Synowie" są utworem na wskroś realistycznym. Powtarzam - chodzi tu o niszczące oddziaływanie pogoni za pieniądzem, które ujawniają dobitnie same fakty sceniczne. Podchodzimy tu do bardzo aktualnego zagadnienia o uniwersalnym zasięgu geograficznym, do stosunku rodzina - społeczeństwo. Arthur Miller pokazał niedwuznacznie, jak gorączkowe zdobywanie pieniędzy dla szczęścia rodziny niszczy właśnie jej szczęście. Pisarz amerykański wskazuje na bardzo groźne niebezpieczeństwo socjalne, polegające na egoistycznym wyodrębnieniu interesu rodziny z interesu ogółu społeczeństwa i państwa. Wszelkie poszukiwania "drugiego dna" w tej klarownej sztuce odwracają tylko uwagę od istoty rzeczy.

Zresztą z doskonałego spektaklu Kazimierza Brauna odczytuje się z łatwością idee zawarte w sztuce Arthura Millera, nacechowanej szczerym humanizmem.

Kształt formalny, jaki nadał dramatowi K. Braun, jest bardzo interesujący. Poza wiernym przekazem klimatu amerykańskiego (ciągle jeszcze dla nas nieco tchnącego egzotyką), zmodernizował reżyser wydatnie ten utwór z gruntu realistyczny. Nie stosując żadnych udziwnień w inscenizacji, uwspółcześnił formę sztuki li tylko za pomocą unowocześnionego stylu gry aktorskiej. Dostrzega się to nie tyle w intonacjach, ile w gestach i ruchach postaci, które osiągają efekty podobne do obserwowanych w nowoczesnym balecie, operującym awangardową, "ostrą" plastyką ruchu i gestu w układach grup niemal rzeźbiarskich.

W sumie spektakl na pewno nieprzeciętny.

Najbardziej podatny nowemu stylowi okazał się Krzysztof Gordon w roli Chrysa Kellera, amerykańskiego młodzieńca o czujnym sumieniu. Triumfy w ekspresji święcili - Krystyn Wójcik i Maria Szczechówna. Wójcik odtworzył w sposób przejmujący rozterkę Joe Kellera, winowajcy, a zarazem ofiary powszechnej pogoni za pieniądzem. Szczechówna grająca żonę fabrykanta, wzruszała wiernością pamięci syna, wtajemniczając jednocześnie widzów z niemałym kunsztem w zagmatwano procesy psychiczne osobowości Kate. Z wdzięczną prostotą gra Annie Deever Ewa Ulasińska. W ogóle zakochana para Chris - Annie budzi współczuciu widowni swoja trudna sytuacja w konflikcie dwóch rodzin, przywodzącym na pamięć waśń Montekich i Kapuletów. Pełen szlachetnej pasji jest w wykonaniu Jerzego Krasunia brat Annie. George Deever, prawnik, który w życiu jakoś "nie widzi prawa". Marian Drozdowski stworzył wyrazista postać doktora Jima Baylisa, uczciwego fachowca, któremu zdaje się niezbyt się powodzi skąd skłonność do refleksji i sceptycyzmu. Rola Susie Baylis, doktorowej, typowej prowincjonalnej "damy" amerykańskiej, całkowicie się udała Marii Kaczkowskiej; rzetelnie wykonali swoje niewielkie zadania - Tadeusz Kuduk (sąsiad Kellerów, Frank Laubey, fantasta opracowujący horoskopy dla Kate) i Barbara Pohorecka - miła, skromna Lidia, jego żona.

Scenografia Janusza Warpechowskiego - estetyczna bez ekstrawagancji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji